Te listy są cenne nie tylko dlatego, że napisał w 1837 r. je nasz narodowy wieszcz. Stanowią pewną całość, wszystkie Adam Mickiewicz skierował do poety Alfreda de Vigny'ego, wówczas bardzo cenionego przez Francuzów, dziś nieco zapomnianego, a w Polsce obecnie nieznanego. Świadczą o pewnej zażyłości między pisarzami, a przede wszystkim dotyczą zabiegów Mickiewicza o wystawienie w Paryżu jego napisanego po francusku dramatu „Les Confédérés de Barr" (Konfederaci barscy).
De Vigny chciał mu w tym dopomóc, służył także uwagami w sprawie konstrukcji tekstu. Jego dramat „Chatterton" odniósł sukces na scenach paryskich, więc zarekomendował Mickiewicza dyrektorowi teatru Porte-Saint-Martin. Relację z tego spotkania polski poeta opisał w jednym z listów.
Pamiątki na aukcjach
– Ta korespondencja była nam znana, listy znali też badacze – mówi „Rzeczpospolitej" Tomasz Makowski, dyrektor Biblioteki Narodowej. – Cieszymy się jednak bardzo, że możemy teraz oryginały ściągnąć do Polski. Dla nas to niemal relikwia, a różne są przecież losy polskich pamiątek znajdujących się w zbiorach prywatnych. Listów Mickiewicza nie ma zbyt wielu, rzadko pojawiają się na rynku aukcyjnym, ściągnięcie listów stanowiących dowód kontaktu Mickiewicza z jednym z najbardziej znanych w owym czasie pisarzy francuskich jest bardzo istotne.
Ta pamiątka należała do spadkobierców Alfreda de Vigny'ego, dziennikarza Jeana Sangniera i jego siostry Madeleine. Kilka lat temu listy trafiły na aukcję, nabył je nieznany z nazwiska prywatny kolekcjoner. – Już wtedy chcieliśmy je kupić, ale były dla nas za drogie – zdradza dr Tomasz Makowski. – Śledziliśmy ich losy, uważając, że nabywca traktował je jako lokatę kapitału, więc z pewnością w którymś momencie znów się pojawią.
Teraz nieocenioną pomoc okazała kolekcjonerka polskich pamiątek Krystyna Piórkowska z Nowego Jorku. – Współpracujemy z nią od dawna, ona wyszukuje pojedyncze obiekty często w różnych dziwnych antykwariatach – opowiada dyrektor Makowski. – Tych sześć listów kupiliśmy dzięki jej hojności, wyłożyła swoje prywatne pieniądze. Zrobiła to zresztą dla Biblioteki Narodowej nie po raz pierwszy.