W kwietniu 2023 r. szef trzeciego co do wielkości australijskiego banku – National Australia Bank – nakazał 500 menedżerom wyższego szczebla powrót do pracy z biura w pełnym wymiarze godzin. Kadrze menedżerskiej nie spodobał się ten pomysł i w lipcu bank zaakceptował porozumienie ze związkami zawodowymi, w którym dał wszystkim pracownikom, w tym owym 500 menedżerom wyższego szczebla, prawo do składania wniosków o pracę zdalną.
Czytaj więcej
Tylko 40 proc. polskich pracowników może pracować z domu. Za Odrą taką możliwość daje załodze sześć na dziesięć firm. W Polsce zdecydowana większość stawia na pracę stacjonarną.
Historia NAB nie jest wyjątkiem. Pracownicy Commonwealth Bank of Australia toczą z pracodawcą spór, w którym kwestionują decyzję zarządu, że pracownicy połowę czasu muszą pracować z biura. Z kolei związek zawodowy sektora publicznego w lipcu zakończył spór z rządem i zawarł porozumienie, które daje 120 tys. pracowników federalnych prawo do żądania pracy zdalnej w pełnym wymiarze.
Nie ma powrotu do dawnego systemu pracy
– Wszystkie głębokie zmiany na australijskim rynku pracy wynikają z kryzysów. Po wstrząsie nie wracasz do tego, co było – mówił Reutersowi John Buchanan szef wydziału Health and Work Research Network na Uniwersytecie w Sydney.
W Australii konfrontacja jest dość ostra, gdyż pracownicy wykorzystują niskie bezrobocie, poprawiające ich pozycję przetargową w negocjacjach z pracodawcami. Jednak porozumienia osiągnięte przez związkowców niekoniecznie zakończą ten spór. Zdaniem Jima Stanforda, szefa think tanku Centre for Future Work w The Australia Institute, pracodawcy mogą szukać sposobu na odwrócenie sytuacji, gdy tylko bezrobocie znów wzrośnie. Jednak australijscy pracownicy wybrali dobry sposób: negocjacje związków z pracodawcami ustanawiają precedensy, które będą rezonować na świecie, szczególnie w jego anglojęzycznej części.