Dariusz Szawurski-Radetz: Odwrotny skutek obrony

Argumenty obrońców zwycięzcy konkursu na szefa KSSiP i informacje przedstawione przez niego samego były nie tylko nieprzekonujące, ale wręcz przedstawiły go w gorszym świetle.

Publikacja: 15.05.2024 04:30

Sędzia Wojciech Postulski w trakcie wysłuchań przez zespół oceniający kandydatów do KSSiP

Sędzia Wojciech Postulski w trakcie wysłuchań przez zespół oceniający kandydatów do KSSiP

Foto: materiały prasowe

W ostatnim czasie wybór dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury stał się przedmiotem dyskusji i polemik. Ministerstwo Sprawiedliwości 24 kwietnia w komunikacie podało, że rekomendowany przez komisję kandydat na dyrektora KSSiP – sędzia Wojciech Postulski – nie zostanie powołany. Kolejny na liście rekomendacyjnej był prof. dr hab. Piotr Girdwoyń – adwokat, specjalista z zakresu prawa karnego, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim, w ostatnich latach czynnie zaangażowany w walkę o praworządność oraz obronę sędziów, prokuratorów i obywateli. W międzyczasie, niedoszłego dyrektora, wzięto w obronę. Niektórzy wprost kontestowali decyzję ministra, m.in. prof. Małgorzata Manowska, która w rozmowie z "Rz", pt.: „Zawiódł kontrwywiad, nie sądownictwo”, stwierdziła: „Minister Bodnar zapewniał, że na dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa powoła sędziego wyłonionego w konkursie, a potem odmówił powołania takiego sędziego i poza konkursem powołał adwokata.” I Prezes SN chyba niezbyt uważnie śledziła konkurs. Prof. Girdwoyń brał w nim udział i uplasował się na drugiej pozycji. Wzburzenie ministerialną decyzją wyraziła też neo-KRS wskazując, że zwycięski kandydat uzyskał już pozytywną ocenę wewnętrznego zespołu.

Niedoszłego dyrektora na łamach „Rzeczpospolitej” bronił też sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w w Lublinie i były wiceminister sprawiedliwości Jacek Czaja. Ów sędzia w swojej polemice: „Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy”, powielił kilka przewijających się w przestrzeni publicznej argumentów, które miały „odczarować” postać sędziego Postulskiego i wzmocnić przekaz o zasadności jego rekomendacji. Jak już wiemy, historia potoczyła się zgoła inaczej. Czy zatem argumenty byłego wiceministra nie były wystarczające? Uważam, że nie tylko nie przekonywały, ale przytoczone fakty przedstawiły sędziego Postulskiego w dużo gorszym świetle aniżeli można było przypuszczać jeszcze przed ww. publikacją. Gdy doda się do tego informacje przekazane przez samego zwycięzcę konkursu, a mianowicie, że nie dowiedział się on, które z postawionych ministrowi sprawiedliwości warunków okazały się nie do spełnienia, to cień wątpliwości zdaje się padać na całą postać niedoszłego dyrektora.

Czytaj więcej

O co chodzi z wyborem dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury?

Trzy argumenty

Skoncentrujmy uwagę na argumentach, które miały uzasadniać nominację tego konkretnego sędziego na fotel dyrektora KSSiP. Ma to znaczenie choćby dlatego, że najprawdopodobniej dyrektorem nie zostanie on, ale osoba niebędąca sędzią/prokuratorem. Sytuacja bardzo podobna do tej z Francji, gdy w 2020 r., po raz pierwszy w historii, dyrektorem szkoły (École Nationale de la Magistratura) została mecenas Nathalie Roret.

Spróbuję zatem odnieść się do argumentów przytoczonych przez sędziego Jacka Czaję. Można je streścić następująco: po pierwsze, rekomendowany przez komisję sędzia był najlepszym z kandydatów, bo posiadał wysokie kompetencje zarządcze – w końcu był on sekretarzem generalnym Europejskiej Sieci Szkolenia Kadr Wymiaru Sprawiedliwości (EJTN), zaś KSSiP potrzebuje dobrego zarządcy, a nie kogoś, kto posiada doświadczenie orzecznicze czy wyróżnia się wysokim poziomem wiedzy prawniczej (jak określa to ustawa o ustroju sądów powszechnych w art. 78 § 1b w odniesieniu do sędziów delegowanych do KSSiP). Po drugie, międzynarodowe standardy, które pomagał opracować sędzia Postulski, wskazują, że nadzór nad szkoleniem kadr wymiaru sprawiedliwości oraz opracowywanie programów szkoleniowych wykonywać powinni wyłącznie sędziowie, ergo, sędzia Postulski był trafnym wyborem. Po trzecie, rekomendowany kandydat działał w zaciszu brukselskich gabinetów, walcząc o praworządność w Polsce. Jeżeli pojawiają się inne argumenty, to z reguły są one pochodnymi wskazanych.

Odnośnie do kompetencji zarządczych, wypada zauważyć, że kierowanie Siecią Szkół w Europie, a kierowanie jedną konkretną krajową instytucją to jednak dwie różne pary kaloszy. Twierdzę, że to, czego potrzeba bardziej dyrektorowi, to nie kompetencje zarządcze, ale autorytet, który wynika z prezentowanej postawy, doświadczenia zawodowego lub osiągniętego dorobku naukowo-badawczego. Dyrektor KSSiP jest skazany na pewną, nazwijmy to, używając terminologii nauk politycznych, kohabitację z Radą Programową, która składa się z reguły z profesorów prawa, sędziów i prokuratorów o dużej wiedzy i doświadczeniu zawodowym.

To właśnie Rada Programowa ustala ogólne kierunki działalności KSSiP, uchwala założenia do rocznych harmonogramów działalności szkoleniowej oraz założenia do programów aplikacji. W tym kontekście to autorytet dyrektora niejednokrotnie decyduje o tym, co Rada Programowa jest w stanie zaakceptować.

Nie sposób twierdzić, że rola sekretarza generalnego jest podobna do tej, którą odgrywa dyrektor. Przykładowo w kwestii samych szkoleń – zależą one w dużej mierze od tzw. grup roboczych, z kolei te składają się z przedstawicieli szkół i instytucji członkowskich. To oni biorą na siebie ciężar składania propozycji szkoleniowych, a następnie ich przygotowania, organizacji i koordynacji. EJTN to sieć szkół i instytucji, a nie agenda czy instytucja unijna, na czele której stoi osoba o szerokich kompetencjach zarządczych i nadzorczych. Bez wkładu i bez zaangażowania przedstawicieli krajowych instytucji szkolących EJTN nie miałby czego oferować, ani kogo szkolić. Rola sekretarza w takiej strukturze jest zupełnie różna od roli dyrektora konkretnej szkoły. Wchodzenie w bliższe szczegóły wymagałoby przygotowania monografii, zaproponuję więc jedynie, aby zainteresowani Czytelnicy spróbowali odgadnąć, ilu uprzednich sekretarzy generalnych EJTN zostawało, po zakończeniu kadencji, dyrektorami krajowych instytucji szkolących. Odpowiedź: żaden z dotychczasowych, a było ich (pomijając obecną sekretarz, której kadencja jeszcze nie upłynęła) sześciu. Czego to może dowodzić? Ano choćby tego, że jak dotąd nikt w Europie nie uznał, że kompetencje posiadane przez sekretarzy generalnych EJTN, predestynują ich do późniejszego przewodzenia krajowym instytucjom szkolącym.

Kto ma pełnić nadzór?

Kolejny argument bazuje na międzynarodowych standardach. Z tych ostatnich nie wynika jednak to, czego oczekiwałby sędzia WSA w Lublinie. Twierdzenie, że: „(…) według europejskich i światowych standardów nadzór nad szkoleniem kadr wymiaru sprawiedliwości oraz opracowywanie programów szkoleniowych wykonywać powinni wyłącznie sędziowie (…)”, jest po prostu nieprawdziwe. Nie wynika to ani z opinii nr 4 Rady Konsultacyjnej Sędziów Europejskich (CCJE), ani z Europejskich Zasad Szkolenia Kadr Wymiaru Sprawiedliwości czy Światowych Zasad Szkolenia Kadr Wymiaru Sprawiedliwości. W opinii nr 4 wskazano m.in., że: „(…) organ odpowiedzialny za nadzór nad jakością programu szkolenia powinien być niezależny od władzy wykonawczej i ustawodawczej” oraz że „co najmniej połowa jego członków powinna być sędziami (…)” (pkt 13), a także: „Sądownictwo powinno odgrywać główną rolę w organizacji i nadzorowaniu albo samo organizować i nadzorować szkolenie. (…) CCJE popiera rozwiązanie, by obowiązki te w każdym kraju zostały powierzone nie ministerstwu sprawiedliwości ani innemu organowi odpowiedzialnemu przed władzą ustawodawczą lub wykonawczą, ale samemu sądownictwu lub innemu niezależnemu organowi (…)” (pkt 16). Dalej czytamy, że: „Ważne, by szkolenie było prowadzone przez sędziów i ekspertów w każdej dyscyplinie. Prowadzący szkolenie powinni być wybierani spośród najlepszych w zawodzie i starannie dobrani przez organ odpowiedzialny za szkolenie (…)” (pkt 20).

Z kolei Europejskie Zasady Szkolenia Kadr Wymiaru Sprawiedliwości mówią, że: „Zgodnie z zasadami niezależności wymiaru sprawiedliwości projektowanie, treść i prowadzenie szkolenia kadr wymiaru sprawiedliwości należy wyłącznie do kompetencji krajowych instytucji odpowiedzialnych za szkolenie kadr wymiaru sprawiedliwości” (zasada nr 5). Nie ma zatem mowy o tym, że czynności te „wykonywać powinni wyłącznie sędziowie”, tylko że jest to wyłączna kompetencja krajowych instytucji. Dalej zasady te również wskazują, że: „Szkolenie powinno być przede wszystkim prowadzone przez sędziów i prokuratorów, którzy zostali wcześniej przeszkoleni w tym celu” (zasada nr 6).

Nawet zatem w kontekście prowadzenia szkoleń mowa jest o tym, kto przede wszystkim powinien to czynić, ale nie o tym, że wyłącznie ta grupa zawodowa może to robić. Nie ma żadnej mowy o wyłączności zastrzeżonej na rzecz sędziów. Odnośnie do przywołanych zasad światowych, to i tam – ponieważ w większości stanowią one powielenie zasad europejskich – brak potwierdzenia dla tezy sędziego Czai. Gdybyśmy jednak przyjęli przez moment – czysto hipotetycznie – że twierdzenie sędziego WSA jest prawdziwe, to spójrzmy na sformułowany przez niego sofizmat: sędzia Postulski jest właściwym kandydatem, gdyż to on doprowadził do opracowania i uchwalenia europejskich i światowych zasad oraz standardów szkolenia kadr wymiaru sprawiedliwości, zgodnie zaś z tymi zasadami nadzór nad szkoleniem kadr oraz opracowywanie programów szkoleniowych wykonywać powinni wyłącznie sędziowie vide sędzia Postulski jest właściwym kandydatem. Sformułowano wniosek, na którego uzasadnienie przywołano przesłankę – petitio principii.

Sędzia Czaja zdawał się też nie doceniać, jakie znaczenie ma analizowanie stażu orzeczniczego sędziego – niedoszłego dyrektora. Tymczasem, skoro sam przywołał ponadnarodowe pryncypia, to być może warto było, przy ocenie konkretnej osoby, oprzeć się i na innych powszechnie uznanych zasadach albo przynajmniej zerknąć dokładniej na te, które samemu się przywołało?

Spójrzmy zatem na tzw. zbiór zasad z Bangalore, które dotyczą postępowania sędziów. Zasady te wielokrotnie odwołują się do oceny dokonywanej przez tzw. rozsądnego obserwatora. Założeniem jest, aby sędzia pamiętał w swoim postępowaniu, by jego działania i zachowanie były pozytywnie oceniane właśnie przez tego racjonalnego obywatela-obserwatora. Spójrzmy zatem, co mówią zasady 6 i 6.1 wymienionego zbioru: „Kompetencje i pracowitość są warunkiem wstępnym sprawowania urzędu sędziego. Obowiązki sędziowskie sędziego mają pierwszeństwo przed wszystkimi innymi zajęciami”. Wiele wyjaśnia w kontekście cytowanej zasady komentarz do niej, który w 2007 r. przygotowało Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości: „Głównym obowiązkiem sędziego jest należyte wykonywanie funkcji sędziowskich, których zasadnicze elementy obejmują prowadzenie i rozstrzyganie spraw wymagających interpretacji i stosowania prawa. (…) Sędzia powinien oprzeć się pokusie poświęcania nadmiernej uwagi działalnościom pozasądowym, gdy prowadzi to do zmniejszenia zdolności do sprawowania urzędu sędziego. Istnieje oczywiście podwyższone ryzyko poświęcania nadmiernej uwagi takim działalnościom, jeśli są one wykonywane w zamian za wynagrodzenie. W takich przypadkach rozsądni obserwatorzy mogą podejrzewać, że sędzia przyjął obowiązki pozasądowe w celu zwiększenia swoich oficjalnych dochodów. Sądownictwo jest instytucją służącą społeczeństwu. Nie jest to tylko kolejny segment konkurencyjnej gospodarki rynkowej”.

Co do zasad przywoływanych przez samego byłego wiceministra, to warto przywołać pkt 21 cytowanej opinii nr 4: „Gdy to sędziowie są odpowiedzialni za działalność szkoleniową, ważne jest, by ci sędziowie utrzymali kontakt z praktyką sądową”. Przypomnę, że sędzia Postulski od nominacji sędziowskiej w 2005 r. przez 18 miesięcy sprawował obowiązki sędziowskie – orzekał, przez kolejnych 17 lat był w delegacji, a obecnie pozostaje na urlopie bezpłatnym. Jak zatem w kontekście powyższych standardów i zasad ocenić postawę sędziego, którego w obronę wziął sędzia Czaja?

To nie Talleyrand

Kolejny argument wywołuje jedne z najpoważniejszych wątpliwości. Zgodnie z tym, czego się dowiedzieliśmy, sędzia Postulski działał w zaciszu brukselskich gabinetów, gdzie – jak zrozumiałem – walczył o praworządność. Warto zauważyć, że były wiceminister zapomniał chyba, że pisze o osobie, która jest sędzią, a nie politykiem czy dyplomatą, nie Talleyrandem lub Metternichem na wiedeńskim kongresie, ale nadal sędzią, choć na bezpłatnym urlopie pracującym w Brukseli. Dowiedzieliśmy się jednak, że działania niedoszłego dyrektora doprowadziły m.in. do tego, że „Komisja Europejska wymogła od EJTN przeprowadzanie szkoleń dotyczących praworządności, w ramach forum judges@Europe, z pominięciem KSSiP jako podlegającej nadmiernej kontroli rządu PiS”. Gdyby okazało się to prawdą – czego nie mogę być pewien – to takie działania muszą być oceniane jednoznacznie negatywnie. Maksymalizują one bowiem niepewność, chaos oraz arbitralność podejmowanych decyzji, a minimalizują, czy wręcz wyłączają możliwość zajęcia stanowiska przez zainteresowany podmiot, w tym przypadku KSSiP.

Przypomnę, że KSSiP była i jest pełnoprawnym członkiem EJTN, nie została zawieszona, wykluczona, ani nawet ograniczona w jakichkolwiek prawach. KSSiP płaciła i płaci składki członkowskie, a jej przedstawiciele organizują i koordynują szkolenia w ramach Sieci. Szkoła użycza zaplecza dydaktycznego dla o międzynarodowych wydarzeń. Jak zatem ocenić fakt, że w zaciszu gabinetów podjęto decyzję, aby wyłączyć pełnoprawnego członka EJTN z możliwości rekrutacji osób na wydarzenie szkoleniowe? Zapytajmy, czy podobne działania wymierzone były również w szkołę węgierską. Czy wiedział o tym Komitet Sterujący lub Zgromadzenie Ogólne EJTN?

Dlaczego to istotne? Wyobraźmy sobie, że opłacamy czesne za szkołę dziecka, bierzemy aktywny udział we wszystkich wydarzeniach szkoły, ale… nasze dziecko nie jest wpuszczane na zajęcia z języka angielskiego, ponieważ kurator oświaty wpłynął na dyrektora szkoły, aby ten wyłączył je z tych właśnie zajęć. Jaka powinna być nasza reakcja?

Na chwilę obecną nie wiadomo, jakie konkretnie warunki postawił zwycięski kandydat ministrowi sprawiedliwości. Wszystko jednak wskazuje, że nie uzależniał on objęcia funkcji dyrektora KSSiP od spełnienia przez ministra warunków, które rozwiązywałyby rzeczywiście palące problemy szkoły. Jednym z najistotniejszych jest obecnie podwyższenie stypendium aplikanckiego, które sami aplikanci określają jako „głodowe”. Niedoszły dyrektor próbował w ministerialnym gabinecie „coś ugrać”, ale to „coś”, jak sugerują wypowiedzi samego zainteresowanego, nie było ukierunkowane pro publico bono, ale pro domo sua.

Podsumowując dyskusję, z przykrością stwierdzam, że pojawiają się artykuły prasowe oraz komentarze, z których wybrzmiewa następujący przekaz: sędziowie, prokuratorzy, adwokaci, prawnicy, dziennikarze, którzy byli twarzami walki o praworządność, powinni wrócić do pracy w salach rozpraw, w kancelariach czy redakcjach. Teraz nastał czas technokratów. Tym samym wszyscy zaangażowani w walkę o standardy demokracji mają przyjąć rolę parasola, który, gdy tylko przestaje padać, staje się niepotrzebnym obciążeniem. Tego, że może on być bardzo użyteczny również i w dni słoneczne, nikt nie chce zaakceptować. Klimat u nas panuje jednak taki, że pogoda i pory roku zawsze się zmieniają.

I rest my case.

Autor jest adwokatem, współpracownikiem w Katedrze Historii Politycznej Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego, w latach 2017–2024 asystentem sędziego w Sądzie Okręgowym w Warszawie, del. do KSSiP

W ostatnim czasie wybór dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury stał się przedmiotem dyskusji i polemik. Ministerstwo Sprawiedliwości 24 kwietnia w komunikacie podało, że rekomendowany przez komisję kandydat na dyrektora KSSiP – sędzia Wojciech Postulski – nie zostanie powołany. Kolejny na liście rekomendacyjnej był prof. dr hab. Piotr Girdwoyń – adwokat, specjalista z zakresu prawa karnego, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim, w ostatnich latach czynnie zaangażowany w walkę o praworządność oraz obronę sędziów, prokuratorów i obywateli. W międzyczasie, niedoszłego dyrektora, wzięto w obronę. Niektórzy wprost kontestowali decyzję ministra, m.in. prof. Małgorzata Manowska, która w rozmowie z "Rz", pt.: „Zawiódł kontrwywiad, nie sądownictwo”, stwierdziła: „Minister Bodnar zapewniał, że na dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa powoła sędziego wyłonionego w konkursie, a potem odmówił powołania takiego sędziego i poza konkursem powołał adwokata.” I Prezes SN chyba niezbyt uważnie śledziła konkurs. Prof. Girdwoyń brał w nim udział i uplasował się na drugiej pozycji. Wzburzenie ministerialną decyzją wyraziła też neo-KRS wskazując, że zwycięski kandydat uzyskał już pozytywną ocenę wewnętrznego zespołu.

Pozostało 92% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian