Zofia Brzezińska: Czy zreperujemy się reparacjami?

Obowiązki spadkodawcy przechodzą na spadkobiercę.

Publikacja: 11.10.2022 11:28

Zofia Brzezińska: Czy zreperujemy się reparacjami?

Foto: Adobe Stock

Ogłoszony 1 września raport o reparacjach wojennych od Niemiec po raz pierwszy wydobył na jaw konkrety w sprawie znanej od dziesięcioleci. Czy za precyzyjnymi informacjami pójdzie zmiana rzeczywistości?

Opinie o potrzebie dochodzenia pieniędzy od Niemiec oraz realnej szansie na ich odzyskanie są w każdym politycznym środowisku inne, ale jedna kwestia nie budzi wątpliwości: odpowiedzialność moralna Niemiec za napaść, grabież majątku narodowego oraz niezliczone zbrodnie popełnione na ludności polskiej w latach 1939–1945. Nikt, łącznie z samymi Niemcami, nie śmie podważać tego faktu. Tylko czy prawo moralne może liczyć na jakiekolwiek wsparcie prawa pisanego? Czy są jakiekolwiek narzędzia prawne, które umożliwiłyby Polsce skuteczne dochodzenie roszczeń?

Czytaj więcej

Beata Komarnicka-Nowak: Bez historii prawo jest ślepe

Dziesiątki lat badań

A opiewają one na kwotę 1,3 biliona euro skrupulatnie wyliczonych na podstawie danych zawartych w trzech tomach raportu. Pierwszy zawiera szacunek strat demograficznych i materialnych, drugi dokumentację zdjęciową, a trzeci przedstawia listę miejsc zbrodni. Wszystkie tomy zostały opracowane na podstawie prowadzonych przez dziesiątki lat badań przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Jej rolą było początkowo ściganie i postawienie przed sądem zbrodniarzy wojennych. Teraz zgromadzone przez nią dane mają zostać wykorzystane w procesie uzyskiwania od Niemiec reparacji wojennych, a więc – jak definiują przepisy prawa międzynarodowego – formy rekompensaty finansowej wypłacanej przez tę stronę konfliktu zbrojnego, która dokonała napaści bez wypowiedzenia wojny oraz łamała przy tym postanowienia konwencji haskich z 1899 i 1907 r. A o tym, że podczas wojny Niemcy łamali te konwencje wręcz nałogowo i nagminnie, nikogo chyba przekonywać nie trzeba.

Tylko czy dojdzie do tej niełatwej konfrontacji? Samo oficjalne przedstawienie raportu, choć zorganizowane bardzo uroczyście i w oprawie odpowiedniej symboliki (odbyło się na Zamku Królewskim w Warszawie w 83. rocznicę wybuchu wojny), nie pociąga jeszcze za sobą żadnych konsekwencji prawnych. Rząd zapowiada co prawda wysłanie w najbliższym czasie noty dyplomatycznej do Niemiec, czy taki krok jednak cokolwiek zmieni, biorąc pod uwagę nieugięte stanowisko strony niemieckiej, która uważa sprawę za zamkniętą, bo przecież nikt chętnie nie pozbywa się 1,3 biliona euro, jeśli może tego uniknąć.

Podpisana w warunkach terroru

Deklaracja prezesa Rady Ministrów Bolesława Bieruta z 23 sierpnia 1953 r. daje Niemcom argument do ręki. Tyle tylko, że coraz więcej okoliczności wskazuje, iż to zrzeczenie się przez Polskę reparacji wojennych było nieważne od początku. Absurdalne jest samo powoływanie się na decyzję władz de facto okupacyjnych, które z władzami wolnego i demokratycznego państwa polskiego nie miały nic wspólnego. Polska w latach 1945–1989 była pod sowiecką okupacją. To nie było niezależne państwo, a powoływanie się na jakiekolwiek uregulowania prawne dokonane rękoma ówczesnych władz ma tyle sensu co np. powoływanie się na prawo Generalnego Gubernatorstwa i dekrety Hansa Franka.

Każde okupacyjne prawo, bez względu na swojego autora, pisane było w warunkach terroru i ze sprawiedliwością nie miało nic wspólnego. Nie dziwi zatem, że i rzeczona deklaracja Bieruta została wymuszona na władzach Polski Ludowej przez Kreml, który właśnie wtedy postanowił dokonać zwrotu w polityce wobec Niemiec. Manewr ten był związany z ostrą walką o władzę, jaka w 1953 r. przetaczała się przez ZSRR po śmieci Stalina. Doszło wówczas do rozmów między rządem radzieckim a delegacją NRD, mających na celu wzmocnienie pozycji ekonomicznej i politycznej byłej radzieckiej strefy okupacyjnej. Ofiarą padła znów Polska, w imię zadośćuczynienia interesom państw sąsiednich.

Akt prawny narzucony przez obce państwo, wymierzony przeciwko suwerenowi – czy deklarację Bieruta można skompromitować jeszcze bardziej? Owszem. Aby takie zrzeczenie było ważne w kontekście prawa międzynarodowego, powinno wywołać formalne skutki. A to byłoby możliwe jedynie gdyby została z Niemcami zawarta umowa międzynarodowa albo gdyby deklaracja ta została potraktowana jako akt jednostronny państwa i spełniła formalne wymogi przypisane przez prawo międzynarodowe do aktu jednostronnego. Aby tak się stało, deklaracja musiałaby zostać złożona publicznie i przekazana stronie niemieckiej w drodze dyplomatycznej. Tymczasem została zamknięta w archiwum. Powoływanie się więc na to oświadczenie jest policzkiem wymierzonym zarówno ofiarom hitleryzmu, jak i stalinizmu.

Czym w takim razie dysponujemy, aby udowodnić światu nie tylko nieważność dokumentu z 1953 r., ale przede wszystkim prawo Polski do wysuwania tych roszczeń. A za tym silnie przemawiają fundamentalne zasady prawa międzynarodowego statuujące, że zbrodnie wojenne, ludobójstwo oraz zbrodnie przeciwko ludzkości nigdy się nie przedawniają.

Najwyższy czas

Kolosalne znaczenie ma też okoliczność, że między Rzeczpospolitą Polską (nie Polską Ludową!) a Republiką Federalną Niemiec nie doszło do podpisania traktatu pokojowego. Co za tym idzie – nie zostały w żaden sposób uregulowane sprawy związane z drugą wojną światową. Najwyższy zatem czas ten ogromny, dziejowy błąd naprawić.

I nie ma żadnego znaczenia, której opcji politycznej kibicujemy albo czy lubimy partię rządzącą. Odszkodowania wojenne nigdy nie powinny być elementem rozgrywek międzypartyjnych lub bodźcem do wywoływania pożądanych emocji społeczeństwa przed kampanią wyborczą. To sprawa tylko i wyłącznie moralna, wymagająca od wszystkich – a w szczególności od polityków wszelkich ugrupowań, poglądów i przekonań – traktowania z najwyższym szacunkiem i powagą. To ucieleśnienie gigantycznej krzywdy milionów ludzi, z których niektórzy żyją jeszcze wśród nas.

To nie jest też próba prymitywnej zemsty na współczesnych Niemcach za czyny ich przodków. To wyraz dążenia do starej jak świat, znanej również w prawodawstwie niemieckim zasady, iż ogół praw i obowiązków należących do spadkodawcy przechodzi na spadkobiercę. Nie ma powodu, aby w tym przypadku od tej reguły odstępować. Domaganie się słusznej i sprawiedliwej rekompensaty nigdy nie powinno być odbierane jako próba ataku czy przejaw agresji wymierzonej w państwo, do którego takie żądania są kierowane. Nikt (miejmy nadzieję) nie chce pogorszenia relacji z zachodnim sąsiadem. Całe pokolenia pracowały przecież na unormowanie stosunków między tak skrajnie różnie przez historię doświadczonymi narodami. Żadnej przyjaźni nie zbuduje się jednak na niepozamykanych sprawach i braku zaufania.

Ogłoszony 1 września raport o reparacjach wojennych od Niemiec po raz pierwszy wydobył na jaw konkrety w sprawie znanej od dziesięcioleci. Czy za precyzyjnymi informacjami pójdzie zmiana rzeczywistości?

Opinie o potrzebie dochodzenia pieniędzy od Niemiec oraz realnej szansie na ich odzyskanie są w każdym politycznym środowisku inne, ale jedna kwestia nie budzi wątpliwości: odpowiedzialność moralna Niemiec za napaść, grabież majątku narodowego oraz niezliczone zbrodnie popełnione na ludności polskiej w latach 1939–1945. Nikt, łącznie z samymi Niemcami, nie śmie podważać tego faktu. Tylko czy prawo moralne może liczyć na jakiekolwiek wsparcie prawa pisanego? Czy są jakiekolwiek narzędzia prawne, które umożliwiłyby Polsce skuteczne dochodzenie roszczeń?

Pozostało 89% artykułu
Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Szef stajni Augiasza
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Premier, komuna, prezes Manowska i elegancja słów
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Konstytucyjne credo zamiast czynnego żalu
Rzecz o prawie
Witold Daniłowicz: Myśliwi nie grasują. Wykonują zlecenia państwa
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Wybory okazją do zmian