W sprawie Pawła Juszczyszyna po raz pierwszy w historii Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że Polska instrumentalnie wykorzystała przepisy, aby poddać sędziego represjom za to, że kwestionował status sędziów wybranych przez Sejm do KRS. Teraz z krajowego budżetu będzie trzeba jeszcze wypłacić mu 30 tys. euro.
Doliczmy te pieniądze – dziś to niecałe 150 tys. zł – do dobrze ponad miliarda złotych za Izbę Dyscyplinarną i tzw. ustawę kagańcową (licznik ciągle bije) i do kolejnych miliardów z KPO, których nie dostaniemy. Przelewu nie będzie, bo polski rząd, pochłonięty wewnętrznymi walkami o prymat na prawicy uznał, że ma inne priorytety niż dostosowanie krajowego systemu prawnego do standardów europejskich. Warto o tym pamiętać za każdym razem gdy słychać, że brakuje na coś pieniędzy.
Co ciekawe, o instrumentalnym wykorzystaniu prawa do stosowania represji mówi trybunał, który nie jest sądem tej rzekomo okropnej, nienawidzącej nas Unii Europejskiej. Strasburg opiera się na konwencji państw Rady Europy, z której niedawno wykluczyła się Rosja. Tak przykro było słyszeć, że odsunięcie niezawisłego sędziego od orzekania miały na celu ukaranie go i zniechęcenie do stosowania przepisów konwencji i unijnych traktatów.
Sędzia Juszczyszyn niby do orzekania został przywrócony, ale prezes jego sądu Maciej Nawacki od razu przeniósł go do innego wydziału, czyli mówiąc językiem z „rejsu” Marka Piwowskiego – do sekcji gimnastycznej. Innych sędziów odsuniętych od orzekania i w ogóle kwestionujących obecną KRS czeka ten sam los. Od spraw karnych odsunięto wybitne sędzie Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Prokurator, która opowiedziała o ministrze Ziobrze autorce książki na jego temat, po premierze książki odebrano sprawy, na które przychodziła do sądu. Są więc powody by spodziewać się, że strasburski wyrok nic nie zmieni.
Zresztą wątpliwości krążą wokół statusu Izby Odpowiedzialności Zawodowej SN, która ją zastąpiła. Czy wskazanie jej członków przez prezydenta przy aprobacie premiera nie rodzi zastrzeżeń do jej niezależności?