Słowo „populizm" zrobiło oszałamiającą karierę. Nieomal nie ma tekstu politycznego dotyczącego dzisiejszej sytuacji Polsce i na świecie, w którym by się ono nie znalazło. Wygląda to tak, jak gdyby ów populizm miał wyjaśnić wszystko z dzisiejszej zagmatwanej sytuacji politycznej, a przede wszystkim pozwolił zrozumieć odwrót od sił dotąd dominujących i poszukiwanie nowych.
Teza mojego tekstu jest następująca: pojęcie populizmu niewiele wyjaśnia, co więcej – raczej służy zamazaniu obecnej sytuacji niż jej rozjaśnieniu. Używane jest z reguły bezrefleksyjnie i służy jako pojęcie wytrych, które ma pasować do wszystkich dzisiejszych dylematów. Odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki jedynie stwarza pozór jakiegoś wyjaśnienia, pełniąc de facto rolę bojowego zawołania tych, którym nie podoba się zmiana układu politycznych sił. Ma raczej mobilizować do działania przeciwko tym, którzy dziś zdają się wygrywać, a nie pomagać zrozumieć miejsce, w którym się znaleźliśmy, oraz przyczyny tego stanu rzeczy. Odsuwać od siebie konieczność autokrytyki, zrozumienia, jakie błędy przyczyniły się do triumfu tych, których zwie się populistami.
Druga strona medalu
Wszystko to nie oznacza, że pojęcie populizmu jest puste albo że jest jedynie ideologicznym zawołaniem. Problem polega na tym, że ma ono sens tylko wtedy, gdy się określi, co się przez nie rozumie.
Wydaje się sprawą oczywistą, że za populizm powinno uchodzić schlebianie ludowi wedle znanego hasła vox populi vox dei (głos ludu głosem Boga). Byłby to wtedy taki stan rzeczy, gdy władza – czy to skupiona w jakichś jednych rękach, czy też sprawowana przez jakąś partię czy grupę ludzi – kieruje się w swym postępowaniu pragnieniami ludu. Co to jednak konkretnie oznacza? Skąd owa władza ma je znać, skąd ma wiedzieć, że dobrze je odczytuje? A przede wszystkim czym jest sam ów lud?
Kiedyś dawało się ów lud jakoś zidentyfikować i scharakteryzować, kierując się kryterium w postaci poziomu zamożności, miejsca zajmowanego w hierarchii społecznej, a także liczebności. Czy jednak jest to możliwe do zrobienia także dzisiaj, w złożonych społeczeństwach ponowoczesnych, w których znacznie więcej rzeczy ludzi dzieli, niż łączy? Czym dzisiaj miałby być zatem ów lud populizmu? Czy są to najliczniejsi, najbiedniejsi czy z jakiegoś innego względu zajmujący najniższe miejsce w hierarchii społecznej? Wiele wskazuje na to, że przy wszystkich możliwych zastrzeżeniach jest to wciąż najbardziej intuicyjne pojmowanie tego, co w populizmie może uchodzić za lud i prawdopodobnie jedyne, które jest w stanie wyjaśnić różne posunięcia populistów.