Używanie feminatywów jest nowym zjawiskiem?
Nie. Polszczyzna jest językiem fleksyjnym, więc nazwy zawodów mają formy i żeńskie, i męskie. Można wręcz powiedzieć, że zjawisko to jest starsze niż polszczyzna. W języku prasłowiańskim, z którego nasz język się wywodzi, feminatywy występowały. Nie było ich tak wiele jak dziś, bo przez całe stulecia rola kobiety była definiowana bardzo wąsko. Do wielu zawodów kobiety dopuszczone zostały dopiero w XX wieku, nowością może być zatem stosowanie feminatywów do pewnych konkretnych zawodów. Ale przecież nikogo nie szokuje na przykład nauczycielka, fryzjerka, kelnerka, które też są feminatywami, tak jak każda żeńska nazwa zawodu bądź funkcji.
Czytaj więcej
Co jakiś czas ten problem wraca w listach od czytelników. Piętnują nas za używanie niepoprawnej formy mianownika liczby mnogiej rzeczownika "radca". Postanowiliśmy zasięgnąć informacji u ekspertów, bo słownik dopuszcza obie formy.
Z czego wynika opór wobec niektórych feminatywów?
Jest wiele powodów tej niechęci. Po pierwsze, brak osłuchania. W muzyce lubimy melodie, które już znamy, tak samo jest z językiem. Im częściej te formy pojawią się w mediach czy w internecie, tym częściej będziemy je stosować. Dla niektórych te formy brzmią dziwnie, nowo, właśnie przez brak osłuchania, dlatego nie są skłonni ich stosować. Jest też grupa osób, które kojarzą feminatywy z czymś gorszym, bo podświadomie męskość kojarzy się z prestiżem, z wyższym wykształceniem i zarobkami, a kobiecość z zawodami tradycyjnie kojarzonymi z opiekuńczością, czułością, z zajmowaniem się dziećmi czy osobami starszymi lub z ochroną zdrowia. Często do zawodów wysokopłatnych czy prestiżowych rzadziej stosujemy feminatywy. W zawodach sfeminizowanych, takich jak pielęgniarka, kelnerka czy nauczycielka, nie mamy już problemu z nazwą w formie żeńskiej. Kobiety mówią, że nie będą nazywać się adwokatkami czy psycholożkami, bo to kojarzy się z czymś infantylnym, gorszym, ze zdrobnieniem.