Władza i tabu
Czy sprzeciwiając się Friljiciowi, staję po stronie prostactwa? Jestem prymitywna i ciemna, jak ci chłopi spod Łomży, co siostrę Antka w piecu upiekli, żeby się lepiej poczuła? Problem w tym, że to wszystko zabieg Frljicia unieważnił. Ważna jest tylko barykada dzieląca wolność od pokusy totalitarnej, interesownych wyznawców od naiwnych profanów. Wyznawcy przywołują mantrę, której banalność cuchnie naftaliną, jak puchowa kołderka cierpień Richarda Rorty’ego. Chodzi oczywiście o wytrych pojęciowy: „obnażanie struktur opresyjnej władzy”. Żeby było jeszcze zabawniej mantrę tę powtarzają reprezentanci władzy medialnej. A przecież to oni, podobnie jak urzędnicy rozmaitych wydziałów kultury, mają władzę.
Inny wątek i inny paradoks: jak ogłosiła Julia Wyszyńska (skądinąd dobra aktorka; dobrych aktorów w tym spektaklu jest więcej), chodzi o to, by teatr podnosił tematy tabu. Też uważam, że podnoszenie tematów tabu to psie prawo sztuki. Ale o tym, czy mamy do czynienia ze sztuką, czy z kupą na sztukę przemalowaną, nie decyduje sam temat, tylko to, jak jest przedstawiony, jakim językiem i jakimi środkami wyrazu. Przecież o hipokryzji i rozpaczy napisano tysiące lichych wersów, a tylko Szekspir stworzył „Króla Leara”. Wymagania jakościowe tracą jednak znaczenie, bo od wyznawców wymaga się bezwarunkowej akceptacji i kadzideł, a nie detalicznych pytań. Zwłaszcza nie wolno pytać o publiczne pieniądze. Tymczasem o pieniądze pytać trzeba .Tylko że powinny to być inne pytania niż to, które najczęściej jest zadawane. Rzecz wymaga dłuższego wyjaśnienia.
Polska jest wystarczająco wielkim krajem, by znalazło się tu miejsce dla wszystkich. Jedni są żarliwymi katolikami, inni katolikami zwyczajowymi, Żydami lub agnostykami, jeszcze inni wyznają prawosławie lub islam (jak Tatarzy wierni Rzeczypospolitej od wieków). Jedni upatrują szczęście dla kraju w podtrzymywaniu tradycji, inni chcą szybkiej modernizacji, sekularyzacji i/lub liberalizacji obyczajów. Jedni marzą o państwie opiekuńczym, inni uważają, że tylko indywidualna przedsiębiorczość zapewni rozwój. Wszystkie te poglądy mają prawo do swobodnej ekspresji. To, że spektakl/film/obraz prezentuje nie mój świat, nie znaczy, że mam prawo domagać się dlań kary w postaci odcięcia pomocy publicznej.
Do polskiej kultury należą „Monachomachia”, „Dziady” czy mistyczny „Dzienniczek” św. Faustyny. Na pomoc państwa zasługują „Tęczowa Trybuna” i „Kalkstein/Czarne słońce”, spektakl modlitewny podczas Światowych Dni Młodzieży i teatr wystawiający dramat Karola Wojtyły. Pomyłką jest żądanie zaprzestania finansowania teatrów, pism czy filmów, które prezentują wrażliwość różną od naszej. Bo rozliczać trzeba nie z podejmowanych tematów, tylko z jakości artystycznej wizji. A przede wszystkim z tego, czy spektakl uczynił widza mądrzejszym i wrażliwszym. Czy uczynił go człowiekiem lepszym.
Że to anachroniczny postulat? Oczywiście, że anachroniczny, bo odwieczny. I wieczny. Wszystko inne to tylko didaskalia.
Otóż spektakl Firlicia nikogo nie czyni ani odrobinę lepszym. Odwrotnie: czyni wszystkich gorszymi. U admiratorów – tak samo jak u krytyków - eskaluje złe emocje i przytępia wrażliwość.