Następnie pojawiają się ręce nastolatka, a na końcu mężczyzny, który w finałowej scenie pakuje kolorowe pudełko dla swojego dziecka. Zmienia się bohater, podczas gdy otoczenie pozostaje to samo. Podobną konstrukcję ma książka „W ustach sól". Główna bohaterka opowiada historię swojego życia, w której stałym elementem i punktem odniesienia jest morze. Ona się zmienia, ale woda nie.

Dla szkockiej poetki Charlotte Runcie to prozatorski debiut. Autorka pokazuje, jak duże znaczenie w jej życiu ma właśnie morze: przywołuje fragmenty „Odysei", której egzemplarz nosi w torbie jak talizman, rysuje obraz wystawy muszli w mieszkaniu babci. Swoją opowieść przeplata różnymi faktami. Pokazuje m.in., jak wiele zagadek i tajemnic związanych jest z porodami na morzu. Choćby taka, że przed 1837 rokiem na brytyjskich statkach nie było obowiązku rejestrowania dzieci urodzonych w czasie rejsu.

Książkę Runcie można traktować też jak nieoczywisty przewodnik po Szkocji. Autorka opisuje miejsca, które odwiedza, by znaleźć się bliżej morza: to jezioro Coruisk, w którym pływają delfiny i płetwale karłowate, czy miejscowość Oban w hrabstwie Argyll na zachodnim wybrzeżu Szkocji, która słynie z destylarni whisky. Runcie odkryła, że to świetne miejsce do oglądania statków. Skojarzeń z morzem jest tak dużo, że w pewnym momencie czytelnik może się wśród nich pogubić. Nawet kilkumiesięczna córka autorki zasypia tylko wtedy, gdy z aplikacji w telefonie odtwarzany jest szum fal. Treść książki dobrze oddaje jej oryginalny podtytuł „Kobiety i morze" („Women and the Sea"). Ciekawe, dlaczego nie wyeksponował go polski wydawca.

„W ustach sól", Charlotte Runcie, przeł. Magdalena Koziej, wyd. Prószyński i S-ka