Andrzej Bryk: Wyklęte słowo ojczyzna

Globalny uniwersalizm nie tworzy niczego wspólnotowego.

Aktualizacja: 23.08.2020 20:56 Publikacja: 23.08.2020 00:01

Andrzej Bryk: Wyklęte słowo ojczyzna

Foto: Adobe Stock

Polityczne pytania, zauważa brytyjski filozof Roger Scruton, dotyczą tego, jak dana społeczność powinna być rządzona i kwestii tożsamościowych. Na te pierwsze odpowiadają wybory, te drugie dotykają ideałów, fundamentalnych moralnych i symbolicznych punktów odniesienia, kwestii „kim jesteśmy".

Niedemokratyczny liberalizm i nieliberalna demokracja

Dyskusja np. o imigracji, prowadzona jest w Unii Europejskiej w kategoriach ekonomicznych i solidarności z prześladowanymi, podczas gdy chodzi w niej o pozatraktatową zmianę społeczną. Stabilność demokracji zależy od zaufania między elitami a obywatelami, od lojalności chroniącej w czas niebezpieczeństwa. To zaufanie oparte jest na dobrach takich jak język, zwyczaje czy szacunek dla własnej kultury i historii, czy też rządzący tradycyjnie związani z państwami narodowymi. To nazywane jest w języku liberałów wyklętym słowem ojczyzna czy patriotyzm.

Czytaj także: Andrzej Bryk: jakby przed nami nie było niczego

Globalna elita dysponująca siłą pieniądza, wiedzy i instytucjonalnym umocowaniem w sieciach wzajemnego zabezpieczenia rozbija te dobra, dewastując przy tym najsłabszych, niezdolnych finansowo, prawnie, kulturowo. Uznanie, że nie ma alternatywy dla liberalnej globalizacji, likwidowało demokrację, ponieważ przestał istnieć demos, a weszła polityka na rzecz technokratycznego zarządzania społeczeństwami przez instytucje międzynarodowe, korporacje i NGO'sy. Niedemokratyczny liberalizm zdefiniował się w opozycji do nieliberalnej demokracji.

Obie strony w sporze o brexit miały poczucie egzystencjalnego, a nie politycznego starcia, ponieważ istotą społeczności jest minimum poczucia, iż istnieje coś takiego jak „wspólnota". Liberalna kultura emancypacji nie ma języka, by zrozumieć ten bunt przeciw wykorzenianiu dokonywanemu w imię wolności – istoty społeczeństwa „otwartego".

Globalny uniwersalizm nie tworzy niczego wspólnotowego, lecz rój walczacych ze sobą o prawa, tj. władzę, tożsamości. Cnoty publiczne, warunek solidarności, wymagają uczestnictwa w działaniu, w którym czujemy się moralnie zobowiazani za innych. Dobro wspólne „ludzkości" to dobro moralnie i psychologicznie zewnętrzne, bo „ludzkość" nie jest wspólnotą działania moralnego. Ta może bowiem być jedynie realną wspólnotą miłości do świata uznanego za dobry, w który wrasta się na zasadzie odpowiedzialności, i w obronie której chce się coś poświęcić.

Żadne instytucje „społeczności międzynarodowej" nie tworzą takiej wspólnoty, ponieważ gatunek ludzki, jak zauważa politolog i historyk idei Pierre Manent, rozwija swój potencjał wewnątrz wielości ludzkich wspólnot.

Napędza ich strach

Brexit złamał wiarę, że historia dobiega kresu definiowanego przez ponadpolityczny konsensus liberalnych elit europejskich. Dlatego suweren mógł wybierać tylko dobrze, zły wybór jest nieważny. Ta bezalternatywność zaślepia, pozbawiając elity właściwego zdiagnozowania problemów, gdy słabość Unii Europejskiej wynika ze słabości jej życia obywatelskiego, z rozwarstwieniem, wzrastającą dysfunkcjonalnością społeczną i wielokulturowością jako projektem rozmycia europejskiej tożsamości.

Ideologią obowiązującą stały się abstrakcyjne prawa człowieka, nowa „religia" ekologizmu i równość genderowa z karaniem uważających ten projekt za szalbierstwo ideologiczne.

Wyznawcy tej misji widzą historię jako zmierzającą w jednym kierunku, ale nie sa deterministami. Napędza ich strach, że ów postęp wolności jest nieustannie zagrożony przez wrogów wręcz egzystencjalnych, będących wcieleniem zła: „populistów", „ksenofobów" czy ostatnio modnych „homofobów", których należy zneutralizować, aby historia nie osunęła się ponownie w otchłań chaosu i opresji, a jej integralność moralna nie została naruszona.

Wyznawcy tej polityki eliminują niewygodnych oszczerstwami, niszczą ich kariery czy materialną egzystencję, z prawem jako narzędziem realizacji takich celów. To przemoc w służbie dobra, z potępieniem takiego terroru, który powstrzymywał emancypację istniejącej kultury czy religii bądź próbował ustanowić jego złowieszczą formę, jak nazizm.

Lenin jako ojciec postępu ludzkości

Terror w słusznej sprawie z przeszłości jest usprawiedliwiany. To dlatego współcześni barbarzyńcy niezdolni są dostrzec różnicy między pokojową chrześcijańską ewangelizacją a Holokaustem czy chrześcijaństwem a rasizmem. Z tego samego powdu komunizm jawi im się jako nie do końca skuteczna metoda wdrażania ostatecznej emancypacji na drodze postępu. To dlatego niszczenie pomników Junipero Serry, Tadeusza Kościuszki czy Winstona Churchilla jest dla nich tożsame z niszczeniem pomników apologetów rasistowskiego kolonializmu, a odsłanianie pomników Marksa i ludobójcy Lenina, jak w Gelsenkirchen w Niemczech, honoruje ojców postępu ludzkości.

Zwycięstwa tak rozumianego postępu napędzane są poczuciem moralnych racji pomieszanych z resentymentem i „nienawiścią do świata", by użyć pojęcia liberalnej neokonserwatystki Chantal Delsol. Sa one i nieodwołalne, i nieustannie możliwe do natychmiastowego zrealizowania w obszarach nie do końca jeszcze „wyzwolonych", stąd czujność wobec jakiejkolwiek możliwości herezji. A jeżeli do niej dojdzie, jak np. w przypadku Trumpa czy brexitu, nie jest to sprawa zmian politycznych, lecz fundamentalne zaprzeczenie świeckiego planu zbawienia. Polityka w tej perspektywie staje się jego narzędziem. Jak ujął to Matthew Rose, to przeniesienie przynależnej tylko Bogu zbawczej łaski na ludzkość, obarczające ją odpowiedzialnością napędzaną gorączką totalitarnego działania.

Ten projekt stał się niestety istotą „europeizmu" podważającego jakiekolwiek stałe ludzkiego bytowania, rekonstruowanego w imię emancypacji od opresji, naturalnej rodziny, państwa narodowego czy ról płciowych.

Autor jest profesorem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego

Polityczne pytania, zauważa brytyjski filozof Roger Scruton, dotyczą tego, jak dana społeczność powinna być rządzona i kwestii tożsamościowych. Na te pierwsze odpowiadają wybory, te drugie dotykają ideałów, fundamentalnych moralnych i symbolicznych punktów odniesienia, kwestii „kim jesteśmy".

Niedemokratyczny liberalizm i nieliberalna demokracja

Pozostało 95% artykułu
Opinie Prawne
Dawid Kulpa, Mikołaj Kozak: „Trial” po polsku?
Opinie Prawne
Leszek Kieliszewski: Schemat Ponziego, czyli co łączy przypadek Palikota z kłopotami Cinkciarza
Opinie Prawne
Marek Isański: Bezprawie to nie prawo, III RP to nie PRL. Przynajmniej tak miało być
Opinie Prawne
Prof. Michał Jackowski: Alkoholowe tubki i zakazane systemy AI
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędzia pijak albo złodziej czy czas trwania procesów? Co bardziej szokuje?