Odnalezienie się w aktualnej sytuacji polskiego sądownictwa nie jest łatwe. Tylko w ciągu ostatnich dni obserwowaliśmy kontrasygnatę premiera na postanowieniu prezydenta legitymizującą tzw. neosędziego do pełnienia funkcji przewodniczącego zgromadzenia Izby Cywilnej Sądu Najwyższego zwołanego w celu wyboru jej prezesa. Oświadczenie o pomyłkowo złożonym podpisie w formie kontrasygnaty przez premiera. Nie było chyba szczególnie przekonujące, skoro niemalże natychmiast nastąpiło przejęcie kierowania Izbą Pracy przez pierwszą prezes SN, sprytnie później „złagodzone” deklaracją o powierzeniu kierowania Izbą najstarszemu stażem przewodniczącemu.
Pamiętamy wyścigi o akta spraw politycznie znaczących. Orzeczenia wydawane w oparciu o dostarczone przez uczestnika postępowania kserokopie. Stanowiska stwierdzające nieistnienie dwóch, a być może więcej izb SN. Wyłączenia sędziów w znanej z polskiego parlamentaryzmu formule „poza procedurą”. Korekty sądu niższego rzędu dokonywane w wiążących z prawnego punktu widzenia rozstrzygnięciach sądu wyższej instancji. Administracyjne korygowanie wotum niektórych wadliwie powołanych sędziów, a z przeciwnej strony manipulowanie składami orzekającymi, inne przejawy wykorzystywania uzyskanych z politycznej nominacji funkcji administracyjnych w sądach, opresyjne wykorzystywanie dyscyplinarek, instrumentalne wykorzystywanie prokuratury i inne szykany.
Czytaj więcej
Wydarzenia w wymiarze sprawiedliwości zaczynają przypominać scenariusz filmów mistrza dreszczowców i suspensu: na początku jest trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie.
Loteria zwana oceną skutków wadliwości powołania
Pełne napięć funkcjonowanie sędziów powołanych w wyniku rekomendacji tzw. neo-KRS oraz sędziów powołanych niewadliwie w SN i nieco bardziej zgodne w wielu sądach powszechnych. Całkowity chaos związany z oceną skutków wadliwości powołania na poziomie SN, który w składach niewadliwie powołanych raz uznaje konkretnych sędziów powołanych w wyniku rekomendacji tzw. neo-KRS za pozbawionych wotum orzeczniczego, innym razem stosując tzw. test zaczerpnięty z uchwały trzech Izb SN nie kwestionuje orzeczenia wydanego z ich udziałem. Stałą obecność sędziów reprezentujących wszystkie możliwe opcje praworządnościowe w mediach, prezentujących wzajemnie wykluczające się twierdzenia dotyczące aktualnego stanu polskiego sądownictwa. Zarzuty upolitycznienia sędziów i konstytuowanych przez nich sądów przedstawiane w każdej możliwej konfiguracji. Wszystko zawsze i konsekwentnie oparte na deklaracji działania w imieniu i na rzecz obywatelskiego prawa do właściwie rozumianego konstytucyjnego wymiaru sprawiedliwości oraz poszanowania wiążących RP orzeczeń sądów międzynarodowych. Zawsze respektujące stanowisko, iż niezawisłość i bezstronność to cechy, które mierzyć należy perspektywą zewnętrznego obserwatora.
Stan upolitycznienia debaty dotyczącej sądownictwa osiągnął chyba swoje apogeum. Dostrzec to można w każdej sprawie w jakimś chociażby stopniu powiązanej ze sporami politycznymi. Kwestia aresztu tymczasowego wobec jednego z posłów, pełniących w poprzedniej kadencji funkcję wiceministra sprawiedliwości nie może być rozstrzygana w składzie obejmującym tzw. neosędziów, bo przesądza to automatycznie o stronniczości i treści przyszłego orzeczenia. Czy może być rozstrzygana przez aktywnych publicznie sędziów powołanych w trybie konstytucyjnie niewadliwym? Czy i w tym przypadku wynik postępowania i brak bezstronności nie będzie przedmiotem zarzutów? Już teraz bezstronność polskich sądów kwestionowana jest w toczącym się w Wielkiej Brytanii postępowaniu ekstradycyjnym byłego dyrektora RARS, podejrzanego o defraudację gigantycznych środków w „covidowym” okresie.