Wprawdzie ostatnio wrócił temat budowy elektrowni atomowej, ale z punktu widzenia budowy niezależnej, nowoczesnej i czystej energetyki pierwszy rok rządów PiS był stracony.
W listopadzie ubiegłego roku przy okazji podsumowywania roku pracy rządu Krzysztof Tchórzewski, minister energii, twierdził, że polski sektor energetyczny jest i będzie oparty na węglu. Przekonywał, że górnictwo to podstawa polskiego bezpieczeństwa energetycznego. Jeszcze w styczniu tego roku ten sam minister w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" mówił, że nie zgadza się z unijnymi postulatami prowadzącymi do eliminacji energetyki opartej na węglu. Przez półtora roku rządów PiS pierwszeństwo pod każdym względem miał węgiel. Natomiast energetyka wiatrowa stanęła na skraju przepaści. Wprawdzie ostatnio znów opowiadano o potrzebie wielkich inwestycji, szacowanych na 50–60 mld zł, ale jednocześnie rząd był dumny, że zmusił największą firmę branży energetycznej, PGE, do zapłacenia dodatkowego, bezsensownego podatku dochodowego.
Nic dziwnego, że w kwestiach energetyki było nam zupełnie nie po drodze z Brukselą. Otrzeźwienie przyszło niedawno, a jego widocznym sygnałem było nagłe przypomnienie sobie o konieczności budowy elektrowni atomowej. Jestem przekonany, że wkrótce rząd wesprze różne formy energetyki opartej na źródłach odnawialnych i będzie stopniowo wygaszał górnictwo węgla. To proces bardzo delikatny, uderzający we wpływowe grupy społeczne, ale jednocześnie niezbędny. Działania Brukseli podpowiadającej nam, jak mamy budować energetykę, trzeba traktować jako pewną formę dopingu. Pytanie, czy nasz rząd tak to zrozumie. Czy nie potraktuje tych podpowiedzi jako jeszcze jednej „ingerencji w nasze wewnętrzne sprawy"? Byłby to dramatyczny błąd.
Te postulaty Unii trzeba traktować jako początek żmudnych negocjacji z Brukselą. Jesteśmy skazani jeszcze przez wiele lat na energię pochodzącą z węgla. Unii trzeba to wytłumaczyć, ale jednocześnie rozbudowywać nowoczesną energetykę zgodną z unijnymi zasadami. Na pewno nie można kontynuować dotychczasowej strategii, czyli unikać rozmów z Brukselą. Wtedy rzeczywiście pewnego dnia dostaniemy wytyczne, które z pewnością nie będą się nam podobać. Wprawdzie nasz rząd stracił dużo czasu, ale można to jeszcze nadgonić. Trzeba tylko pogodzić się z unijnymi wymogami i przekonać do tego Śląsk.