KS: Gdy studiowałam muzykologię na Uniwersytecie Warszawskim, poznałam muzyków, którzy przedostali się potem do popowego mainstreamu. Na moim roku była Mimi, wokalistka zespołu Linia Nocna.
Wasz sukces na Sopot Festival z piosenką „Od nowa” był z pewnością zaskakujący, jeśli chodzi o festiwalowy potencjał lansowania nowych hitów. Chyba uważano już, że festiwale straciły znaczenie, bo każda telewizja ma swoją imprezę, jest internet, streaming, TikTok. Tymczasem wasze zwycięstwo bardzo mocno zostało zauważone wszędzie, również na porannym planowaniu naszej gazety.
JS: Rzeczywiście zauważyliśmy zwiększenie zainteresowania biletami na koncerty. Również ilość hejtu w sieci się zwiększyła.
To jest miara popularności!
KS: Rzeczywiście zmienił się odbiór konkursu o Bursztynowego Słowika. Być może dlatego, że kiedyś o wygranej decydowało również jury, a dziś jest to nagroda publiczności.
JS: Myślałem, że powiesz, że nie ma już nagrody pieniężnej!
KS: Nie ma, a szkoda! (śmiech)
JS: Cieszy nas, w jakim gronie laureatów się znaleźliśmy, a przypomnieliśmy ich sobie z myślą o audycji „Kwiat Jabłoni” w radiu 3/5/7. Wśród zwycięzców już po 1990 r. był Maanam, Feel, Krzysztof Krawczyk, Andrzej Piaseczny, Varius Manx. Dla nas jest to bardzo ważne. To kolejna zaskakująca przygoda, wymyślona przez naszych menedżerów, sami bowiem byśmy o tym nie pomyśleli. Pojechaliśmy do Sopotu, traktując to jako fajną przygodę, spotkać się z przyjaciółmi z branży, na co nigdy nie ma czasu. Nie zastanawialiśmy się, czy mamy szansę na zwycięstwo. Wagę tego wydarzenia uświadomiliśmy sobie dopiero potem.
Nie boicie się monetyzować waszej popularności? Mieliście dylematy, czy szlachetność „Wszystko mi mówi” Skaldów w spocie Tymbarku była wystarczającym alibi, aby wziąć udział w tym przedsięwzięciu?
JS: Podoba mi się, jak o tych sprawach mówi Vito Bambino, a mówi o formie pracy, dzięki której może zarobić na swoją rodzinę, jeżeli to nie stoi w sprzeczności z jego zasadami. Tymbark nie kojarzy się źle, nie łamie praw człowieka ani zwierząt. Podobał nam się też utwór i muzyczne towarzystwo.
KS: Być może pojawiły się potem komentarze, że się sprzedaliśmy, ale nie dotykają nas. Lubimy tę piosenkę. Myślę, że w Polsce wciąż wstydzimy się mówienia o pieniądzach, szczególnie w kontekście zawodów artystycznych. Muzyka kojarzy się z pasją, a kiedy muzyk zaczyna zarabiać – uważa się, że pasja zniknęła, a artysta stracił prawdziwego siebie i zmienił się dla pieniędzy. To stereotyp. W Ameryce ludzie chwalą się, że są twarzą jakiejś marki. Osobiście oburza mnie dopiero to, gdy człowiek kultury bierze udział w reklamie czegoś, co jest związane z masową hodowlą i ubojem zwierząt. Nigdy nie zareklamowalibyśmy produktów pochodzenia zwierzęcego ani mięsa, ani nabiału. A mieliśmy takie propozycje.
Ale piosenka, którą śpiewaliście dla Męskiego Grania, „Jest tylko teraz” brzmi jak cyrograf. Inicjatywa jest bardzo ciekawa, kulturotwórcza, przypomina stare hity. Ale to jednak kryptoreklama alkoholu.
KS: Nie taka krypto! (śmiech). Raczej to widać. Wręcz ciężko to ukryć.
JS: Mamy z tyłu głowy, że to największa reklama piwa w Polsce, ale pierwsza myśl była inna: festiwal ma taką renomę i wspaniałych artystów, że śpiewanie przewodniej piosenki to duży zaszczyt.
KS: Męskie Granie zawsze kojarzyło nam się przede wszystkim ze świetnymi wydarzeniami i znakomitą produkcją, występami przypominającymi o najlepszych polskich piosenkach. Wiadomo, czyj jest szyld, ale udało się wypracować taką muzyczną formułę, która jest niezwykle atrakcyjna i rozwijająca zarówno dla artystów, jak i słuchaczy. Piwo trzeba więc traktować w tym przypadku jako mecenasa. Jest zresztą wiele wartościowych festiwali muzycznych, sponsorowanych przez producentów piwa. Nie oderwiemy się od rzeczywistości.
JS: Inaczej nie wystąpilibyśmy na żadnym festiwalu, na żadnych juwenaliach. Chipsy i piwo mają wstęp nawet na wspaniały fastiwal Pol’and’ Rock Jurka Owsiaka.
„Od nowa” to bardzo współczesny tekst, a jednocześnie niezwykle uniwersalny. Można się w nim doszukać protestu przeciwko stereotypizacji świata, ludzi, nakładaniu klisz na uczucia i emocje. Jednocześnie jest tutaj postulat, by spojrzeć na świat na nowo, to piękna utopia, co w filozofii się zdarza.
JS: Myślę, że to utwór w formule „od ogółu do szczegółu”, o tym, by spróbować wykonać eksperyment polegający na tym, że patrzymy na rzeczywistość, nie mając żadnych skojarzeń wynikających z przeszłości czy uprzedzeń dotyczących wszystkiego, nawet tych najbardziej podstawowych spraw: co czym jest i do czego służy. Mówimy o całkowitym resecie świata, bo rzeczywistość to nie jest materia, na którą patrzymy, tylko coś przefiltrowanego przez tysiące naszych myśli, które biorą się z siatek kulturowych, jakie nam narzucono w szkole, rodzinie, w Kościele itd. Patrzymy na siebie przez pryzmat uprzedzeń: przecież jedna połowa społeczeństwa jest zła dla drugiej ze względu na swoje życiowe i polityczne wybory. Kultura, pochodzenie, kolor skóry czy orientacja są powodem nieustannych podziałów.
„Czarny pył” to piosenka, która wyraża bardzo poważną obawę co do przyszłości naszej planety, tak daleko posuniętą, że w życiu młodego pokolenia skutkuje dystansem do wchodzenia w związki, zakładania rodziny, myślenia o dzieciach, co łączy się z poczuciem winy za skazywanie ich na trudną przyszłość. Jednocześnie odkąd ludzkość istnieje, przyszłość zawsze bywała niepewna, oczekiwano końca świata. W XX wieku, w dobie zimnej wojny, bano się wojny nuklearnej.
KS: Tak, o takim lęku jest ta piosenka. Każdego dnia dotykają nas różne myśli na ten temat, ale dominujący jest jednak nastrój, że przyszłość Ziemi w obecnych czasach jest nieodwracalnie tragiczna, bo zmierzamy do samozagłady ekologicznej spowodowanej konsumpcjonizmem i przeludnieniem planety. Niszczymy własny dom i wszystko, co żyje – jaka będzie więc nasza najbliższa przyszłość? W takiej sytuacji rodzenie dzieci może wydawać się wręcz nieodpowiedzialne, bo boimy się o to, na jaką skażemy je przyszłość. Jednocześnie, tak jak powiedziałeś, wszystkim czasom towarzyszyła niepewność i w każdym okresie ludzie mogli zadawać sobie pytanie o sens przedłużania ludzkiego gatunku. Na znacznie gorsze czasy niż nasze przypadło dzieciństwo naszej babci, z kolei rodzice rodzili się w głębokich czasach PRL-u…
JS: Kiedy nawet nie było widać wyjścia z komunizmu.
Gdyby traumy waszej babci, waszych rodziców zwyciężyły, was by nie było.
KS: Jasne. Ale lęk o ten świat ciągle do mnie powraca.
JS: Naprawdę mam bardzo dużo przemyśleń o tym, że zakładanie rodziny dziś może być nieodpowiedzialne wobec dziecka, wobec człowieka, który będzie musiał radzić sobie z tymi wszystkimi zagrożeniami, jakie teraz narastają.
Jakim dniem będzie dla was 15 października?
JS: Nigdy nie bałem się tak o wynik wyborów jak teraz. Mam takie poczucie, że jeśli obecnie rządzący układ utrzyma się przy władzy, będziemy na bardzo złej pozycji również w Unii Europejskiej. A jeśli nasza pozycja w tej społeczności jeszcze bardziej osłabnie, to będzie zwyczajnie niebezpieczne, patrząc na to, co dzieje się w Ukrainie.
KS: To data przełomowa. Wyniku wyborów boję się zdecydowanie. Niepokoi mnie zarówno kontynuacja obecnych poczynań władzy, jak i możliwość dojścia do głosu jeszcze bardziej radykalnych skrajnie prawicowych poglądów. Jeśli pogłębi się obecna polityczna rzeczywistość, to możliwe, że kolejne wybory nie będą już wolne. Martwię się o media, szkolnictwo, sądownictwo, które podlegać będą z pewnością coraz silniejszej indoktrynacji. Boję się wzrastających postaw antyunijnych. Idźmy głosować, żeby nasz kraj nie cofnął się w czasie o pół wieku.