Iwona Pruszyńska: Jak Aborygeni chronią własność swoich obrazów

Każdy członek klanu, rodząc się, przejmuje od swoich przodków prawo do malowania obrazów określonej historii ich świata. Jak zatem Aborygeni chronią własność swoich praw autorskich?

Publikacja: 01.11.2023 10:00

Iwona Pruszyńska: Jak Aborygeni chronią własność swoich obrazów

Foto: Adobe Stock

 Decyzja Australijskiego Sądu Federalnego z 1995 r. przyznała pierwsze, a zarazem rekordowe odszkodowania aborygeńskim artystom, których dzieła zostały powielone na dywanach bez ich wiedzy i pozwolenia.. Sąd Najwyższy w sprawie Milpurrurru & Others przeciwko Indofurn Pty Ltd & Others przyznał kwotę 188 640 dol. trzem żyjącym artystom i prawnemu przedstawicielowi pięciu zmarłych. Decyzja ta była następstwem dokonanego przez rząd federalny przeglądu przepisów o własności intelektualnej mających zastosowanie do sztuki i kultury Aborygenów oraz mieszkańców wysp w Cieśninie Torresa.

Pozew został wniesiony przeciwko spółce Indofurn Pty Ltd z siedzibą w Perth, znanej w momencie popełnienia zarzucanych naruszeń pod nazwą Beechrow Pty Ltd. Beechrow sprowadził dywany z Wietnamu, kraju, w którym nie obowiązują prawa autorskie, i sprzedał je w Australii po 4000 dol. za sztukę.

Czytaj więcej

Iwona Pruszyńska: Klimatyzowany mundial i katarski „lider praw pracowniczych”

Artyści, których prace zostały powielone bez pozwolenia, to wybitni artyści aborygeńscy, w tym George Milpurrurru, pierwszy malarz aborygeński, który miał swoją indywidualną wystawę w Australijskiej Galerii Narodowej. Jego praca „Goose Egg Hunt” reprodukowana na dywanach, jest obecnie własnością Galerii i można ją tam podziwiać. Pozostałe reprodukowane prace również pochodziły z Australijskiej Galerii Narodowej lub z prywatnych kolekcji artystów.

Prace zostały odtworzone z edukacyjnego portfolio dzieł sztuki aborygeńskiej wydanego przez Australijską Galerię Narodową oraz kalendarza wydanego przez Australijski Serwis Informacyjny. Z dowodów przedstawionych Sądowi wynikało, że publikacje te leżały na biurku szefa wietnamskiej fabryki dywanów, kiedy po raz pierwszy odwiedził ją australijski biznesmen Beechrow. W obu publikacjach widniały nazwiska artystów i krótki opis tematu obrazu, a grafika wyraźnie wskazywała, że tematyka dotyczyła historii stworzenia świata o duchowym i sakralnym znaczeniu dla malującego.

Beechrow zachwycił się pięknymi wzorami i z zadowoleniem dopiął umowę z wietnamską fabryką na produkcję kilkuset tysięcy dywanów z nadrukowanymi obrazami. Pech chciał, że ani Beechrow, ani dyrektor fabryki w Wietnami nie zwrócili się do twórców obrazów o zgodę na ich reprodukcję i powielenie. Oznaczało to, że dywany były wystawiane, sprzedawane i dystrybuowane na terenie Australii, zanim artyści zdali sobie sprawę, że tysiące Australijczyków chodzi codziennie po ich obrazach.

Deptanie sztuki sakralnej

Zdaniem części artystów pozwolenie na reprodukcję ich dzieł nigdy nie zostałoby wydane Beechrowowi ze względu na ważną wartość kulturową, jakie posiadają dla cywilizacji aborygeńskiej oraz ze względu na tajemniczy i sakralny charakter przedstawionych w nich historii. Co innego udzielić zgody na repredukcję obrazu w biuletynie muzeum czy galerii państwowej, a co innego powielać ją na przedmiotach użytku domowego.

W pierwszym przypadku dzieła były reprodukowane w sposób wrażliwy kulturowo w celu uczenia szerszej społeczności o sztuce aborygeńskiej. Reprodukowanie aborygeńskich dzieł sztuki bez zezwolenia i w sposób obraźliwy (deptanie dywanów przez użytkowników) jest naruszeniem aborygeńskiego prawa sakralnego oraz praw autorkich – argumentowali powodowie.

Każdy klan jest kustoszem części historii

Zgodnie z porządkiem aborygeńskim, każdy członek klanu, rodząc się, przejmuje od swoich przodków prawo do malowania określonej historii świata aborygeńskiego. Ponieważ historia ta liczy 65 tys. lat, jej ogrom został podzielony na części. Każdy klan jest kustoszem pewnej części historii stworzenia świata aborygeńskiego oraz tego, co później się działo. W klanie historia dzielona jest na mniejsze części, którymi opiekują się poszczególne rodziny. W rodzinie część, którą się ona opiekuje, dzielona jest dalej na najmniejsze frakcje. Straż nad tymi najmniejszymi częściami sprawują poszczególni członkowie rodziny. Kultywują daną historię całe swoje życie, a następnie przekazują swojemu potomkowi.

A zatem prawo do tworzenia dzieł sztuki przedstawiających historie o stworzeniu śwata i snach przysługuje wyłącznie tej osobie, która jest właścicielem danej historii, której dotyczy obraz.

Starszyzna plemienna ma zbiorową władzę nad wszystkimi historiami, którymi opiekuje się dane plemię. To starszyzna podejmuje decyzję, czy dana historia może zostać wykorzystana w dziele sztuki, który członek plemienia może stworzyć dany obrazy, komu może on zostać udostępniony oraz na jakich warunkach dzieło sztuki może być reprodukowane.

Zakres reprodukcji danego obrazu zależy od jego tematyki. Na przykład obraz namalowany przez kobietę i opowiadający o tym, gdzie są w okolicy oczka wodne lub przedstawiające jakąś powszechną ceremonię, mogą być szybciej udostępnione opini publicznej, a zgoda na ich repredukcję może być wydana bez problemu. Co innego z obrazami opowiadającymi historię stworzenia świata czy powiązane z tzw. Dreamtime (śnieniem).

Obrazy Aborygenów często przedstawiają sekretne części snów, które mogą zostać rozpoznane i zrozumiane jedynie przez tych, którzy zostali wtajemniczeni w odpowiednie ceremonie lub przynajmniej mają bliską wiedzę o kulturowym znaczeniu określonej historii. Dlatego w tym przypadku ważne jest, żeby reprodukcja była dokonana bardzo skrupulatnie, za odpowiednią zgodą artysty i społeczności, w której żyje.

Zgodnie z prawem aborygeńskim, starszyzna plemienna jest odpowiedzialna za to, żeby przekazywać wiedzę o danym śnie z pokolenia na pokolenie oraz karać tych, których uważają za winnych jego zniekształcenia czy ujawnienia nieupoważnionym.

Jeżeli starszyzna udzieliła konkretnemu artyście pozwolenia na wykorzystanie tradycyjnych snów w jego dziele sztuki, a dzieło to zostanie później niewłaściwie wykorzystane lub powielone przez osobę trzecią, artysta ponosi odpowiedzialność za zaistniałe naruszenie, nawet jeśli nie miał kontroli nad tym ani wiedzy, co się wydarzyło. Kara może wahać się od odebrania prawa do malowania po wykluczenie z udziału w ceremoniach, a nawet śmierć.

Australijski Sąd Najwyższy usłyszał także, że o stopniu ukarania aborygeńskiego malarza, który nie dochował starań, żeby chronić daną historię, w dużej mierze może zadecydować sukces lub niepowodzenie jego działań przed sądem.

Obrazy użyte przez powódkę, Aborygenkę Banduk Marikę, w obrazie zatytułowanym „Djandzie” i „Święty Wodopój” są powiązane z miejscem świętego stworzenia jej przodków, Yelangbarą. Jej prawa do wykorzystania wizerunku wynikają z przynależności do grupy właścicieli gruntów na tym obszarze. Chociaż Banduk Marika posiada prawa autorskie do grafiki zgodnie z australijskim prawem autorskim, zgodnie z prawem Aborygenów przechowuje obraz jako powiernik dla wszystkich innych Yolngu zainteresowanych tą historią. Nie może wykorzystywać wizerunku w sposób naruszający prawa jej beneficjentów.

Pani Marika stworzyła ten obraz z myślą o wystawie, w sposób wrażliwy kulturowo oraz w celu edukowania innych o sztuce i kulturze Aborygenów. Reprodukcja dzieł sztuki na dywanach, po których się depcze, jest całkowicie przeciwna celowi, dla którego powstało dzieło. Takie nadużycie wywołało jej gniew, ale także jej odpowiedzialność karną przed starszyzną.

Naruszenie praw autorskich do dzieł

Sąd Najwyższy stwierdził, że na dywanach reprodukowano znaczną część dzieł sztuki zgodnie z federalną ustawą o prawach autorskich. Szczegółowo zbadano trzy prace.

Stwierdzono, że dywan Wititj w znacznym stopniu odzwierciedla dzieło Gamaranga, Wititj. Artysta posłużył się stylizowanym przedstawieniem oliwkowego, dorosłego pytona i jego dzieci. Chociaż dywan miał tylko jednego węża, którego ciało przemieszczało się wzdłuż krawędzi dywanu, odtwarzał te same podstawowe kolory i odcienie.

Według Sądu „przedstawienie otworu gębowego dorosłego pytona, kreskowanie lub rarrk wypełniający części ciała oraz kształt głowy są charakterystyczne”. Nie było wątpliwości, że fragmenty Wititja zostały skopiowane na wężowym dywanie.

Stwierdzono, że projekt dywanu Green Center nawiązuje do dzieł Tima Payunki Tjapangatiego „Kangaroo i Shield Dreaming”, ale w prostszej wersji. Dzieło przyjmuje typowe symbole zachodniej pustyni. Uderzającym elementem dywanu jest wzór zaczerpnięty z dzieła sztuki aborygeńskiej. Stwierdzono zatem, że kopiowanie było znaczne.

Projekt dywanu Waterholes uznano za znaczącą reprodukcję dywanu „Emu Dreaming” firmy Jangala. Ponownie grafika była złożona, szczegółowa i zawierała kolory niebieski i fioletowy na tle w różnych odcieniach ochry. Sąd uznał, że to wodopój.

Aby roszczenie o naruszenie na podstawie art. 37 ustawy o prawie autorskim z 1968 r. (Cth) mogło zostać podniesione wobec importowanych z zagranicy dywanów, należy wykazać, że importer wiedział lub powinien był wiedzieć, że dywany, gdyby zostały wyprodukowane w Australii przez firmę Beechrow, stanowiłyby naruszenie praw autorskich. Sąd uznał, że Beechrow posiada konstruktywną wiedzę, to znaczy znajomość faktów, które sugerowałyby rozsądnej osobie, szczególnie takiej, która ma zamiar zaangażować się w działalność związaną z dystrybucją dywanów w Australii, że doszłoby do naruszenia prawa autorskiego, gdyby dywany miały być produkowane w Australii.

Reakcja artystów

– Jestem pewna, że wszyscy artyści, ich rodziny i społeczności poczują to samo. Dla wszystkich artystów, ale szczególnie dla artystów aborygeńskich, ważne jest, aby dochodzili swoich praw do wolności kulturalnej i artystycznej.

Artyści nie zdecydowali jeszcze, co zrobią ze swoimi dywanami. Jeden z artystów chciałby spalić dywany reprodukujące jego prace podczas specjalnej ceremonii w społeczności artystów – mówi Terri Janke, prawniczka i asystentka naukowa w National Indigenous Arts Advocacy Association.

Bronwyn Bancroft, artystka i przewodnicząca National Indigenous Arts Advocacy Association (NIAAA), powiedziała:

– Wyrok jest przełomem w ochronie rdzennych kultur Australii. Zbyt długo ludzie postrzegali to jako „sezon otwarty” na sztukę i kulturę Aborygenów oraz mieszkańców wysp Cieśniny Torresa. Podejmując tę akcję, aborygeńscy artyści i ich społeczności chcieli pokazać, że będą chronić swoje prawa na mocy australijskiego prawa. Jestem dumna, że NIAAA, jako organizacja rdzennej ludności, była w stanie pomóc im w koordynowaniu sprawy sądowej.

Autorka jest australijską prawniczką, zarządza kancelarią prawa międzynarodowego CAP Lawyers z siedzibą w Warszawie i Sydney

 Decyzja Australijskiego Sądu Federalnego z 1995 r. przyznała pierwsze, a zarazem rekordowe odszkodowania aborygeńskim artystom, których dzieła zostały powielone na dywanach bez ich wiedzy i pozwolenia.. Sąd Najwyższy w sprawie Milpurrurru & Others przeciwko Indofurn Pty Ltd & Others przyznał kwotę 188 640 dol. trzem żyjącym artystom i prawnemu przedstawicielowi pięciu zmarłych. Decyzja ta była następstwem dokonanego przez rząd federalny przeglądu przepisów o własności intelektualnej mających zastosowanie do sztuki i kultury Aborygenów oraz mieszkańców wysp w Cieśninie Torresa.

Pozostało 94% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian