Czyż nie jest przyjemniej i prościej kupić z rana 453,6 g pomidorów (czyli jedną uncję) zamiast jakichś tam kilogramów narzuconych przed laty przez Brukselę? Pochwalić się przed sąsiadem salonem, który ma ponad jedną żerdź (25,3 mkw.)? Albo w sobotę przebiec dwie czy trzy ligi, z których każda ma 4828 m? Brytyjczycy zabrali się za odświeżanie imperialnego systemu miar i wag, który po 41 latach w Unii i kolejnych pięciu latach brexitowych negocjacji ma zastąpić w królestwie układ metryczny wywodzący się jeszcze z czasów znienawidzonej Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Lord David Frost, były negocjator ds. brexitu, a dziś minister ds. stosunków z Unią, przekonuje, że powrót do tradycji będzie jedną z największych korzyści z wyjścia Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty. Ma być zapisany na honorowym miejscu w księdze, która precyzyjnie wypunktuje wszystkie atuty, które Londyn zyskał dzięki rozwodowi z Unią. – Można być sceptycznym. To będzie zestaw rzeczy bez znaczenia, takich, które mogą je mieć, oraz tych, które już mają duże znaczenie – punktuje Sam Lowe, ekspert brukselskiego Centre for European Reform (CER).
Czyż nie jest przyjemniej i prościej kupić z rana 453,6 g pomidorów (czyli jedną uncję) zamiast jakichś tam kilogramów narzuconych przed laty przez Brukselę? Pochwalić się przed sąsiadem salonem, który ma ponad jedną żerdź (25,3 mkw.)? Albo w sobotę przebiec dwie czy trzy ligi, z których każda ma 4828 m?
Ale w kręgach władzy nad Tamizą nikt dziś takimi drobiazgami się nie przejmuje. Zwolennicy brexitu na gwałt potrzebują argumentów, że jednak warto było się wyzwolić z „okowów Brukseli". A skoro realnych atutów za bardzo nie widać, lepsze fikcyjne niż żadne. – Umowę handlową z Australią wprowadzaliśmy stopniowo przez dziesięć lat. Porozumienie z Unią, która jest dla nas o wiele ważniejszym partnerem handlowym, musieliśmy wprowadzać niemal z dnia na dzień. Dlatego dopiero teraz odkrywamy tak naprawdę jej skutki – mówi „Plusowi Minusowi" wysoki rangą urzędnik brytyjskiego rządu, odnosząc się do strategii Borisa Johnsona, tzw. twardego brexitu, czyli wyprowadzenia kraju już nie tylko ze Wspólnoty, ale i jednolitego rynku.
To brutalne przecięcie więzi ze zjednoczoną Europą nastąpiło o północy (czasu brukselskiego) 1 stycznia 2021 r. Zaledwie 11 miesięcy po formalnym wyjściu Zjednoczonego Królestwa ze Wspólnoty (1 lutego 2020 r.) zaczęły obowiązywać regulacje, które Unia stosuje wobec krajów trzecich. Dziś poddani Elżbiety II odkrywają, że zamiast obiecywanego przez Johnsona „wyzwolenia potencjału" Wielkiej Brytanii są z tego niemal wyłącznie kłopoty.
KFC nie ma kurczaków
Aby się o tym przekonać, wystarczy pójść do sklepu. Tu brakuje wielu popularnych produktów, które do tej pory sprowadzano z kontynentu, przede wszystkim spożywczych. Nawet najbardziej zatwardziali zwolennicy brexitu w skrytości ducha muszą przyznać, że brytyjskie sery nie umywają się do francuskich, polska kiełbasa nokautuje angielskie wędliny, a hiszpańskie wina, no cóż, w ogóle nie mają rodzimych konkurentów w Zjednoczonym Królestwie. Zdarza się i tak, że w ogóle nie ma co wprowadzić do sprzedaży. KFC czy jego rywal Nando's musiały wycofać ze sprzedaży część oferty, bo brakuje kurczaków.