Ostatniej doby zmarły kolejne osoby zakażone koronawirusem..." – komunikat tej albo podobnej treści od niemal 20 miesięcy regularnie słyszymy w radiu, widzimy w gazetach i na stronach portali informacyjnych. Przed pandemią słowa, takie jak „śmierć" czy „zgon", pojawiały się przede wszystkim w relacjach o wypadkach drogowych i w komunikatach policji na temat morderstw. Przez ostatnie półtora roku o śmiertelnych ofiarach najczęściej mówi się w odniesieniu do Covid-19. Jednocześnie pewnie większość z nas w swojej rodzinie, wśród współpracowników, ludzi, z którymi kontaktujemy się zawodowo, bliższych lub dalszych znajomych, może wskazać osobę, która zmarła po zakażeniu koronawirusem.
Wyniki testu na Covid-19 pokazują politycy, sportowcy, artyści. Na oddziały covidowe trafiali starsi i młodsi, bardziej i mniej aktywni fizycznie, wśród nich ludzie postrzegani jako ci, którzy kojarzą się z intensywnym korzystaniem z życia, a nie z zagrożeniem śmiercią. Doświadczenie pandemii było jak średniowieczne spotkanie-rozmowa mistrza Polikarpa ze Śmiercią, wyliczającą osoby, które dosięgnie jej kosa („Wszytki moja kosa skarze (...) Rzemieślniki, kupce i oracze, Każdy przed mą kosą skacze"). Przekonaliśmy się, jak bardzo aktualna jest zasada, zgodnie z którą średniowieczny taniec śmierci – danse macabre – może porwać każdego.
Czytaj więcej
Jako społeczeństwo nie zatrzymaliśmy się, by opłakać największą powojenną tragedię – śmierć ponad 100 tys. osób z powodu pandemii. A zaniechając żałoby, straciliśmy okazję, by celebrować życie.
Od wiosny 2020 r. wielu lekarzy zwraca uwagę, by nawet w szczycie pandemii nie zapominać o leczeniu chorób przewlekłych. Postulują, by równolegle do raportów na temat pandemii, informacji o liczbie zakażeń i zgonów z powodu Covid-19 publikować dane o tym, u ilu osób zdiagnozowano nowotwór i ilu zmarło pacjentów onkologicznych(w Polsce to średnio ponad 400 zgonów dziennie), by pokazać, jak duże jest spektrum różnych zagrożeń.
Wszystko to może sprawić, że tegoroczny 1 listopada przeżywać będziemy z innym nastawieniem do śmierci niż przed dwoma laty. Pojawia się pytanie: czy pandemia powoduje, że śmierć nie robi na nas tak dużego wrażenia jak wcześniej? Czy przyzwyczailiśmy się do niej, a może odwrotnie – zwiększył się związany z nią lęk, a wraz z nim nasza troska o siebie? To pytanie zadaliśmy lekarzom, którzy pracowali na oddziałach covidowych, epidemiologom, językoznawcom i psychiatrom.