Nick Cave, Biblia i narkotyki

„Wiara, nadzieja i krwawa łaźnia” to książkowa spowiedź Nicka Cave’a, dzięki której lepiej możemy zrozumieć anarchizującego kiedyś artystę, który stracił dwóch synów.

Publikacja: 07.10.2022 10:00

Nick Cave (ur. 1957), syn liberała, czytelnik Biblii oraz Dostojewskiego, tęskniący na dnie uzależni

Nick Cave (ur. 1957), syn liberała, czytelnik Biblii oraz Dostojewskiego, tęskniący na dnie uzależnienia do religii i Boga, a ostatecznie Hiob

Foto: Anna KURTH/AFP

Proszę wybaczyć osobisty ton, ale pewne doświadczenia z przeszłości przy okazji premiery płyty „Nocturama” (2003) aż do niedawnej premiery książki sprawiały, że ceniąc Nicka Cave’a jako muzyka, kompozytora, pisarza, czułem zawód, myśląc o człowieku. Pewne moje negatywne domysły zaczęły nabierać siły potwierdzenia po obejrzeniu dokumentu „20 tysięcy dni na Ziemi” z udziałem muzyka. Wyluzowany, a przecież ojciec dwóch synów, z jednej strony mówił o swojej religijności, co niektórych mogło zaskoczyć na tle medialnego wizerunku Australijczyka, z drugiej zaś – dość bezceremonialnie, wręcz pyszałkowato, opowiadał o swoich dawnych obyczajach, gdy spotykał się z dilerem heroiny w kościołach, ponieważ są one puste i policja nie przeszkodzi tam w zakupie narkotyków. Można było z politowaniem dla nieodpowiedzialności Cave’a powiedzieć: superinstrukcja dla dzieciaków, w tym setki tysięcy fanów artysty.

Dwuznaczna wydawała się też inna wypowiedź: „Pisząc piosenki, czuję się jak bóg. Nie zawsze, ale to się zdarza. Staję się kimś innym. Ale w moim przypadku religijność łączy się z narkotykami. To narkomańska sprawa. Wstawałem rano, szedłem do kościoła, przyjmowałem komunię, wracałem do domu i łykałem dragi. Starałem się w ten sposób zbalansować to, co dobre i złe w moim życiu. Totalne szaleństwo!”.

Mamy wstępny opis niezrównoważonej postaci, która mogłaby być bohaterem Fiodora Dostojewskiego. Powtórzmy: „religijność łączy się z narkotykami”. Niezły odlot i straszna recepta na przełamanie codzienności, podszyta buntem przeciwko racjonalizmowi oraz perwersyjnie pojętym mistycyzmem, który łączy ekstazę z cierpieniem.

Cave zaskoczył mnie też we wspomnianym dokumencie – bądź co bądź to anarchista i buntownik, myślałem – pokazując przechowywane od najwcześniejszych lat medialne wycinki na swój temat. Co za hipokryta i snob, pomyślałem zdegustowany, mając w pamięci wywiad przy okazji płyty „Nocturama”. Niemal z ambicją prymusa przeanalizowałem nowe piosenki muzyka, łącząc ich sensy z wcześniejszymi, co ułożyło się w wiele pytań dotyczących inspiracji płynących ze Starego i Nowego Testamentu. Tymczasem pan Nick odpowiadał na moje rozbudowane pytania nonszalanckim: „Yes” or „No”, a miałem też poczucie, że sprawia mu przyjemność obserwowanie z drwiną dziennikarza, który męczy się w obliczu gwiazdy.

W końcu doszedłem do wniosku, że pomimo czasu zainwestowanego, poczynając od bladego świtu, gdy leciałem z Warszawy do Londynu na wywiad, nie pozwolę sobie na lekceważenie i zakończę rozmowę, odchodząc od stolika. Mój radykalny gest zaskoczył Cave’a. Poprosił, bym wrócił, a sam zmobilizował się do większego zaangażowania.

A jednak niesmak pozostał. Teraz zaś czytam w książce takie złote myśli: „A kto jeszcze w ogóle lubi wywiady? Wywiady, ogólnie rzecz biorąc, są do dupy. Serio. Zjadają cię. Nie cierpię ich. Sama idea ma w sobie coś upokarzającego. Wypuściłeś nową płytę, film albo książkę i trzeba to sprzedać. (…) Pięć czy sześć lat temu w ogóle zrezygnowałem z wywiadów” – mówi Nick Cave, ale mówi to przecież na pierwszej stronie, nomen omen, wywiadu i to wywiadu rzeki, rozpoczynając niemal trzysta stron wypowiedzi.

Wszystko się zmieniło

Trzymajmy się jednak rzeczy najważniejszych. Zażenowanie zachowaniem idola, który opowiadał o kupowaniu narkotyków oraz używaniu ich i łączeniu z religijnością, zmieniło się w trudne do opisania uczucie, gdy w rok po premierze filmu „20 tysięcy dni na Ziemi” dotarła do nas informacja, że syn Cave’a Arthur, mając ledwie 15 lat, spadł z klifu, będąc, jak wykazało śledztwo, pod wpływem LSD. Zmarł na miejscu.

Czytaj więcej

Nick Cave: Kulturalny bojkot Izraela to tchórzostwo

Myślałem o tym, chodząc wciąż na koncerty Cave’a. Nie mogłem skupić się na odbiorze muzyki i często żałobnego przesłania piosenek, tylko obserwowałem artystę, który stracił syna, ale na koncertach „przybija pionę” fanom, często równolatkom utraconego dziecka, będąc dla nich „wzorcem” i „autorytetem”. Mając w pamięci dramat jednego z polskich muzyków, który po stracie syna, odnalazł się jakoś w życiu zawodowym, gdy żona już takiej szansy nie miała – zastanawiałem się, co dzieje się z żoną Cave’a, która poświęciła swoją karierę modelki dla rodziny i nie miała szansy odreagować traumy na scenie. Całymi dnia leżała w ciemnym pokoju, pogrążona w depresji i nękana migreną.

Piszę o moich pytaniach śmielej – choć wciąż pozostają wątpliwości, że oceniam i oskarżam kogoś, kogo tak naprawdę nie znam – ponieważ wydana właśnie książka „Wiara, nadzieja i krwawa łaźnia” przynosi odpowiedzi na wiele z nich. Potwierdziły się też pewne intuicje na temat religijności muzyka, gdy mówił mi: – Przez całe życie mogłem powiedzieć, że świat jest wspaniały. No może nie w każdej chwili, nie każdego dnia. Ale świat jest wspaniały, jeśli tylko potrafimy to odkryć, znaleźć jego piękno w sobie. Czasami lubię pisać o przemocy. Bardzo mnie to ekscytuje. Interesują mnie szczegóły ludzkiego okrucieństwa. To wszystko jest takie dziwne. Tak mam, nic na to nie poradzę. Wiele moich utworów inspirowanych jest jednak Starym Testamentem. Kiedyś czytałem go bardzo często, teraz już mniej. Może dlatego rzadziej wracam do lektury, że już dobrze ją znam. To są najpiękniejsze karty naszej cywilizacji. Inspirowali się nimi najwięksi pisarze, ja też sobie pozwoliłem. Najczęściej wracam do Pieśni Salomona, księgi Hioba.

Sięgać miał też do Nowego Testamentu, w tym Ewangelii świętego Marka.

– I wierzy pan w Boga? – pytałem.

– Wierzę, zawsze wierzyłem – odpowiadał Cave.

– Ale śpiewa pan, że Bóg żyje tylko w naszych snach.

– Miałem na myśli, że Bóg jest wspaniały, jak piękne mogą być tylko nasze marzenia. Dążymy do Niego, chcemy się przybliżyć. Czasami to się udaje i wtedy sny się spełniają. Czujemy boską obecność. To jest jak najbardziej personalny Bóg, a nie jego idea, bo jeśli chodzi o sprawy religii, jestem bardzo staroświecki.

– Modli się pan rano, wieczór, we dnie, w nocy?

– Tu uczyniłem pewne odstępstwo. Nie mam własnej odpowiedzi na to pytanie. Ciekawych odsyłam do Biblii.

W książce Cave rozwija swoje przesłanie, co związane jest oczywiście z żałobą i utratą syna. Mówi: „Było to doświadczenie zerwania ze wszystkim, co działo się do tej pory, pewnie takie, jakiego doznawali też inni przede mną. Ale z mojego punktu widzenia dalsze życie nie jawiło się jako uporządkowana opowieść. Ta forma straciła sens. Arthur zmarł i wszystko się zmieniło. To doznanie gwałtownego przerwania, poczucie zakłóconego życia przeniknęło wszystko. Kiedy teraz rozmawiamy, trudno mi wracać do tamtych wydarzeń, ale trzeba o nich mówić, bo strata syna określa to, czym jestem”.

Najbardziej zaskakujące są wyznania dotyczące religii.„Religia to duchowość zdyscyplinowana i chyba rzeczywiście czegoś od nas wymaga. Dla mnie zdyscyplinowanie oznacza także myśl o zmaganiu się z ideą wiary – to ta szczelina wątpienia przebiegająca przez wszystkie poważne religie. Jądrem mojej twórczości jest mocowanie się z tym, co święte”.

Zaskoczony rozmówca muzyka i współautor książki Sean O’Hagen pyta: „Czy zmierzasz do twierdzenia, że w kwestiach wiary i wyznania jesteś w gruncie rzeczy konserwatystą?”. A Nick Cave odpowiada: „Tak, tak było zawsze, i to nie tylko jeśli chodzi o wiarę czy przekonania religijne. Myślę, że jestem konserwatystą z urodzenia”.

Czytaj więcej

Gwiazdy muzyki popierają tych, którzy chcą żyć w pokoju

Do kwestii konserwatyzmu jeszcze wrócimy, wiąże się bowiem, być może, ze śmiercią innej osoby w rodzinie Cave’a, ale teraz warto kontynuować kwestię religijności, bo dla niektórych fanów jego wypowiedzi mogą brzmieć naprawdę szokująco: „Nie ciekawi mnie ezoteryczna strona duchowości. Przyciąga mnie to, co ludzie uważają za tradycyjne idee chrześcijańskie. Fascynuje mnie Biblia, a zwłaszcza życie Chrystusa. Od początku miało ogromny wpływ i różnorodny wpływ na moją pracę”.

Łączy się z to dzieciństwem Nicka, kiedy bywał w kościele parę razy w tygodniu, śpiewając w chórze katedralnym. „I wiele mnie to nauczyło. Poznałem i pokochałem biblijne opowieści. Coś mnie do nich ciągnęło. Pamiętam, że pewnego dnia kupiłem w katedralnym sklepiku z pamiątkami krucyfiks ze srebrną postacią Chrystusa, taki krzyżyk do zawieszenia na szyi. Miałem chyba jedenaście lat. Krzyż miał przyczepioną kartkę, na której napisano: »Zrobiony z drzewa Prawdziwego Krzyża«. Pomyślałem: »Rany! Z tego prawdziwego Krzyża«”.

Biblia i chłam

Zainteresowania młodego Nicka religijnością są tym bardziej intrygujące, ale też i znamienne – to się często zdarza! – że dorastał w rodzinie, która była radykalnie antyreligijna. Przetrwały próbę młodzieńczego buntu. To był czas pierwszego ważnego zespołu Birthday Party. Cave wspomina: „Byłem rozsmakowany w niszczeniu, ale miałem także inne, prawdziwe zainteresowania. Budziłem się w hotelu wśród szczątków poprzedniej nocy w trasie – pustych butelek, narkotykowych resztek, być może z kimś nieznajomym w łóżku, cały ten chłam, ale obok mnie leżała otwarta Biblia z podkreślonymi fragmentami. I tak to się wlokło (…). Nawet wtedy, gdy moje życie było jednym wielkim chaosem, kiedy walczyłem z nałogiem, zazdrościłem tym, których życie miało wymiar religijny. Coś w rodzaju duchowej zazdrości, pragnienie wiary wobec niemożliwości wiary; ta tęsknota określała pustkę, jaką czułem w sobie. To pragnienie wiary mnie nie opuszczało”.

Z tym wspomnieniem i wyznaniem łączą się wypowiedzi na temat religii i „nieodzowności przebaczenia, konieczności łaski, a dla tych kwestii sekularyzm nie znajduje właściwego języka. Stąd bierze się brak wrażliwości, znieczulica społeczna. Ta gruboskórność wypływa z dojmującej samotności, z tego, że postrzegamy się jako samotne jednostki na wzburzonych falach dziejów. Ludzie szukają więc religii i sensu gdzie indziej. I coraz częściej znajdują ją w plemienności oraz polityce głębokich podziałów”. Trzeba przyznać, że daleko posunięta ta diagnoza.

W refleksjach muzyka nie brakuje krytyki wobec Kościoła: „Gdy słabnie zorganizowane życie religijne, a przyznaję, że instytucje religijne niestety przyczyniły się do tego procesu, wraz z nimi słabnie szacunek dla świętości tego, co istnieje, dla wartości człowieka. Ten szacunek bierze się z pokory wobec swego miejsca w świecie, zrozumienia naszej ułomnej natury. Szybko tracimy to rozumienie, które zastępujemy pewnością siebie i wrogością wobec innych”.

Jedyny niedosyt, jaki można czuć przy lekturze książki wynika z braku postawionego wprost pytania dotyczącego poczucia odpowiedzialności za śmierć syna. Ale Cave, zwłaszcza na początku, nie jest gotowy, by mówić o czasie, gdy doszło do tragedii. Potem ujawnia się, że wstrząs wymazał częściowo z pamięci najgorsze dni. Odtworzył je w rozmowie z najbliższym dziś współpracownikiem Warrenem Ellisem. Czytamy o tym dopiero w rozdziale nr 14 zatytułowanym „Bóg z obłokami”. Wtedy Cave mówi, „że trzeba było wybrać trumnę z katalogu, że »The Times« wydrukował artykuł sugerujący, że jestem w pewnej mierze odpowiedzialny za śmierć syna”.

Tyle. Już wcześniej stwierdza jednak: „Wszystkich nas dotyka cierpienie i najczęściej sami sobie je zgotowaliśmy; to stan, za który ponosimy odpowiedzialność, i z tego właśnie stanu szukam wyzwolenia. Jednym ze sposobów na wyzwolenie jest to, że staram się prowadzić życie zgodnie z moralnymi i religijnymi wartościami, dostrzegając znaczenie innych ludzi. Czuję, że gdy kogoś skrzywdzę, to zło wyrządzone przeze mnie oddziałuje na cały świat, a nawet porządek kosmosu. Wierzę, że tą drogą obraziłem Boga i muszę to jakoś naprawić. Wierzę też, że nasze dobre uczynki, drobne okruchy życzliwości odbijają się echem w całym świecie, chociaż trudno nam to zrozumieć, jak to się dzieje”.

Cave nie jest gołosłowny. Mówi o płycie „Ghosteen” jako o dziele religijnym. Wspomina o trzech arcydziełach religijnych, które wywarły na niego wielki wpływ. To „Ukrzyżowanie” Grünewalda („Grünewald to był mój osobisty, prywatny Chrystus cierpiący”), „Pietà Rondanini” Michała Anioła („uderzająco ludzka”), a także „Chrystus i Maria Magdalena” Rodina („Tyle cierpienia, fizyczności o smutku. Właściwie ta rzeźba stanowi serce płyty »The Boatman’s Call«”). Wspomina też o fascynacji mistyką – poezją św. Jana od Krzyża, erotycznymi pismami św. Teresy z Avili, Williamem Blakiem i św. Augustynem.

Podkreśla, że „Breathless” to pieśń jawnie religijna, „miłosna pieśń do Boga”.

Ojcowie i synowie

Ciekawy wątek stanowi opowieść o tym, jak po śmierci syna wrócił do Australii i rodzinnej miejscowości Wangaratta, której mieszkańców wielokrotnie bezpardonowo wyśmiewał, ostatecznie zaś podczas spotkań oraz ze sceny przeprosił. Z dzieciństwem i rodzinną miejscowością łączy się temat niedopowiedziany, być może fundamentalny, relacji z ojcem i jego wpływu na życie muzyka, nawet jeśli to był rodzaj rykoszetu. Może to również dotyczyć przyczyn śmierci ojca.

Kiedy miałem okazję rozmawiać z Cave’em, mówił mi również o kwestii poczucia winy.

– Problem ciemnej ludzkiej duszy, poczucia winy w najbardziej dla mnie inspirujący sposób ujął Fiodor Dostojewski w „Zbrodni i karze”. Tę książkę dał mi do przeczytania ojciec. Sam czytał mi niektóre rozdziały, kiedy byłem małym chłopcem. Jestem zafascynowany ideą Raskolnikowa – ideą dwóch typów ludzkich. Pierwszy to zwykli ludzie, którzy muszą żyć zgodnie z zasadami moralnymi, społecznymi jak miliony podobnych im śmiertelników, drugi – jak Napoleon i, zdaniem Raskolnikowa, także on sam, znajdują się ponad prawem, mogą łamać zasady, by zmienić życie nie tylko swoje, ale i świat. Moja fascynacja koncepcją Raskolnikowa nie oznacza zgody na jego myślenie. Ale pobudza do myślenia.

Zapytałem wtedy, czy uważa się za zwykłego człowieka, czy też jednostkę wyjątkową?

– Jestem zwykłym człowiekiem jak setki przechodniów na każdej ulicy. Tylko moje pisanie wyrywa mnie z kręgu codziennych ludzkich spraw. Dzięki temu staję się kimś niezwykłym, godnym uwagi. Dlatego komponuję, koncertuję. Nie dla sławy, nie dla popularności – odpowiedział.

Zastanawiające.

A jak było z ojcem? Trzeba dodać, że – realizując swoją nauczycielską misję – ojciec Cave’a zorganizował pierwsze w Australii sympozjum naukowego o bushrangerach w XIX wieku. Byli to grasujący w buszu uzbrojeni bandyci, którzy z czasem, również na fali romantyzmu, stali się symbolem australijskiego patriotyzmu i nacjonalizmu. Byli surowi, rycerscy, barwni, a wiedli też życie „nieprzyjemne, brutalne i krótkie”. Gdy pomyślimy, że radykalnie liberalny ojciec Nicka wiele opowiadał mu w dzieciństwie o bushrangerach oraz czytał „Zbrodnię i karę” – dotykamy sprawy wzorca postępowania.

Można się tylko domyślać, że o ile Cave jest ojcem, który rozmyśla o swojej odpowiedzialności za śmierć syna, o tyle ojciec Cave’a nie mógł swoich przemyśleń o odpowiedzialności za wybory syna wytrzymać. Najogólniej rzecz ujmując, już na wczesnym etapie życia Cave pokazał ojcu liberałowi, co w praktyce oznacza sytuacja moralna określona przez Dostojewskiego jako „jeśli nie ma Boga, to wszystko można”.

Muzyk, dociskany przez Seana O’Hagana, wspomina, jak został po włamaniu zamknięty przez policję, a już wcześniej zaczął brać heroinę. Rzecz najistotniejsza dla tego wątku: gdy Nick znalazł się w więzieniu – ojciec zmarł nagle. Muzyk nie chce kontynuować tego tematu. Wspomina tylko o matce, która wszystko mu wybaczała i być może tylko dlatego, że czuł jej miłość – uratował się z najgorszych tarapatów. On – syn liberała, rockowy bushranger, czytelnik Biblii oraz Dostojewskiego, tęskniący na dnie uzależnienia do religii i Boga, a ostatecznie Hiob.

Matka zmarła w czasie pandemii. Muzyk nie mógł polecieć na jej pogrzeb do Australii. Oglądał ceremonię przez Zoom. Później, w trakcie nagrywania rozmów do książki, w kwietniu 2001 r., zmarła też wycieńczona chorobami i alkoholizmem pierwsza ważna partnerka Cave’a – Anita Lane.

Pewnie już po zredagowaniu książki i wysłaniu jej do druku nieoczekiwaną codę dopisało życie. W maju 2022 r. w wieku 31 lat zmarł drugi, nieślubny syn Cave'a, ze związku z modelką Beau Lazenby, którego po raz pierwszy zobaczył, gdy ten miał siedem lat. Był modelem, przeszedł odwyk, właśnie wyszedł z więzienia, gdzie trafił za pobicie matki, wcześniej mając na koncie przemoc wobec partnerki. Miał zdiagnozowaną schizofrenię. Cave poprosił o szacunek dla rodziny w trudnej chwili.

Z tej perspektywy najważniejsze słowa padają na końcu książki: „Kiedyś brałem to za przejaw tego, jaki jestem zajebiście genialny, i że szkody, które wyrządzam bliskim, są konieczną ceną, bohaterską ofiarą artysty na ołtarzu prawdziwej wielkości (…) Trzeba było rujnującego doświadczenia, bym sobie uświadomił, że powinienem najpierw określić się jako jako ojciec, mąż i syn, jako członek rodziny, a dopiero potem jako artysta”.

Teraz lepi figurki z gliny. Jeden z cyklów nazywa się „Diabeł, który doznał przebaczenia”. Przy zmarłym diable klęczy dziecko wyciągające ręce w geście pokoju. Cave wyznaje, że marzy o rozgrzeszeniu. „Proszę o wybaczenie” – mówi.

Proszę wybaczyć osobisty ton, ale pewne doświadczenia z przeszłości przy okazji premiery płyty „Nocturama” (2003) aż do niedawnej premiery książki sprawiały, że ceniąc Nicka Cave’a jako muzyka, kompozytora, pisarza, czułem zawód, myśląc o człowieku. Pewne moje negatywne domysły zaczęły nabierać siły potwierdzenia po obejrzeniu dokumentu „20 tysięcy dni na Ziemi” z udziałem muzyka. Wyluzowany, a przecież ojciec dwóch synów, z jednej strony mówił o swojej religijności, co niektórych mogło zaskoczyć na tle medialnego wizerunku Australijczyka, z drugiej zaś – dość bezceremonialnie, wręcz pyszałkowato, opowiadał o swoich dawnych obyczajach, gdy spotykał się z dilerem heroiny w kościołach, ponieważ są one puste i policja nie przeszkodzi tam w zakupie narkotyków. Można było z politowaniem dla nieodpowiedzialności Cave’a powiedzieć: superinstrukcja dla dzieciaków, w tym setki tysięcy fanów artysty.

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Ten bostoński zaśpiew
Kultura
„Zwierzęta na wojnie”: O kocie, który poszedł na wojnę
Kultura
Kwiat Jabłoni: Jeszcze nigdy tak bardzo nie obawialiśmy się o wynik wyborów
Kultura
„Lunch z ludźmi sukcesu”: 52 weekendy Rozmów
Materiał Promocyjny
Zarządzenie flotą może być przyjemnością
Kultura
Jak kino pokazuje europejską biedę