Tę zarzuconą w debacie nad ustrojem Polski myśl (to temat raczej dla politologów) przypominają teraz kolejne przetasowania instytucji publicznych, przypadki zastępowania ustaw uchwałami budzące obawy, jak daleko może się rozwinąć prawny i instytucjonalny rozgardiasz. O roli wyborów przypominają nam też obrady sejmowej komisji śledczej ds. wyborów korespondencyjnych, a ostatnio zeznania wezwanego jako biegłego Wojciecha Hermelińskiego, byłego przewodniczącego PKW i sędziego TK w stanie spoczynku, że śpiesząc się, aby wybory prezydenckie w 2020 r. odbyły się jeszcze przed końcem pierwszej kadencji Andrzeja Dudy, wybrano najgorsze rozwiązanie.
Owszem, władze PiS chciały przeprowadzić te wybory w tym terminie, biorąc pewnie pod uwagę m.in. sondaże Andrzeja Dudy, a opozycja była zainteresowana odsunięciem ich m.in. dlatego, że jej kandydatka dołowała w sondażach i zastąpiono ją, i to był nieprawdopodobny w historii polskiej demokracji przypadek, Rafałem Trzaskowskim.
Czytaj więcej
Dla porządku prawnego w Polsce niezbędna jest elementarna wspólnota zasad w środowisku sędziowskim i sądy łagodzące spory.
Wtedy i teraz powtarzano, że można było odsunąć wybory, czekając na wygaśnięcie kadencji Andrzeja Dudy czy ogłaszając stan klęski żywiołowej – wtedy byłyby pewnie w następnym roku.
Przypominam to, gdyż wybory w młodej jeszcze polskiej demokracji (po pół wieku komunistycznego reżimu) są autentycznym świętem demokracji. Obywatele wybierają władze i wskazują kierunki rządzenia państwem. Więc odsuwanie wyborów, tym bardziej bez gwarancji, kiedy się odbędą, powinno być ostatnią rzeczą, jaką władze mogą zafundowań obywatelom, niezależnie od prawnych, organizacyjnych czy finansowych zastrzeżeń, które zawsze się znajdą. Wybory kopertowe nie wypaliły, ale klasyczne udały się, kolejki w lokalach wyborczych nie różniły się od tych w supermarketach. Dzięki wyborom klasycznym uniknięto przedłużenia kampanii o wiele miesięcy i ekstrapolitycznych sporów.