Polskie rolnictwo mitami stoi. Ostatnio często upadającymi, jak ten, że nad Wisłą działa 1,3 mln gospodarstw rolnych. Istnieją one bowiem głównie na papierze, gdyż towary na rynek wytwarza jedynie ok. 30 proc. z nich. Okazuje się, że po początkowych wzrostach skłonność do prowadzenia upraw ekologicznych spadła, a produkty z nich są luksusową niszą na rynku. Na 1,3 mln gospodarstw zaledwie 21 tys. (1,4 proc.), zajmujących 3,4 proc. areału, można uznać za eko.
– Obecnie udział rolnictwa ekologicznego w całym sektorze rolnym jest marginalny – mówi Jakub Olipra, starszy ekonomista banku Credit Agricole. Wskazuje na główną przeszkodę, czyli cenę żywności. – Główną barierą rozwoju tego rynku jest słaby krajowy popyt na taką żywność. Konsumenci, dokonując zakupów, nadal w znacznym stopniu kierują się przede wszystkim ceną – tłumaczy ekonomista.
Wysoka cena wynika z wyższych cen surowców ekologicznych, niemożności stosowania sztucznych nawozów czy środków ochrony roślin. To zaś wpływa na ilość plonów i wyższe koszty pracy.
Dziś rolnictwem ekologicznym zajmuje się 21,7 tys. podmiotów, w tym blisko 20 tys. rolników na powierzchni 509 tys. ha. Biorąc pod uwagę, że Polska ma 14,7 mln ha użytków rolnych, to daje wynik 3,5 proc. udziału użytków ekologicznych – wynika z rocznika statystycznego z 2023 r. (zawierającego dane z 2020 r.).
W początkowym okresie po wejściu Polski do UE powierzchnia upraw ekologicznych wzrosła gwałtownie z 82,7 tys. ha do 670 tys. Ale gdy skończyły się łatwo dostępne dotacje – a także pojawiło się kryterium zakładające, że producent ma sprzedawać swoją produkcję na rynku – liczba chętnych oraz obszar upraw gwałtownie spadły.