Niezależna?
Tak, nawet jeśli pracuje i robi wiele rzeczy, a nie tylko siedzi w domu i zajmuje się wychowaniem dzieci, pełni rolę członka wspólnoty, który ma za zadanie opiekować się innymi.
A jak to było w pani przypadku? Dlaczego wyjechała pani z Gruzji?
Nie kryje się za tym żadna wielka historia. Studiowałam reżyserię teatralną w Tbilisi i nie byłam zadowolona z poziomu edukacji. Był początek nowego tysiąclecia, trudny czas dla kraju, i wiedziałam, że nie dostanę tego, czego potrzebuję. Nadal rządził Szewardnadze, wszystko tkwiło w miejscu, było szaro, nie miało to nic wspólnego z nowoczesnością. Od dziecka uczyłam się niemieckiego, chodziłam do szkoły, w której język i kultura Niemiec były w centrum uwagi, więc mówiłam całkiem płynnie. Pomyślałam więc, że spróbuję studiów za granicą, udało mi się dostać na uczelnię, co nie było łatwe, no i zamieszkałam w Hamburgu. Ale planowałam wrócić po czterech latach. Wszystko potoczyło się jednak inaczej, zaczęłam pisać po niemiecku, co tym bardziej utrudniało powrót, zwłaszcza gdy zaczęto publikować moje teksty.
W pani najnowszej powieści ciekawy jest też obraz Rosji z lat 90. Oligarchowie, „nowi Ruscy", czas pieriestrojki i późniejsza wolnoamerykanka. Zastanawiam się, czy wymagało to od pani wiele pracy, czy też znała pani dobrze te realia?
To dobre pytanie, bo wbrew pozorom w przypadku oligarchów bardzo trudno o informacje. Właściwie nie ma na ich temat książek, a szukałam i po rosyjsku, i po niemiecku, i po angielsku.
Wydaje mi się, że pisali o tym Peter Pomerantsev i Masha Gessen.
Tak, to są nowsze rzeczy, ale najwięcej chyba można się dowiedzieć z książki Davida E. Hoffmana z „Washington Post". To coś zdecydowanie ciekawszego niż klisze w rodzaju „Abramowicz na jachcie z szampanem". Ale samą sytuację, atmosferę, życie codzienne tamtych czasów znałam całkiem nieźle z Gruzji. U nas wyglądało to podobnie.
Tylko na mniejszą skalę.
Oczywiście. Sądzę, że najwięcej dało mi to, że w obu miejscach panowała podobna atmosfera. Miałam też wielu znajomych w Rosji, spędziłam tam dużo czasu. Ale przyznaję, że ta część książki – opowiadanie o świecie oligarchów – była dla mnie najtrudniejsza. I zarazem bardzo ciekawa, mocno absurdalna. Ci ludzie zaczynali od sum typu 500 dolarów, a potem dorabiali się 500 milionów. To było takie wschodnie eldorado, szalone czasy inflacji, anarchii, korupcji. Wszystko było możliwe i niektórzy ludzie posiadający odpowiednie umiejętności dochrapali się niewiarygodnej władzy.
Trudno opowiada się tak przerażającą historię?
Tak, ale mam w tym już pewną wprawę. Praca nad „Ósmym życiem", które traktuje o historii Gruzji, była chyba trudniejsza. Dłużej się do pisania tej powieści przygotowywałam, musiałam przekopać się przez góry dokumentów. Było to o tyle straszniejsze, że wszystkie fakty były na piśmie i...
...nie dało się od nich uciec?
Nie było też miejsca na interpretację. Było to bardzo przygnębiające, ale nawet tam, nawet w dokumentach z lat 30. i 40. dotyczących Związku Radzieckiego obok czystek, represji, śmierci pojawia się dużo świadectw pomocy, tego, że ludzie starają się coś dla siebie zrobić. Chciałam w tym wszystkim znaleźć równowagę, bo oczywiście przychodzą takie momenty, gdy człowiek się zastanawia, po co to robi.
No właśnie: po co? Ma pani takie poczucie, że literatura może coś zmienić, że opowiadanie takich historii coś daje?
Mój cel jest o wiele bardziej egoistyczny. Literatura jest dla mnie sposobem radzenia sobie z różnymi rzeczami, pomaga mi je zrozumieć. Od dzieciństwa byłam zapaloną czytelniczką. Zawsze lubiłam pogrążać się w świecie wyobraźni, odtwarzać własny film podczas lektury. Książki bardzo pomogły mi przejść okres dojrzewania. Ale gdy zaczęłam pisać i zadawać sobie pytanie, dlaczego to robię, zobaczyłam w literaturze coś na kształt pomostu między własną potrzebą lepszego zrozumienia świata a możliwością podzielenia się tym z innymi ludźmi. Myślę, że tak brzmi szczera odpowiedź. Nie chodzi o to, żeby czytelnik poczuł to czy tamto. Nie wierzę, żeby dzieło sztuki – książka, film, cokolwiek – mogło zmienić świat. Ale myślę, że sztuka może uwrażliwić nas na rzeczywistość.
Nauczyć empatii?
Tak, może nauczyć nas empatii i uświadomić różne rzeczy. Nawet jeśli ktoś po lekturze mojej powieści wygugluje Czeczenię, Kaukaz czy Rosję, jeśli zainteresuje się jakimś tematem, to będę miała poczucie spełnienia. Uważam, że to wystarczy, że to naprawdę dużo. Ale zdarza się, choć może nie tak często, jakby tego chcieli artyści, że literatura, muzyka czy film poszerzają nasze horyzonty i otwierają nam oczy.
Nino Haratischwili, ur. 1983 r. w Tibilisi, mieszka w Hamburgu, gdzie studiowała reżyserię filmową. Autorka sztuk teatralnych i książek – m.in. „Juja" (2010), „Mój łagodny bliźniak" (2013) i „Ósme życie" (2014). Jej ostatnia książka „Kotka i Generał" ukazała się w Polsce w 2019 roku w tłumaczeniu Urszuli Poprawskiej nakładem Wydawnictwa Otwarte
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95