Lata 2021-22 były rekordowe w zakresie fuzji i przejęć. W tym roku globalnie notujemy 20-30 proc. spadek. Do tego rynek fuzji i przejęć jest przyzwyczajony, bo jest cykliczny.
Jak to wytłumaczyć?
Cyklem makroekonomicznym. W naszym przypadku ten cykl jest łagodzony, bo zajmujemy się też finansowaniem, które w trudniejszych czasach jest bardziej popularne. W Polsce uczestniczymy co roku w kilkunastu dużych transakcjach fuzji i przejęć, zwykle powyżej 100 mln euro, i w podobną ilość jesteśmy zaangażowani w 15 krajach naszego regionu. Tu jest bardziej stabilnie, ale się z tego nie cieszę, bo powinno rosnąć. Nie mamy cech rynku wzrostowego w fuzjach i przejęciach. On jest tak samo cykliczny. Rynek jest dosyć mały. Nasi koledzy w Niemczech robią kilkadziesiąt transakcji, we Francji jeszcze więcej. Jest to dla nas wystarczająca liczba do działania. Nie widzimy problemów. Cały czas pojawiają się duże transakcje, szczególnie w megatrendach, czyli w OZE, wszystkim co wiąże się z transformacją energetyczną. Jest też drugi trend związany z usługami IT, oprogramowaniem.
Sztuczną inteligencję też już widać w transakcjach?
AI nie sprzedaje się oddzielnie. Z reguły jest częścią ulepszonych algorytmów we wszystkich możliwych produktach. Są firmy na etapie start-upów, bez przychodów, ale z własnością intelektualną. Są rozchwytywane przez różnych producentów oprogramowania, bo chcą dodać ich wiedzę. Te rynki idą dobrze, ciągle rosną. Widać to też po ofertach publicznych. Najwięcej mówi się o ofercie brytyjskiej ARM produkującej półprzewodniki. Do tej pory największą, publiczną ofertą w pierwszym półroczu w Europie była rumuńska firma Hidroelectrica.
A co z warszawską giełdą? Rynkiem IPO?
Tu też życzyłbym sobie takich ofert i takich firm.
Widzi pan na horyzoncie światełko w tunelu?
Wiele firm, które dwa lata temu (gdy zaczął się cykl podwyżek stóp procentowych) przerwały prace nad ofertami publicznymi, teraz je wznawia. Pod koniec tego roku będziemy mieli kilka średniej wielkości ofert publicznych. Jeżeli ten trend się utrzyma i będzie widać spadek stóp procentowych w Europie i Polsce, to wzmocni się rynek giełdowy i będziemy mieli większe oferty. Potrzebujemy inwestorów międzynarodowych, którzy na razie boją się inwestować. W bardziej sprzyjających okolicznościach makro wrócą.
Nieudane IPO Dr Ireny Eris podcięło skrzydła rynkowi pierwotnemu. Wiele sobie obiecywano po sukcesie tej ofercie.
Na koniec dnia trzeba przełknąć, że ta oferta została odwołana w trakcie. Jednak zwróciłbym uwagę na równolegle udaną transakcję typu ABB akcji Atalu. Nie kierujmy się jedną nieudaną sytuacją. Mamy dobre podstawy dla ofert publicznych na przełomie listopada i grudnia.
W przypadku pozytywnego scenariusza na Ukrainie, polskie firmy powinny patrzeć w tamtą stronę, jeśli chodzi o swoją działalność, może przejęcia?
Tak już jest. Wszystkie firmy biorą pod uwagę jakiś swój udział w ukraińskich kontraktach. Nie znam natomiast firm, które bezpośrednio szykowałyby się do znaczących działań, czy przejęć na Ukrainie. To wymaga rozjaśnienia sytuacji militarnej i kierunku Ukrainy po wojnie.
Teraz sytuacja jest nieprzewidywalna. Kiedy to się dobrze skończy na placu boju będą tylko zachodnie firmy? Polskie są w stanie z nimi konkurować w odbudowie Ukrainy?
Jest wiele obszarów, gdzie mamy przewagę. To towary, których nie wozi się na duże odległości, jak materiały budowlane. Ich produkcja na Ukrainie nie będzie łatwa do wdrożenia. Tam, gdzie Ukraina będzie musiała kupować bezpośrednio technologie, których u nas nie ma, to możemy wystąpić w roli podwykonawcy. Np. system energetyczny Ukrainy. Nie wiem czy jesteśmy w stanie dostarczać cokolwiek do ich elektrowni atomowych czy nawet konwencjonalnych. Ale nasze firmy mogą je budować i nimi zarządzać.
Na koniec, gdzie i jakie największe ryzyka, takich czarnych łabędzi, widziałby Pan w najbliższych latach?
Czarne łabędzie mają to do siebie, że mało kto je przewidzi. Jestem w stanie sobie jednak wyobrazić ryzyko nowej, globalnej pandemii i wirusa przenoszonego przez wiatr i powietrze. Nagły wzrost poziomu wód w morzach i oceanach mógłby unieruchomić porty i cały, światowy transport morski. I w końcu ryzykiem byłoby rozszerzenie konfliktu w Ukrainie chociaż NATO robi wiele żeby się tak nie stało.