W pierwszym sezonie „Paris Police 1900” sprawę Dreyfusa uczynił pan lustrem dzisiejszych podziałów, nietolerancji, nienawiści. Sezon drugi to również serial z kluczem?
Zawsze w swojej twórczości sięgałem po historię. Ale wszystkim moim komiksom, sztukom i scenariuszom przyświecała zasada „Tak daleko, tak blisko”. Pokazuję patriarchat w działaniu. Myśli pan, że tylko dlatego, że od 1945 kobiety mają we Francji prawo głosu, zmieniły się relacje społeczne? W serialu wybucha epidemia syfilisu. Mechanizmy reagowania na zarazę przenoszoną drogą płciową były identyczne jak w epoce AIDS. Współczesnością pachnie też temat przemocy.
W drugim sezonie, który nie jest prostą kontynuacją pierwszego, stała się subtelniejsza.
Jak to się dzisiaj mówi: systemowa. W „Paris Police 1900” królowało barbarzyństwo. Akcja rozgrywała się w rzeźniczych jatkach, wśród gnijącego mięsa i strumieni zarówno zwierzęcej, jak i ludzkiej krwi. Opowiadałem o okrucieństwie w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu. Dzisiaj też czasem mamy z nim do czynienia. Drugi sezon jest jednak bliższy codzienności, w której skrywamy najgorsze instynkty za maską cywilizowanych społeczeństw. Interesuje mnie w nim moralny upadek – sekrety, tajemnice, chore układy między ludźmi.
Czytaj więcej
„Stracone złudzenia” w VOD przypominają, że Honoriusz Balzac jest ojcem dzisiejszych filmowych galaktyk zwanych universum. Pierwowzorem idola, upadającego celebryty, który żył na koszt bogatych psychofanek, w tym polskiej arystokratki Hańskiej.