Mariusz Załucki: Czy w polskim sądownictwie będzie jeszcze normalnie?

Jeśli za poprzedniej władzy zarzucano niektórym sędziom brak niezależności, to jak należy odebrać obecne wydarzenia, wpisujące się w strategię jednej z partii politycznych?

Publikacja: 18.09.2024 04:30

Mariusz Załucki: Czy w polskim sądownictwie będzie jeszcze normalnie?

Foto: Adobe Stock

W ostatnich tygodniach zintensyfikowała się dyskusja o stanie i przyszłości naszego wymiaru sprawiedliwości, który nadal zmaga się z problemem powołań sędziów z udziałem Krajowej Rady Sądownictwa ukształtowanej wedle ustawy zmienionej w 2017 roku. Można nawet odnieść wrażenie, że dyskusja się wreszcie zaostrzyła, co w niektórych środowiskach, zwłaszcza sędziowskich, było oczekiwane. Chyba jednak niewielu spodziewało się, że propozycja ministra sprawiedliwości, przygotowana najprawdopodobniej (bo nikt specjalne się do tego nie przyznaje) wespół z komisją kodyfikacyjną powołaną do spraw „przywrócenia ładu konstytucyjnego” okaże się bardziej kontrowersyjna od samego problemu.

Oliwa do ognia

Czystki, upokarzające propozycje degradacji sędziów, groźby postępowań dyscyplinarnych – to ma być plan na naprawę praworządności?! Może to martwić, zwłaszcza że w skład wspomnianej komisji wchodzą także sędziowie, w tym sędziowie Sądu Najwyższego, którym – jak można sądzić – powinno zależeć na zakończeniu istniejących sporów. Tymczasem dolano oliwy do ognia.

Czytaj więcej

Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza

Niektórych jednak nie opuszcza optymizm. W wywiadach telewizyjnych ostatnich dni pierwsza prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Manowska, odpowiadając na pytania dziennikarskie, twierdziła, że Sąd Najwyższy pracuje normalnie. Z tym twierdzeniem, przynajmniej co do Izby Cywilnej SN, której jestem sędzią, nie mogę się zgodzić. W tej Izbie tylko dwie trzecie sędziów pracuje normalnie. Jedna trzecia w przerwach między oświadczeniami o kwestionowaniu statusu pozostałych dwóch trzecich od kilku tygodni zajmuje się też kwestionowaniem statusu sędziów sądów powszechnych, których orzeczenia mają kontrolować kasacyjnie.

W sytuacji, gdy zaskarżone orzeczenie w sądzie powszechnym wydał sędzia, który się jednej trzeciej nie podoba, orzeczenie podlega uchyleniu. Sędziowie z tej grupy dołączyli tym samym do ich bardziej pryncypialnych kolegów z Izby Karnej, którzy na ten pomysł wpadli znacznie wcześniej i z tych samych przyczyn zdążyli już m.in. wypuścić groźnych przestępców skazanych przez „niewłaściwie obsadzony sąd”. Gdy wydawało się, że burzenie ładu konstytucyjnego osiągnęło apogeum, nastąpił ciąg dalszy. Dwóch sędziów ze wspomnianej jednej trzeciej, działając w dość dziwnej korelacji z politykami, postanowiło pozbawić postanowienie Prezydenta RP (wyznaczające przewodniczącego zgromadzenia Izby Cywilnej dla wyboru jej prezesa) kontrasygnaty premiera, skarżąc ją do sądu administracyjnego.

Premier zaś, w ślad za skargą, która do niego wpłynęła, w ramach „autokontroli” kontrasygnatę „uchylił” (!). W szczegółach wyrafinowanego uzasadnienia tej czynności podał zaś, iż kwestionuje status sędziów powołanych z udziałem nowej Krajowej Rady Sądownictwa, której to okoliczności rzekomo nie znał w chwili udzielania kontrasygnaty.

Mimo dość powszechnie wyrażanej przez prawników krytyki tej decyzji premiera, znaleźli się również i tacy, którzy ją afirmowali. Co ciekawe i chyba jednak zdumiewające, pośród nich są także i inni sędziowie Izby Cywilnej, oczywiście należący do grupy jednej trzeciej. Tak się składa, że część z nich niedawno została powołana przez premiera do jednej z komisji kodyfikacyjnych, organu całkowicie podległemu władzy politycznej.

Cała prezentowana obecnie argumentacja o błędzie, wadliwości czy potrzebie uchylenia kontrasygnaty, pomijając oczywistą niedopuszczalność takiego działania, oparta jest na rzekomych poglądach trybunałów europejskich, które miały przesądzić, że skład sądu ukształtowany z udziałem sędziego powołanego z rekomendacji nowej Krajowej Rady Sądownictwa jest wadliwy, a osoby w ten sposób powołane „nie mają statusu sędziów”. Wynikać to ma również ze standardów „wypracowanych” w orzecznictwie SN, oczywiście m.in. w ramach działalności orzeczniczej grupy jednej trzeciej.

Delikatnie rzecz ujmując, mam dla osób w ten sposób myślących złe wiadomości: nie jest prawdą, że według trybunałów europejskich osoby powołane z udziałem nowej KRS nie są sędziami. Nie liczę jednak na to, że polityk przyzna się do rzeczywistego błędu (bo te błędy „ustawiane” to trochę inna kategoria), ale może już czas, by przynajmniej państwo sędziowie, zwłaszcza zasiadający w komisjach kodyfikacyjnych, doczytali te europejskie orzeczenia, bo tego, co twierdzą, w tych orzeczeniach nie ma.

W kontekście zaś swoich własnych poglądów orzeczniczych może również warto, by sędziowie rozważyli granice przysługujących im z mocy konstytucji i obowiązujących ustaw kompetencji. Ta nadaktywność (jak ich działalność można określić), rodząca się zwłaszcza w momentach istotnych sporów politycznych, skutkująca w zasadzie opowiedzeniem się po jednej ze stron tego sporu, kształtuje w moim przekonaniu (a jak sądzę, także i w przekonaniu obywateli) istotne wątpliwości co do ich bezstronności. Można tu postawić pytanie: jeżeli za czasów poprzedniej władzy politycznej zarzucano niektórym sędziom brak niezależności, to jak należy odebrać obecne wydarzenia, wpisujące się w strategię jednej z partii politycznych, zwłaszcza zaś, czy sędzia przemawiający partyjnym głosem jest sędzią niezależnym i bezstronnym?

Co zrobi kolejna władza?

Dopóki koledzy sędziowie, w tym należący do grupy jednej trzeciej, nie znajdą właściwej odpowiedzi na tak postawione pytanie, w sądownictwie nie ma szans na normalność. Po planowanych czystkach, upokarzających propozycjach degradacji sędziów czy groźbach postępowań dyscyplinarnych przyjdzie inna władza polityczna. Być może wówczas nurt poglądowy tej władzy nie będzie akceptował grupy sędziów uwikłanej w kontakty polityczne z władzą obecną. Ciekawe, co ta nowa władza polityczna zrobi i czy na pewno państwo sędziowie chcą się o tym przekonać? Kolejny raz uważam, iż nie warto podążać tą drogą.

Zgadzam się natomiast, że problemu wskazywanego w orzeczeniach trybunałów europejskich nie można nie dostrzegać. Dotyczy on jednak zupełnie innej kwestii: niezbędne jest zapewnienie sędziowskiej bezstronności i niezawisłości. Czy współpraca z politykami w kwestii tego, jak złamać kręgosłup trzech tysięcy sędziów, to droga w kierunku poprawy deficytów zauważonych przez trybunały? Chyba nie. Dlatego konieczne jest wypracowanie standardów wprowadzających normalność w polskim wymiarze sprawiedliwości. Nie mogą one jednak być krótkowzroczne i konfrontacyjne. Obserwując dwie trzecie sędziów Izby Cywilnej pracujących normalnie, myślę, że wola wypracowania takich standardów jest nadal otwarta.

Autor jest profesorem, sędzią SN orzekającym w Izbie Cywilnej

W ostatnich tygodniach zintensyfikowała się dyskusja o stanie i przyszłości naszego wymiaru sprawiedliwości, który nadal zmaga się z problemem powołań sędziów z udziałem Krajowej Rady Sądownictwa ukształtowanej wedle ustawy zmienionej w 2017 roku. Można nawet odnieść wrażenie, że dyskusja się wreszcie zaostrzyła, co w niektórych środowiskach, zwłaszcza sędziowskich, było oczekiwane. Chyba jednak niewielu spodziewało się, że propozycja ministra sprawiedliwości, przygotowana najprawdopodobniej (bo nikt specjalne się do tego nie przyznaje) wespół z komisją kodyfikacyjną powołaną do spraw „przywrócenia ładu konstytucyjnego” okaże się bardziej kontrowersyjna od samego problemu.

Pozostało 91% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian