Jest pan profesorem, nauczycielem akademickim, adwokatem. Skąd pomysł na kandydowanie na stanowisko dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury?
No właśnie chyba stąd. Jestem adwokatem w tej chwili nie wykonującym zawodu. Od 30 lat pracuję na uczelni i od 30 lat uczę młodych ludzi – przyszłych prawników. Zajmuję się pracą naukową i dydaktyką ludzi dorosłych. Jestem prawnikiem, a więc myślę, że nie ma niczego egzotycznego w tym, że chciałem objąć tę funkcję.
Czy wybór na dyrektora KSSiP z drugiego miejsca w rankingu po pracach komisji konkursowej nie zniechęcił pana do zajęcia tego stanowiska?
Od pewnego czasu dość istotną rolę w moim życiu odgrywa sport, dlatego startując w konkursie, kiedy okazało się, że zdobyłem srebrny medal, poczułem zarazem radość i niedosyt. Gdy okazało się jednak, że zdobywca pierwszego miejsca nie obejmie tego stanowiska, stało się analogicznie jak w zawodach sportowych, kiedy coś się wydarzy między finiszem a ceremonią wręczenia medali. Po zajęciu drugiego miejsca powiedziałem zarówno moim bliskim, jak i współpracownikom, że jednak nie wygrałem tego konkursu, wróciłem do obowiązków w kancelarii oraz na uniwersytecie. Kiedy okazało się, że scenariusz znowu się może zmienić – po raz kolejny musiałem z nimi wszystkimi porozmawiać i po raz kolejny wszyscy mnie wsparli. Adwokatura i sport nauczyły mnie tego, żeby walczyć do końca, a przegrana w pierwszym etapie nie oznacza jeszcze definitywnej porażki. Ważne dla mnie jest, aby móc zrealizować zadania, które przedstawiłem komisji konkursowej, a nie to, które miejsce w rankingu zająłem.
Czytaj więcej
Minister Sprawiedliwości Adam Bodnar powołał w środę prof. Piotra Girdwoynia do pełnienia funkcji dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury.