– Wreszcie dostałam! – ucieszyła się w czwartkowe popołudnie Katarzyna Okoń, prowadząca pensjonat Uroczysko Zaborek koło Janowa Podlaskiego. Wojewoda lubelski wypłacił jej rekompensatę za wrzesień, gdy już obowiązywał stan wyjątkowy, a turyści przestali odwiedzać rejony na pograniczu.
Właścicielka tego ośrodka zdaje sobie jednak sprawę, że to radość tylko na chwilę. Wypłaty za dalsze miesiące tego swoistego lockdownu dla turystyki na wschodnim pograniczu mogą być mniejsze. Wszystko przez przepis ustawy rekompensacyjnej, która traktuje te świadczenia jako pomoc publiczną de minimis. To oznacza, że jeśli taka pomoc z ostatnich trzech lat wraz z rekompensatami przekroczy 200 tys. euro, to firma nie dostanie ani grosza.
Czytaj więcej:
– W czasie pandemii korzystałam z rządowego wsparcia. Dlatego prawdopodobnie jeszcze za październik dostanę rekompensatę, ale za listopad już bardzo niewiele – oblicza Katarzyna Okoń. W jej przypadku, podobnie jak u wielu innych przedsiębiorców, przepis o pomocy publicznej de minimis może skutecznie pozbawić prawa do rekompensat. A przecież zanosi się na to, że jeszcze przez wiele miesięcy nie poprowadzą normalnej działalności i będą zdani na pomoc państwa.
Przepis do naprawy
Państwo na razie zapewnia, że rekompensaty będą przysługiwały także po stanie wyjątkowym. Wtedy prawdopodobnie wciąż będzie obowiązywał zakaz wstępu na obszary przygraniczne. Pozwoli na to uchwalona 17 listopada nowela do ustawy o ochronie granicy państwowej. Ta sama ustawa wydłużyła obowiązywanie przepisów o rekompensatach na czas nowych ograniczeń.