Projekt ustawy o aktywności zawodowej, która miała gruntownie przebudować system wsparcia osób bezrobotnych, powstał na jesieni 2022 roku. Zmiany były potrzebne, żeby dostosować prawo do realiów obecnego rynku pracy. Nowe przepisy zakładały modernizację urzędów pracy – miały one działać szybciej i bardziej efektywnie. Niestety, z dużymi reformami bywa czasem tak, że ze względu na liczne uwagi prace się przedłużają, by ostatecznie utknąć gdzieś na etapie niekończących się konsultacji i uzgodnień. Tak też stało się w tym wypadku i w efekcie projekt nie trafił do Sejmu przed wyborami. Ustawa w kończącej się kadencji Sejmu uchwalona zatem nie będzie. Kluczowe jest pytanie, co się z nią stanie dalej – czy trafi na półkę, jak to często bywa w takim przypadku? Czy może prace będą kontynuowane, a przynajmniej część rozwiązań zostanie uwzględniona po wyborach?
Diabeł tkwi w szczegółach
Pierwotny projekt zawierał kilka kierunków zmian, które wydawały się ciekawe. Zaliczyć do nich można m.in. rozszerzenie grupy klientów urzędów pracy o osoby nieaktywne zawodowo, czyli niepracujące i nieszukające zatrudnienia, oraz bardziej aktywne docieranie do tej grupy. W kontekście niskiego poziomu bezrobocia, zmian demograficznych i braku rąk do pracy sięgnięcie do tych zasobów mogłoby zwiększyć zatrudnienie oraz poprawić szanse na znalezienie pracy przez te osoby w przyszłości. IBS w swoich raportach pokazywał, że wśród osób młodych z tzw. kategorii NEET (niepracujących i nieuczących się) nawet 70 proc. to osoby nieaktywne zawodowo. Długotrwałe pozostawanie bez pracy w młodym wieku zmniejsza szanse na znalezienie pracy i odpowiednie zarobki na dalszych etapach życia, a tym samym przekłada się na gorszą sytuację po przejściu na emeryturę.
Nowe podejście
Kolejną innowacją miało być ułatwienie pracownikom urzędów pracy oferowanie niestandardowych form wsparcia oraz wydłużenie okresu monitorowania losów na rynku pracy bezrobotnych, którzy skorzystali z oferty urzędów pracy. Pierwsze rozwiązanie umożliwiało łączenie kilku form wsparcia, np. szkolenia z możliwością zdobycia doświadczenia zawodowego, co może mieć znaczenie w przypadku osób, które potrzebują bardziej kompleksowego i zindywidualizowanego podejścia.
Wydłużenie monitoringu to pierwszy krok w stronę bardziej precyzyjnego śledzenia losów na rynku pracy klientów urzędów. W tej kwestii czeka nas jeszcze dużo pracy. Możliwość łączenia różnych zbiorów danych, częstsze wykorzystywanie bardziej zaawansowanych metod oraz monitoring w dłuższym horyzoncie czasu pokazałyby, jak faktycznie wygląda skuteczność programów publicznych. Brak rzetelnych ewaluacji może skutkować błędnymi decyzjami i wiązać się z kosztami, jeśli inwestować będziemy w mało skuteczne programy, a pomijać te, które przynoszą dobre efekty.
Ruchy pozorne czy szkodliwe?
Ustawa zakładała również przekierowanie bezrobotnych, którzy rejestrują się w urzędach pracy jedynie po ubezpieczenie zdrowotne, a nie po pomoc, do ZUS. Szacuje się, że około 40 proc. bezrobotnych rejestruje się przede wszystkim po ubezpieczenie. Rozwiązanie to miało sprawić, że pracownicy urzędów będą mogli się skupić na osobach, które faktycznie potrzebują wsparcia. Wiele instytucji zajmujących się problematyką postuluje to od lat, choć takim rozwiązaniem można wylać dziecko z kąpielą. Jakby na to nie patrzeć, osoby idące do urzędów pracy jedynie po ubezpieczenie są potencjalnymi klientami tych instytucji, bo nie pracują. Z danych, które analizowaliśmy w IBS, wynika, że nawet oni czasem zmieniają zdanie i korzystają ze wsparcia. Warto zatem nie tracić ich z oczu.