Jeśli gdziekolwiek robić rewolucję, posiłkując się operą, to tylko w La Monnaie. To przecież z tego teatru prawie 200 lat temu na plac w Brukseli wyszła rozentuzjazmowana publiczność po spektaklu „Niemej z Portici” i była to iskra, która roznieciła ogień w Europie 1830 roku i doprowadziła też do powstania państwa belgijskiego.
Tym razem rewolucyjnego buntu na pewno nie będzie, ale spektakl, a właściwie niemal serial teatralny prezentowany w dwóch oddzielnych wieczorach, to ważna wypowiedź artystyczna dowodząca, że klasyczna opera może dotykać fundamentalnych spraw współczesnego świata. Pokazał to reżyser Krystian Lada, którego europejska kariera coraz dynamiczniej się rozwija.
Powrót do studenckiej rewolty 1968 roku
Jego inscenizacja, której poszczególne części zatytułował „Rewolucja” oraz „Nostalgia”, ma znaną z baroku formę operowego pasticcia. – Polega ona na zestawianiu ze sobą arii, duetów czy scen zbiorowych, często szczególnie efektownych i lubianych przez publiczność – tłumaczy „Rz” – Połączone w nowej konfiguracji pozwalają opowiedzieć nową historię i raz jeszcze zainteresować widzów.
Historia w „Rewolucji” jest bardzo konkretna. Akcja toczy się w okresie buntów, które ogarnęły Europę w 1968 roku. Bohaterami jest piątka studentów, złączonych przyjaźnią i miłością, których losy jednak się komplikują. Laura chce zostać skrzypaczką, opowiadającą się za pokojowymi demonstracjami, ale w końcu to ona sięgnie po broń, wrażliwy Carlo aresztowany przez policję uwikła się z nią za cenę uwolnienia, Giuseppe sam założy mundur….