Krzysztof Koźmiński: Grillowanie Sądu Najwyższego za wyroki ws. frankowiczów

SN oburzył lobby kredytobiorców frankowych, ośmielając się zasugerować, że orzeczenia TSUE są wewnętrznie sprzeczne i luźno inspirowane dyrektywą.

Publikacja: 24.11.2023 06:42

Krzysztof Koźmiński: Grillowanie Sądu Najwyższego za wyroki ws. frankowiczów

Foto: Adobe Stock

Wydane 19 wrześniu, a opublikowane niedawno wraz z pisemnym uzasadnieniem na oficjalnej stronie internetowej wyroki Sądu Najwyższego w sprawach o sygnaturach: II CSKP 1110/22, II CSKP 1495/22 oraz II CSKP 1627/22, wywołały spore poruszenie. Biorąc pod uwagę dominujące komentarze – niejednokrotnie bardzo ostre, nienadające się do cytowania, w tym także niemerytoryczne zarzuty ad personam względem sędziów składu orzekającego, a także opinie dopatrujące się motywów innych niż prawne wskazanych orzeczeń – zaprezentuję stanowisko oryginalne, bowiem aprobujące przyjętą przez SN perspektywę.

Zacznijmy od zrelacjonowania stanowiska Sądu Najwyższego. Co tak bardzo oburzyło środowisko kredytobiorców oraz grupę radykalnie prokonsumencko nastawionych prawników, że uznano je za „bulwersujące”, „skandaliczne” czy nawet zapowiadające „polexit z unijnego systemu prawnego”?

Przede wszystkim: przypomnianych zostało kilka oczywistych prawd prawno-ekonomicznych oraz niekoniecznie wygodnych faktów z przeszłości, podważających zero-jedynkową narrację frankowiczów na temat krzywdy wyrządzonej przez banki udzielające rzekomo „toksycznych” kredytów hipotecznych.

Sąd Najwyższy bowiem nie tylko odtworzył kontekst historyczny udzielania umów kredytu indeksowanego/denominowanego (ignorowany współcześnie lub obarczony błędem prezentyzmu), podkreślając towarzyszące im niższe oprocentowanie, przekładające się na korzystniejsze raty niż w przypadku analogicznych kredytów złotowych, ale i dzisiejsze nieuzasadnione uprzywilejowanie wąskiej grupy kredytobiorców spowodowane aktualną linią orzeczniczą sądów powszechnych.

Czytaj więcej

Wyłom czy eksces Sądu Najwyższego? Korzystny dla banku wyrok ws. frankowej

Zaakcentował ponadto kontrowersje towarzyszące wybranym rozstrzygnięciom TSUE i wątpliwości dotyczące poprawności ich odczytań – zwłaszcza gdy skutkiem miałoby być faktycznie pozbawienie zastosowania przepisów kodeksu cywilnego, w tym art. 56 (konieczność uwzględnienia zasad współżycia społecznego oraz ustalonych zwyczajów przy określaniu skutków prawnych zawartej umowy) oraz art. 358 § 2 (pozwalającego zastosować kurs średni Narodowego Banku Polskiego do określenia wartości obcej waluty, gdy umowny sposób przeliczania zostanie zakwestionowany).

Rozsądne podejście SN ws. frankowiczów

Mówiąc w pewnym uproszczeniu: Sąd Najwyższy wskazuje, że prawidłowe zinterpretowanie polskich przepisów ustawowych nie tylko nie stoi w sprzeczności z prawem unijnym, pozwala zrealizować wymagany przez TSUE stopień ochrony konsumenta, nie faworyzując jednocześnie partykularnej grupy kredytobiorców oraz unikając stosowania najdalej idącego skutku w postaci eliminacji stosunku prawnego.

Rozsądne podejście, zdaniem składu orzekającego, nakazywałoby raczej zastosować kurs średni NBP do określenia zobowiązań kredytobiorcy względem banku i w ten sposób, bez uznawania za nieważne całych umów zawartych kilkanaście-dwadzieścia lat temu, zamknąć sprawę. Bank i tak na tym straci, a kredytobiorca zyska – choć nie w tak wielkim stopniu, jak przy całkowitym unicestwieniu długoterminowej umowy kredytowej.

Komentowane wyroki są o tyle interesujące, że – w odróżnieniu od wielu innych rozstrzygnięć w sprawach kredytowych, wydanych przez ten organ lub sądy powszechne – SN uzasadnia swoje stanowisko w sposób szczery, klarowny i odważny, nie uciekając w słowną ornamentykę, sofistykę, pozorne niuansowanie czy nowomowę europejskiego orzecznictwa w sprawach konsumenckich.

A to niestety często spotykana maniera orzeczeń TSUE oraz, powołujących się na nie, wyroków polskich sądów powszechnych, w których zapewnia się o respektowaniu prawa krajowego, poszanowaniu zasady proporcjonalności, dążeniu do wyważenia praw obu kontrahentów, uwzględnienia interesów przedsiębiorcy, deklaruje troskę o cel dyrektywy 93/13 (przywrócenie równowagi między konsumentem i przedsiębiorcą), by w rzeczywistości poprzeć najdalej idące roszczenia kredytobiorcy frankowego. Również i te roszczenia, które oznaczają jednostronne uprzywilejowanie tej grupy kredytobiorców i przyznanie im wymiernych ekonomicznie bonusów w postaci darmowego kredytu, a może i nawet dalej idących korzyści.

Wyrok TSUE ws. kredytów frankowych jak drwina

Dobrym przykładem jest tu zwłaszcza niedawne, otwarcie krytykowane przeze mnie jako błędne i szkodliwe czerwcowe orzeczenie TSUE w sprawie C-520/21. Trybunał uznał w nim, że po podważeniu umowy kredytowej przez konsumenta bankowi należy się bez wątpienia jedynie zwrot „czystej” nominalnej kwoty kapitału przekazanego wcześniej na zakup nieruchomości. Natomiast zwrot oczywistych korzyści osiągniętych przez kredytobiorcę w związku z wieloletnim korzystaniem z kapitału ocenił już jako wątpliwy w świetle prawa europejskiego i obarczył szeregiem zastrzeżeń (co – w razie spotykanej niestety często uproszczonej interpretacji orzeczeń TSUE – może prowadzić do darmowych kredytów niemających nic wspólnego ze sprawiedliwym rozliczeniem).

Co więcej – wedle TSUE, przynajmniej w świetle prawa europejskiego jest możliwe pod pewnymi warunkami, aby to klient dysponował szeroką gamą dodatkowych roszczeń względem przedsiębiorcy. TSUE zajął więc radykalne i jednostronne stanowisko, obudowując je deklaracjami na temat zasad proporcjonalności, pewności prawa oraz konieczności uwzględnienia prawa krajowego przy wyrokowaniu, które w świetle werdyktu brzmią jak drwina.

Tymczasem SN w uzasadnieniu wyroków spraw II CSKP 1495/22 oraz II CSKP 1627/22 nazywa rzeczy po imieniu i nie waha się wskazać tych fragmentów orzeczeń TSUE, z którymi – jako wykraczającymi poza kompetencje orzecznicze Trybunału – się nie zgadza. I tak np. neguje zdolność TSUE do wyłączania stosowania polskich przepisów ustawowych, które obowiązują i mają moc wiążącą tak długo, aż nie uchyli ich polski ustawodawca albo Trybunał Konstytucyjny. Sąd Najwyższy poddaje również krytycznej analizie status i skutki prawne dyrektywy 93/13 (która została implementowana do krajowego porządku prawnego w drodze przepisów kodeksu cywilnego i jako taka powinna być stosowana w kontekście innych przepisów tej ustawy) oraz wyroków prejudycjalnych Trybunału, które nie stanowią źródła prawa zdolnego nowelizować przepisy kodeksowe.

Co więcej, w komentowanych orzeczeniach Sąd Najwyższy ośmiela się sugerować, że orzeczenia TSUE są momentami wewnętrznie sprzeczne, tendencyjne, nie znajdują oparcia w przepisach dyrektywy 93/13, a aktywność Trybunału wykracza poza przypisane mu kompetencje, ponieważ po prostu TSUE sam sobie swobodnie współtworzy dyrektywę, interpretując ją wbrew wyraźnemu brzmieniu przepisów (fragment z orzeczenia II CSKP 1627/22: „TSUE nie tyle wykłada pojęcia użyte w Dyrektywie, lecz raczej tworzy nowe reguły, luźno inspirowane Dyrektywą”)!

Sąd Najwyższy rozumuje relatywnie prosto i zdroworozsądkowo, przyjmując, że skoro wolą kredytobiorców było uzyskanie kredytu o niższym oprocentowaniu w zamian za przyjęcie na siebie ryzyka związanego z możliwością wzrostu obcej waluty, a sposób dokonywania przeliczeń był dla kontrahentów kwestią drugorzędną – zarzuty konsumenta skierowane wobec odesłań do tabel kursowych banku powinny być uwzględnione, przy jednoczesnym zastosowaniu art. 358 § 2 kodeksu cywilnego.

Umowa kredytobiorcy z bankiem może trwać

W efekcie zdaniem Sądu Najwyższego relacja prawna kredytobiorcy z bankiem trwa nadal, umowa jest dalej realizowana, bank zwraca co najwyżej niezasadnie pobraną „nadwyżkę” powstałą w związku ze stosowaniem własnych tabel kursowych, a kredytobiorca nie może liczyć na żadne dodatkowe benefity.

Czy wydając wskazane wyżej wyroki – jak podnoszą krytycy – Sąd Najwyższy rzeczywiście naruszył prawo Unii Europejskiej, ignorując rozstrzygnięcia TSUE, czym naraził Skarb Państwa na odpowiedzialność odszkodowawczą? Moim zdaniem nie, choć zadał lobby kredytobiorców frankowych cios znacznie poważniejszy. Pokazał bowiem, że możliwe jest – przy rozsądnym i proporcjonalnym współstosowaniu prawa unijnego i krajowego – utrzymać w mocy umowy kredytowe, nie wywracając przy tym do góry nogami przepisów kodeksu cywilnego i odwiecznych zasad prawa prywatnego.

A także, że uzasadnić można to w sposób przystępny i zrozumiały, bez uciekania się do retorycznych trików i wątpliwych nadużyć interpretacyjnych.

A to, że jest to nie w smak kredytobiorcom, liczącym na darmowy kredyt czy nawet uznanie roszczeń banku za przedawnione, to już zupełnie inna historia.

Autor jest doktorem habilitowanym nauk prawnych, kierownikiem Zakładu Ekonomicznej Analizy Prawa na WPiA Uniwersytetu Warszawskiego, radcą prawnym, partnerem zarządzającym w Kancelarii Jabłoński Koźmiński

Wydane 19 wrześniu, a opublikowane niedawno wraz z pisemnym uzasadnieniem na oficjalnej stronie internetowej wyroki Sądu Najwyższego w sprawach o sygnaturach: II CSKP 1110/22, II CSKP 1495/22 oraz II CSKP 1627/22, wywołały spore poruszenie. Biorąc pod uwagę dominujące komentarze – niejednokrotnie bardzo ostre, nienadające się do cytowania, w tym także niemerytoryczne zarzuty ad personam względem sędziów składu orzekającego, a także opinie dopatrujące się motywów innych niż prawne wskazanych orzeczeń – zaprezentuję stanowisko oryginalne, bowiem aprobujące przyjętą przez SN perspektywę.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Prawne
Marta Milewska: Czas wzmocnić media lokalne, a nie osłabiać samorządy
Opinie Prawne
Wojciech Labuda: Samo podwyższenie zasiłku pogrzebowego to za mało
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Lekcja praworządności dla Ołeksandra Usyka
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Powódź wzmocni zjawisko patroli obywatelskich? Budzą się demony
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Może prezydentowi ręka zadrży