Wojciech Zomerski: Anonimowość jest możliwa tylko na bezludnej wyspie

O absurdach związanych z nadinterpretowaniem RODO, czy też z wypaczaniem jego celów i sensu, pisano wielokrotnie. Na temat „mitologii RODO” wydano nawet książkę, a zapytana o „absurdy” czy „mity” RODO popularna przeglądarka internetowa wyrzuca tysiące rekordów.

Publikacja: 18.07.2023 07:45

Wojciech Zomerski: Anonimowość jest możliwa tylko na bezludnej wyspie

Foto: AdobeStock

Wiele jednak wskazuje, że nie ma to wpływu na społeczny odbiór RODO. Powszechnie przyjmuje się, że ten akt prawny zapewnia jakieś niczym nieograniczone prawo do bycia anonimowym. Praktyki zaś, kiedyś powszechne i uzasadnione względami pragmatycznymi, nagle stają się przedmiotem kontrowersji.

Wykładowca udostępnia studentom wstępny arkusz ocen, na którym widnieje: imię i nazwisko studenta oraz przyznane punkty za obecność, aktywność i kolokwium, z prośbą o skontrolowanie wyników przed ostatecznym wystawieniem oceny za pośrednictwem internetowej platformy. Jeden ze studentów zwraca się do wykładowcy z zapytaniem, dlaczego udostępnił jego oraz jego kolegów i koleżanek dane osobowe. Po wyjaśnieniach student dziękuje za odpowiedź i nakreślenie innego punktu widzenia i tłumaczy, że był zdziwiony, bo taka sytuacja „nigdy” wcześniej nie miała miejsca, a wykładowcy „zawsze” odmawiali udostępniania ocen w opisany sposób, czy też wymagali udzielenia zgody na udostępnianie tego typu informacji (np. o nieobecności), powołując się każdorazowo właśnie na RODO.

Wszystko musi być jasne

Odnosząc się merytorycznie do przykładu z życia wykładowcy, można wskazać na następujące problemy. Patrząc tak na cele, jak i na treść RODO, trudno dojść do przekonania, że wykładowca nie ma prawa „udostępniać” danych osobowych w postaci imienia i nazwiska studentów ich kolegom z tej samej grupy. Przecież się znają, tak jak swoje podstawowe dane osobowe. Jeśli chodzi o oceny, to trudno uznać, żeby samoistnie miały one charakter danej osobowej w rozumieniu RODO (por. art. 4 pkt 1, zgodnie z którym „dana osobowa” jest to informacja, która umożliwia zidentyfikowanie osoby fizycznej).

Czytaj więcej

Smartfona z elektronicznym dowodem trzeba pilnować

Jeśli natomiast podnieść (sensownie), że imię i nazwisko oraz szczątkowe oceny (niemające same w sobie charakteru danej osobowej) stanowią osobną daną osobową, do której studenci nie mieli wcześniej dostępu, to można by tu wskazać na uzasadniony interes wykładowcy w udostępnieniu tych danych (art. 6 ust. 1 lit. f RODO).

Tym uzasadnionym interesem byłyby względy transparentności i równego traktowania, które przemawiają właśnie za tym, aby studenci mogli skontrolować, czy zostali ocenieni prawidłowo, a także w sposób równy i niedyskryminujący. Trudno w mojej ocenie osiągnąć ten cel w mniej inwazyjny sposób.

Ściśle tajne szczepienia

Jeszcze innym razem klientka zapytała pełnomocnika, czy „na pewno” może podać mu dane osobowe swojej dłużniczki, celem sporządzenia pozwu, „bo przecież jest RODO”. Przypomnijmy zatem, że wbrew popularnemu przekonaniu RODO nie zawiera żadnego bezwzględnego zakazu udostępniania danych osobowych, przewiduje jedynie, że musi to następować na podstawie jednej z przesłanek wymienionych w jego art. 6.

Taką przesłanką jest nie tylko zgoda podmiotu danych osobowych, ale również uzasadniony interes osoby udostępniającej dane (administratora), obowiązek prawny ciążący na tej osobie czy też interes publiczny. Udostępnienie zatem danych osobowych naszego dłużnika celem dochodzenia przeciwko niemu roszczeń jest jak najbardziej zgodne z RODO. Inna wykładnia prowadziłaby do absurdalnych skutków, tj. braku możliwości skutecznego dochodzenia swoich roszczeń.

W przeszłości opisywałem jeszcze jeden przypadek opacznego rozumienia RODO, gdy uznano, że uniemożliwia weryfikowanie certyfikatów szczepień, chociaż ten sam akt prawny, obowiązujący przecież na terenie całej Unii Europejsskiej, nie hamował tej procedury w innych krajach członkowskich: https://www.rp.pl/opinie-prawne/art18463191-wojciech-zomerski-najbezpieczniej-uznac-ze-nikt-nie-jest-zaszczepiony.

Jakkolwiek zatem argument z RODO nierzadko bywa dyskusyjny, a jego podnoszenie zdaje się wynikać z nieznajomości tego aktu i niezrozumienia celów, które stały za jego przyjęciem, trudno jednocześnie zignorować, że mamy tutaj do czynienia z jakąś fundamentalną zmianą społeczną. W postaci coraz częściej zgłaszanego współcześnie roszczenia do bycia anonimowym.

...I nagle społeczny opór

Zasadność tego roszczenia można pewnie różnie oceniać. Nawet przecież jeśli uznamy, że nie znajduje ono oparcia w RODO, to powoływać się można na zmienne w czasie zwyczaje, obyczajowość czy zasady współżycia społecznego. Warto jednak pamiętać, że imię i nazwisko było używane od zarania dziejów do indywidualizacji i oznaczania jednostki. Tymczasem współcześnie, przynajmniej w Polsce, praktyka ta nagle zaczyna spotykać się ze społecznym oporem.

Prowadzi to nierzadko do kuriozalnych sytuacji. Przychodnie odmawiają podawania aptekom danych kontaktowych pacjentów, którym apteki wystawiły błędne recepty. Inne przychodnie nakazują wybrać czekającym w kolejce pacjentom przydomki, tak by nie wywoływać nikogo z imienia i nazwiska. Z drzwi naszych domów zniknęły imiona i nazwiska. Nie znajdziemy ich również na domofonach. Wizyta u znajomego nieodwiedzanego regularnie, komplikuje się – wymaga każdorazowego zapytania o numer mieszkania.

Problemu tego nie mają chociażby koledzy i koleżanki zza południowej granicy. W Czechach, w których również obowiązuje RODO, tego typu dane są – podobnie jak jeszcze do niedawna u nas – powszechnie dostępne.

Zmiany społeczne są nierzadko potrzebne i nieuniknione. Fakt jednak, że z podobnym fenomenem nie mamy do czynienia w innych państwach Unii Europejskiej, w których również obowiązuje RODO, pokazuje, że fenomen ten jest dość przygodny i nie ma wiele wspólnego z legislacją unijną, a wynika z jakichś lokalnych uwarunkowań. Warto zatem poddać go krytycznej ocenie i zastanowić się nad bilansem zysków i strat.

Moja ocena jest w tym względzie dość jednoznaczna. Choć względy poufności i ochrony danych osobowych zasługują na poważne traktowanie, zwłaszcza przy obecnym rozwoju technologii (big data, AI, algorytmizacja rzeczywistości społecznej), bezwzględne prawo do bycia anonimowym może obowiązywać tylko na bezludnej wyspie.

Autor jest doktorem nauk prawnych, radcą prawnym, wykładowcą akademickim, właścicielem kancelarii zomerski.legal oraz członkiem Komisji Praworządności i Praw Człowieka OIRP Wrocław

Wiele jednak wskazuje, że nie ma to wpływu na społeczny odbiór RODO. Powszechnie przyjmuje się, że ten akt prawny zapewnia jakieś niczym nieograniczone prawo do bycia anonimowym. Praktyki zaś, kiedyś powszechne i uzasadnione względami pragmatycznymi, nagle stają się przedmiotem kontrowersji.

Wykładowca udostępnia studentom wstępny arkusz ocen, na którym widnieje: imię i nazwisko studenta oraz przyznane punkty za obecność, aktywność i kolokwium, z prośbą o skontrolowanie wyników przed ostatecznym wystawieniem oceny za pośrednictwem internetowej platformy. Jeden ze studentów zwraca się do wykładowcy z zapytaniem, dlaczego udostępnił jego oraz jego kolegów i koleżanek dane osobowe. Po wyjaśnieniach student dziękuje za odpowiedź i nakreślenie innego punktu widzenia i tłumaczy, że był zdziwiony, bo taka sytuacja „nigdy” wcześniej nie miała miejsca, a wykładowcy „zawsze” odmawiali udostępniania ocen w opisany sposób, czy też wymagali udzielenia zgody na udostępnianie tego typu informacji (np. o nieobecności), powołując się każdorazowo właśnie na RODO.

Pozostało 83% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian