Gdy cyrk zamienia się w rzeźnię

Spychana do rynsztoku popu Lady Gaga wspięła się na szczyt wysokiej kultury: w Luwrze promuje nowego „Jokera: Folie à deux” i wystawę ze „Stańczykiem” Matejki. Wychodzi na to, że od początku była inteligentnym błaznem.

Publikacja: 04.10.2024 10:00

Lady Gaga jako Harley Quinn i Joaquin Phoenix jako Joker (Arthur Fleck) w „Joker: Folie à deux” w re

Lady Gaga jako Harley Quinn i Joaquin Phoenix jako Joker (Arthur Fleck) w „Joker: Folie à deux” w reżyserii Todda Phillipsa

Foto: warner bros

To z pewnością byłoby nudne, gdyby ostatecznie w finale nie okazywało się tak bardzo ciekawe: ile jeszcze razy będziemy świadkami tego, że potępiany w czambuł artysta, artystka bądź, jak dziś się mówi, osoba artystyczna zostaje doceniona przez najbardziej nobliwe gremia, instytucje, muzea?

Oczywiście, by tego dokonać, dobrze mieć świadomość, że jest sztuka i kultura poza kinem i notowaniami list przebojów bądź streamingiem, o czym pewnie większość gwiazd popu nie ma pojęcia lub ich zainteresowania w tę właśnie stronę się nie zapuszczają. Dla Lady Gagi, jak nazwała się Stefani Germanotta, symboliczna była jednak bardzo wczesna inicjacja, związana z fortepianem.

Czytaj więcej

Agent CIA kupuje dzieła w PRL

Jak Stefani Germanotta stała się Lady Gagą

To najcenniejszy skarb rodziny Germanottów, zakupiony w 1966 r. przez dziadków Gagi ze strony ojca. „Kiedy Stefani zaczęła raczkować, wykorzystywała nogę fortepianu, żeby podciągnąć się do pozycji stojącej, w wyniku czego w pewnym momencie jej paluszki natrafiały na klawisze” – wspominała mama artystki w wywiadzie dla „InStyle’a”. „Stała i naciskała kolejne klawisze, nasłuchując dźwięków. Z czasem zaczęliśmy ją podnosić albo sadzać na taborecie, żeby mogła sobie brzdąkać”. Skutek był następujący: Gaga nauczyła się grać ze słuchu. Zapytana przez rodziców, czy zgodziłaby się na lekcje gry na instrumencie – mówiła, że słyszy muzykę w głowie. Zgodziła się, a później była wściekła, ponieważ „czytanie nut wymagało dyscypliny. Nie znosiłam tego, nie znosiłam tych zajęć” – wspominała. A jednak w ten sposób wchodziła w świat klasycznej sztuki, mogąc czytać najbardziej skomplikowane partytury, co wśród gwiazd popu nie jest codziennością.

Jednocześnie rodzice proponowali córce to, co najlepsze w klasyce rocka. Pierwsza fortepianowa kompozycja była zainspirowana odgłosami kasy usłyszanej w hicie Pink Floyd „Money”. Tak powstało „Dollar Bills”. „Zapisy nutowe były bardzo poprawne w przeciwieństwie do tekstu utworu, również spisanego na kartce. Chyba w każdym słowie zrobiłam jakąś literówkę” – wspominała Gaga.

Słuchała też Rolling Stonesów, co rok temu spointowała na ich najnowszej płycie „Hackney Diamonds” fantastyczną kompozycją w duecie z Mickiem Jaggerem, dając popis swojego trzyoktawowego głosu w „Sweets Sounds of Heaven”. Z Mickiem od dawna miała wspólnych znajomych: gdy nuciła coś w czasie zakupów, została usłyszana i polecona Donowi Lawrence’owi, trenerowi wokalnemu i specjaliście od emisji głosu, wśród którego uczniów są właśnie Jagger, Bono z U2 czy Christina Aguilera. Wokalistka ganiona przez starszych krytyków za postdyskotekowy kicz na pierwszych płytach – w liceum założyła zespół grający klasyki Led Zeppelin, U 2, Pink Floyd. Tatuaż z pacyfką na ręku jest hołdem dla Beatlesów, a w szczególności Johna Lennona. Bardzo ważny jest dla niej również Freddie Mercury i zespół Queen, od którego piosenki „Radio Ga-Ga” zaczerpnęła pseudonim. Słuchała też Davida Bowiego, który stał się inspiracją do transformacji w kolejne estradowe postaci i towarzyszących im kostiumów. Modowe wzorce czerpała od Debbie Harry z grupy Blondie.

W domu, z powodu włoskiego pochodzenia rodziny, słuchało się też opery, Franka Sinatry i Andrei Bocelliego. Rodzice tworzyli typową mieszczańską familię z artystycznymi ambicjami. Ojciec założył i świetnie spieniężył firmę GuestWiFi, świadczącą usługi w wi-fi dla hoteli, a mama Cynthia pracowała dla giganta telekomunikacyjnego Verizon. Co najważniejsze, córka od początku cieszyła się ich wsparciem:

„Mama powtarzała zawsze: »Maleńka, możesz być, kim tylko chcesz, jesteś piękna, utalentowana i mogłabyś rządzić światem«” – mówiła Gaga w wywiadzie dla „Rolling Stone”. By walczyć o dominację w świecie pop została wyposażona w solidne wykształcenie. Gaga oraz jej młodsza siostra Natali, obecnie projektantka mody, chodziły do rygorystycznej szkoły katolickiej dla dziewcząt Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa. Ukończyły ją m.in. Caroline Kennedy i Nicky Hilton. „Było nas dużo i byłyśmy różne – mówiła w wywiadzie dla „New York Magazine”. „Niektóre dziewczęta pochodziły z nadzwyczaj bogatych rodzin, inne otrzymywały stypendia i zasiłki, jeszcze inne były gdzieś pośrodku, tak jak ja. Wszystkie pieniądze naszej rodziny były przeznaczane na edukację i dom”.

W wieku 17 lat zaczęła uczyć się w prestiżowym konserwatorium teatralno-muzycznym Collaborative Arts Project 21 afiliowanym przy Uniwersycie Nowojorskim. Skoncentrowała się na historii sztuki i muzyce. Punktem zwrotnym w karierze Lady Gagi było to, że zaliczyła falstart. Podpisała kontrakt z poważną wytwórnią, jednak do realizacji płyty nie doszło. Gaga rzuciła się wtedy w wir życia klubowego, czerpiąc z kiczu, burleski i kultury LGBT+. Kupowała kostiumy w sex-shopach. Zaprzyjaźniła się z Lady Starlight, performerką i tancerką go-go, fanką glamu i heavy metalu, gatunków, które do dziś są słyszalne w muzyce Gagi. „Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy Starlight zwróciła się do mnie słowami: »Słuchaj, ty jesteś performerką«” – wspominała Gaga w rozmowie z dziennikarzem „Rolling Stone”. Kostiumy, body, cekiny, skóry, buty na koturnach stały się naturalnymi rekwizytami, częścią scenicznego języka.

Czytaj więcej

Krystian Lupa o powrocie do „Czarodziejskiej góry”: Zachorowałem na Tomasza Manna

Przełomem w karierze Lady Gagi był album z Tonym Bennettem i występ w filmie „Narodziny gwiazdy”

Jeszcze w 2008 r. zadawała sobie pytanie: „Jak sprawić, żeby szmatka za pięć dolców wyglądała na taką za pięć tysiaków? W jaki sposób mogę poczuć się jak milion dolarów, mając w kieszeni piątaka?”. Potem, nawet jeśli nie była jeszcze dla wszystkich rozpoznawalna, zarabiała tantiemy jako kompozytorka hitów New Kids on the Block, The Pussycat czy Britney Spears. Kiedy debiutowała albumem „The Fame” (2008), nie rozstawała się z książkami mistrza pop-artu Andy’ego Warhola, filmami, fotografiami i pozycjami mu poświęconymi. „Książki Andy’ego były dla niej niczym Biblia” – wspominał jej przyjaciel Darian Darling w rozmowie z dziennikarzem „New York Magazine”. „Czytała je z długopisem w ręku i podkreślała różne fragmenty”. Z czasem powołała do produkcji kostiumów i rekwizytów Haus of Gaga, przypominający The Factory Warhola, a inspirowany niemieckim Bauhausem.

Tak powstały spektakularne koncertowe gadżety, które kiedyś będą stanowiły ozdobę muzeum artystki: fortepian na gigantycznych nogach jak z Salvadora Dalego oraz z wysokim taboretem, z którego zwisała suknia z wielkim rybim ogonem; legginsy jak z porcelany, a także aranżacja na fortepianie – z rękami fanów, w geście robienia zdjęcia Gadze. W ten sposób oswajała presję towarzyszącą sławie, czyniąc z niej tematy wielu intrygujących piosenek. Tworząc tak bardzo wyrazisty wizerunek, u wielu z nas traciła z powodu muzyki. Miała wielkie hity, takie jak „Poker Face”, a jednak trudno było się nie zgodzić z „New York Timesem”, gdy pisał, że piosenki Gagi są „mdłym, bezbarwnym, niemal zbędnym dodatkiem do widowiska”.

Pop rządzi się jednak swoimi prawami i została okrzyknięta następczynią Madonny. W jednym z telewizyjnych show odbył się między nimi taki dialog: „Wiesz co, Madonna? Jestem o wiele seksowniejsza niż ty!” – powiedziała Lady Gaga, na co Madonna odpowiedziała: „Co to w ogóle za pseudonim, Lady Gaga? Brzmi jak nazwa jedzenia dla niemowląt”. Na to Gaga: „To pseudonim, który widnieje na pierwszym miejscu listy »Billboardu«!”.

Muzyczny, zszargany wizerunek wyprała po raz pierwszy w 2014 r., nagrywając jazzowe standardy z ich mistrzem Tonym Bennettem na płycie „Cheek to Cheek”, nagrodzonym Grammy.

Nie traktujmy Lady Gagi jak pierwszej lepszej gwiazdy popu, która tylko dzięki sukcesom na szczycie amerykańskiej listy przebojów wywalczyła role na dużym ekranie u boku największych gwiazd kina, m.in. Ala Pacino, Jeremy’ego Ironsa i Adama Drivera w „Domu Gucci”. Nie przez przypadek za rolę Hrabiny w serialu „American Horror Story: Hotel” otrzymała Złoty Glob i zachwyciła jako Ally Maine w remake’u „Narodzin gwiazdy” z 2018 roku, reinterpretacją roli granej wcześniej przez Barbrę Streisand, zdobywając za piosenkę „Shallow” w duecie z Bradleyem Cooperem kolejny Złoty Glob. To, że grała w „Domu Gucci” chamską parweniuszkę, która przenosi zasady rywalizacji na bazarze w świat wielkiej mody, nie było pomysłem producentów, by obsadzić ją „po warunkach”. Lady Gaga aktorstwa uczyła się słynnym Instytucie Teatralnym i Filmowym Lee Strasberga, skąd wyszły takie gwiazdy, jak Marlon Brando, Paul Newman, Al Pacino, Marilyn Monroe, Jane Fonda, James Dean, Dustin Hoffman, Robert De Niro, Gene Wilder i Steve McQueen. Metoda Strasberga oparta jest na poszukiwaniach rosyjskiego mistrza teatru psychologicznego Konstantego Stanisławskiego, pierwszego inscenizatora sztuk Antona Czechowa. „Prawdopodobnie jest to jedna z najbardziej niebezpiecznych technik aktorskich. Wchodzisz w rolę tak głęboko, że stajesz się graną przez siebie postacią, a jednocześnie odwołujesz się do własnych wspomnień z przeszłości – wspominała Lady Gaga w rozmowie z portalem instytutu. – To bardzo intensywne przeżycie, które przenosi cię w czasie do wspomnień z dzieciństwa. To naprawdę coś wyjątkowo mocnego”. Na marginesie można dodać, że od metody Stanisławskiego jest tylko krok w stronę performance’u, łączenia życia z kreowaniem publicznej postaci, estradowego czy scenicznego alter ego. Gaga cały czas podkreślała znaczenie scenicznej kreacji: „Nie chcę, żeby patrzono na mnie jak na zwykłego człowieka. Kiedy jestem na scenie, nie piję nawet wody w obecności innych, bo pragnę, żeby wszyscy byli skupieni na muzycznej fantazji i przenieśli się w jakieś zupełnie inne miejsce. A to niemożliwe, jeśli jesteś po prostu na ziemi. Musimy znaleźć się w niebie”.

Oczywiście od wielu lat Lady Gaga przykuwała uwagę skandalami. Nie były to jednak afery z cyklu seks, alkohol i narkotyki. Podobały się czy nie, ale były to kreacje dające do myślenia, wchodzące w dialog z klasycznym kanonem. Choćby pamiętna suknia z mięsa. Odbierając w niej statuetkę za „Wideoklip Roku” od Cher, powiedziała: „Nigdy nie przypuszczałam, że będę prosiła Cher o potrzymanie mojej mięsnej torebki”. Włosy miała wtedy również przykryte bitką z mięsa. Innym razem pokazała się w peruce przypominającej Marię Antoniną albo w teledysku „Telephone” w duecie z Beyoncé w stylu „Kill Billa” Quentina Tarantino. Clip „Judas” to przewrotna, współczesna wersja Ewangelii z apostołami Jezusa, nim samym oraz Marią Magdaleną pokazaną jako motocyklowy gang. „Określiłabym to mianem »Federica Felliniego na motorach« z apostołami jako rewolucjonistami we współczesnym Jeruzalem – mówiła w MTV. – I ostatecznie chodziło mi bardziej o celebrację wiary niż jej podważanie”.

Czytaj więcej

Przeciw wykastrowanym powieścidłom

Lady Gaga w Luwrze

Teraz zaś Lady Gagę zobaczyliśmy na tarasie Luwru, bodaj najważniejszego muzeum na świecie, na tle słynnej piramidy autorstwa Ieoh Ming Pei, która kiedyś też była postponowana jako przejaw złego współczesnego gustu, a po 1989 r. zrosła się z jedną z najbardziej klasycznych brył w historii sztuki. Właśnie na takim tle Lady Gaga w stylizacji z najnowszej części „Jokera” – „Joker: Folie à deux” – skrada się korytarzami Luwru, pokazuje się w towarzystwie Nike z Samotraki, jednego z symboli antycznego kanonu piękna, by chwilę potem zbliżyć się do obrazu, który jeśli nie jest najsłynniejszym portretem w historii malarstwa, to jednym z nich. Chodzi, oczywiście, o „Mona Lisę” Leonarda da Vinci, skądinąd rodaka Gagi.

W teledysku „Joker” wokalistka podchodzi do portretu słynnego z powodu tajemniczego uśmiechu, ma już domalować bohaterce włoskiego mistrza uśmiech Jokera, robi to, ale tylko na szybie chroniącej dzieło. Taki gest wystarczy jednak, by zbliżenie kamery pokazało Mona Lisę z czerwonymi ustami Jokera. Tak kultura wysoka otrzymała uśmiech popkultury. Wcześniej Marcel Duchamp i Salvador Dali dodali damie bródkę i wąsy. Lady Gaga poszła dalej, a Luwr zmienił oficjalny wizerunek na swoim koncie X na Mona Lisę ze szminką w stylu Jokera.

Zaangażował się też w promocję najnowszej części filmowego „Jokera” i towarzyszącej mu płyty Lady Gagi „Harlequine”. Luwr nie przyłączył się tylko do wydarzeń w stylu pop – ma swój artystyczny, dobrze pojęty interes, a Lady Gaga przystąpiła do markowej spółki, której niebanalnym celem jest wystawa zapowiedziana na 16 października. „Figures du Fou” („Wizerunki głupca”) zaprezentuje, jak zmieniał się odbiór postaci szaleńca i błazna od średniowiecza do XIX w., bowiem, jak czytamy w zapowiedzi paryskiego muzeum, „głupiec bawi, ostrzega lub potępia; wywraca wartości społeczne do góry nogami, a nawet może obalić ustalony porządek”. Dla nas ta wystawa będzie miała osobne znaczenie, ponieważ jednym z obrazów pokazywanych w Luwrze będzie „Stańczyk” Jana Matejki, wykorzystany również na odwrocie winylowego wydania nowej płyty Gagi.

Podczas premiery nowego „Jokera” w Londynie 25 września Gaga powiedziała: „Kiedy skończyliśmy z filmem, ja sprawę miałam niedokończoną: chciałam wraz z moją bohaterką stworzyć nowego Arlekina”. Częścią tego projektu stał się także singiel, jaki Lady Gaga nagrała z Bruno Marsem o znamiennym tytule „Die With A Smile”. Umieranie z uśmiechem na ustach to kwintesencja jednej z najstarszych postaci światowego teatru, jakim jest błazen czy Arlekin, w Ameryce przemieniony w Jokera. W repertuarze płyty znalazła się zaś ballada „Smile” napisana przez jednego z największych Arlekinów kina XX wieku, czyli Charliego Chaplina, do filmu „Dzisiejsze czasy”. Chaplin teoretycznie śmiał się ze swojego bohatera, ale komizm oparty był na zasadzie everymana (każdego), wyrażonej przez Nikołaja Gogola w zdaniu, jakie wypowiada Horodniczy w „Rewizorze”: „Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!”. Idealnie pasuje do tej myśli wczesna refleksja Lady Gagi o jej odbiorcach, fanach, krytykach: „To oni są królami. To oni są królowymi. To oni piszą historię królestwa, podczas gdy ja jestem co najwyżej kimś na kształt oddanego błazna”. Wspaniały, ale jakże podstępny komplement, gdy wiadomo, że błazen zawsze śmieje się z królowej i króla.

W „Joker: Folie à deux” scenariusz jest tak ułożony, że Gaga dostała przepustkę do kolejnej części i na pewno będzie grała pierwszoplanową postać. Teraz wcielając się w Harley Quinn, dziewczynę, która rozkochuje w sobie Jokera, potwierdziła, że jest świetną aktorką również w roli osoby o skłonnościach manipulacyjnych, grającej w życiu kogoś innego niż jest w rzeczywistości.

Ta piętrowość ujęcia jest zresztą wpisana w konstrukcję filmu, który oscyluje między dramatem psychologicznym a musicalem. Musicalowe klasyki stanowią łącznik pomiędzy akcją osadzoną w więzieniu oraz w sądzie, gdzie trwa proces Jokera, a musicalową fantazją w telewizyjnym studio dopowiadającą i pogłębiającą różne ważne konteksty. „Joker: Folie à deux” jest bowiem kolejną ekranizacją komiksu, który zaciera dawne z nim skojarzenia: to już nie jest wyłącznie rozrywka dla dzieci i dorosłych ze skłonnością do prostych, dziecięcych lektur. Nowy Joker opowiada o najważniejszych problemach naszego świata. Z jednej strony kontynuuje wątek z poprzedniego filmu z 2019 r., wskazując, że zło może być mimowolną zemstą za okrucieństwa, jakie spotykały różne, w tym wrażliwe jednostki od dziecka, z drugiej zaś podejmuje temat prawdy i ucieczki od niej w rozrywkę. Rozrywka zaś niejedno ma imię i może być wszystkim: chodzi bowiem o bycie w innej historii i konwencji niż codzienność. Jak widzimy w filmie Todda Phillipsa, to narkotyki, ale też członkostwo w chórze gospel, chwalącym Pana. To romantyczne i rozweselające piosenki, które śpiewają w więzieniu zarówno strażnicy, jak i więźniowie, a także taniec, film i teatr. I najprostsza z nich: plotka, żart, anegdota, kawał, wygłup, czyli to, o co proszą najczęściej Jokera i każdego klowna. Często, niestety, podszyta okrucieństwem, hejtem.

Od tego się zaczyna, ale rozrywką dla niektórych staje się także proces sądowy i skazanie ofiary, co jest przecież przerażające, a stanowi jedno z najstarszych widowisk w historii ludzkości, a w kulturze amerykańskiej, również filmowej, zajmuje miejsce szczególne, łącząc się z dociekaniem prawdy i sprawiedliwości. W tej sferze rozrywka ma wpływ na ludzkie życie w sposób najbardziej dotkliwy. A nie brakuje przecież osób, które chcą o nim decydować w roli poważnych sędziów, obrońców, oskarżycieli, ławników, świadków. Widzów na sali sądowej albo przed gmachem sądu. W „Jokerze” widzimy jak najszczytniejsze ideały – te religijne i te laickie – padają ofiarą żądzy stworzenia wyrazistej kreacji, jaka wypełni życiową pustkę bądź zaspokoi chore ambicje. Na końcu zaś wszystko, wcześniej czy później, zamienia się w cyrk. To bolesna, ale prawdziwa obserwacja filmu Todda Phillipsa.

Najgorzej, gdy ucieczka od rzeczywistości i od prawdy przekłada się na marzenia o miłości. Jej brak zaś, okaleczenie czy zniszczenie prowadzi do największych dramatów, zwłaszcza gdy dotyka jeszcze dziecka. W takich okolicznościach rodzi się pomysł o zagraniu i wyreżyserowaniu najgroźniejszego dziś dla ludzkości spektaklu – aktu terroryzmu. Wtedy tolerowany przez nas cyrk życia publicznego zamienia się w rzeźnię.

To zaś, co nastąpi w ciągu dalszym historii Jokera, opowie nam w swojej roli, a być może zaśpiewa Lady Gaga.

Korzystałem również z książki Annie Zaleski „Lady Gaga: Applause. Biografia ikony”, tłumaczenie Maria Kabat, Znak 2023

To z pewnością byłoby nudne, gdyby ostatecznie w finale nie okazywało się tak bardzo ciekawe: ile jeszcze razy będziemy świadkami tego, że potępiany w czambuł artysta, artystka bądź, jak dziś się mówi, osoba artystyczna zostaje doceniona przez najbardziej nobliwe gremia, instytucje, muzea?

Oczywiście, by tego dokonać, dobrze mieć świadomość, że jest sztuka i kultura poza kinem i notowaniami list przebojów bądź streamingiem, o czym pewnie większość gwiazd popu nie ma pojęcia lub ich zainteresowania w tę właśnie stronę się nie zapuszczają. Dla Lady Gagi, jak nazwała się Stefani Germanotta, symboliczna była jednak bardzo wczesna inicjacja, związana z fortepianem.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku
Plus Minus
„Pić czy nie pić? Co nauka mówi o wpływie alkoholu na zdrowie”: 73 dni z alkoholem