W ostatnich tygodniach zintensyfikowała się dyskusja o stanie i przyszłości naszego wymiaru sprawiedliwości, który nadal zmaga się z problemem powołań sędziów z udziałem Krajowej Rady Sądownictwa ukształtowanej wedle ustawy zmienionej w 2017 roku. Można nawet odnieść wrażenie, że dyskusja się wreszcie zaostrzyła, co w niektórych środowiskach, zwłaszcza sędziowskich, było oczekiwane. Chyba jednak niewielu spodziewało się, że propozycja ministra sprawiedliwości, przygotowana najprawdopodobniej (bo nikt specjalne się do tego nie przyznaje) wespół z komisją kodyfikacyjną powołaną do spraw „przywrócenia ładu konstytucyjnego” okaże się bardziej kontrowersyjna od samego problemu.
Oliwa do ognia
Czystki, upokarzające propozycje degradacji sędziów, groźby postępowań dyscyplinarnych – to ma być plan na naprawę praworządności?! Może to martwić, zwłaszcza że w skład wspomnianej komisji wchodzą także sędziowie, w tym sędziowie Sądu Najwyższego, którym – jak można sądzić – powinno zależeć na zakończeniu istniejących sporów. Tymczasem dolano oliwy do ognia.
Czytaj więcej
Kryzys w sądownictwie przypomina już węzeł gordyjski. Cokolwiek by zrobił z nim Adam Bodnar, to i tak narazi się na krytykę.
Niektórych jednak nie opuszcza optymizm. W wywiadach telewizyjnych ostatnich dni pierwsza prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Manowska, odpowiadając na pytania dziennikarskie, twierdziła, że Sąd Najwyższy pracuje normalnie. Z tym twierdzeniem, przynajmniej co do Izby Cywilnej SN, której jestem sędzią, nie mogę się zgodzić. W tej Izbie tylko dwie trzecie sędziów pracuje normalnie. Jedna trzecia w przerwach między oświadczeniami o kwestionowaniu statusu pozostałych dwóch trzecich od kilku tygodni zajmuje się też kwestionowaniem statusu sędziów sądów powszechnych, których orzeczenia mają kontrolować kasacyjnie.
W sytuacji, gdy zaskarżone orzeczenie w sądzie powszechnym wydał sędzia, który się jednej trzeciej nie podoba, orzeczenie podlega uchyleniu. Sędziowie z tej grupy dołączyli tym samym do ich bardziej pryncypialnych kolegów z Izby Karnej, którzy na ten pomysł wpadli znacznie wcześniej i z tych samych przyczyn zdążyli już m.in. wypuścić groźnych przestępców skazanych przez „niewłaściwie obsadzony sąd”. Gdy wydawało się, że burzenie ładu konstytucyjnego osiągnęło apogeum, nastąpił ciąg dalszy. Dwóch sędziów ze wspomnianej jednej trzeciej, działając w dość dziwnej korelacji z politykami, postanowiło pozbawić postanowienie Prezydenta RP (wyznaczające przewodniczącego zgromadzenia Izby Cywilnej dla wyboru jej prezesa) kontrasygnaty premiera, skarżąc ją do sądu administracyjnego.