Rz: Słyszałam, że jako student miał pan taki zapał do nauki, iż uczestniczył pan w ćwiczeniach na stojąco. I to poza salą.
Prof. Maciej Kaliński: Mój rok był najliczniejszy w historii wydziału prawa. W 1993 r. przyjęto aż 2 tys. osób. Warunki na zajęciach, zwłaszcza na początku, były trudne. Rzeczywiście zdarzyło mi się uczestniczyć w ćwiczeniach u prof. Piotra Winczorka, prowadzonych na parterze, przez okno. Stałem na zewnątrz, na dziedzińcu. Byłem młody, więc mogłem sobie postać półtorej godziny. Pogoda była ładna. Problem miałem tylko z notowaniem, ale dałem radę.
Czy nie żałuje pan, że nie imprezował pan więcej na studiach?
Nie, każda godzina spędzona na nauce poszerzała moją wiedzę i rozwijała mnie intelektualnie. Zresztą nie było tak, że w ogóle nie uczestniczyłem w studenckim życiu towarzyskim. Za moich czasów bardzo aktywny był samorząd studencki, który organizował nie tylko otrzęsiny i połowinki, ale też andrzejki, ostatki i bale na zakończenie roku. Okazji nie brakowało. Często było to organizowane wspólnie z samorządem obu wydziałów medycznych akademii. Wtedy imprezy odbywały się w klubie Medyk.
Balował pan do rana?