Do tej pory w literaturze faktu temat zwierząt wykorzystywanych na wojnach praktycznie nie istniał. Książka Teresy Kowalik i Przemysława Słowińskiego pt. „Zwierzęta na wojnie” zmienia ten stan rzeczy. Autorzy poprzez kilkadziesiąt ciekawych historii pokazują skalę udziału zwierząt w wojnach i sposoby ich wykorzystywania. Nie tylko tych kojarzonych z ludzkich gospodarstw, jak konie czy psy, ale również mniej oczywistych gatunków jak niedźwiedzie, delfiny, lwy morskie, koty, gołębie, kanarki, owce, szczury, nietoperze, a nawet kury czy wszy.

Czytaj więcej

"Taki jest Berlin. O mieście kontrastów i ciągłych zmian”: Bary, bazary i targi staroci

Na przykład kot Bomber był jak alarm przeciwlotniczy dla londyńczyków, bo dużo wcześniej niż człowiek słyszał dźwięk samolotów i potrafił je odróżniać. Kura Myrtle brała udział w skokach spadochronowych i była niemal pełnoprawnym członkiem brygady spadochronowej – zginęła podczas desantu. Delfiny dzięki echolokacji bezbłędnie wykrywały miny. Wiedząc, że nie mogą dotykać niebezpiecznego przedmiotu, oznaczały je boją i wypływały po nagrodę. Z kolei naszpikowane materiałami wybuchowymi szczury zrzucano w okupowanej Europie. Wielokrotnie ranna brytyjska gołębica Mary of Exeter padła podczas swojego ostatniego, 22. zadania, wyprawiono jej pogrzeb z wojskowymi honorami.

Autorzy książki zachęcają, aby poprzez opisane historie zwrócić uwagę na wielowymiarowy związek między ludźmi i zwierzętami oraz moralny aspekt wojny. Nawiązując do „Pamiętnika z Powstania Warszawskiego” Mirona Białoszewskiego, przypominają, że mimo iż postrzegamy siebie jako istotę wyższą, wielokrotnie odwracaliśmy znaczenie pojęć „człowieczeństwo” i „zezwierzęcenie”.