Nieznane tak mocno rozpala naszą wyobraźnię z powodu swojej plastyczności, jest ekranem, na który kultura albo jednostka może rzutować swoje lęki i aspiracje. Podobnie jak odbijająca echo jaskinia, nieznane odpowie nam tym, co sami w jego stronę wykrzykniemy. Białą plamę na mapie – „pusty obszar, nad którym mały chłopiec mógł roić sny o potędze", jak ją nazwał Joseph Conrad – można wypełnić każdą obietnicą albo obawą, jaką tylko zechcemy jej przypisać. To miejsce nieskończonych możliwości. Dręczące pragnienie, aby udać się do dziewiczej doliny za granią, było tęsknotą za skrywanymi marzeniami. A moje marzenia podsycało, ma się rozumieć, pragnienie, by udać się tam, gdzie jeszcze nikt nigdy nie dotarł, by zrobić coś, czego jeszcze nikt nigdy nie robił: pragnienie pierwszeństwa i oryginalności jest tak głęboko osadzone w wyobraźni ludzi Zachodu.
Pojęcie nieznanego nie zawsze miało urok samo w sobie. Przez wieki głównymi bodźcami do odkrywania nowych terenów były względy ekonomiczne, polityczne i egotystyczne: pragnienie zdobycia pieniędzy, terytorium albo chwały. Nieznane jako takie nie było pociągające, a rozsądni odkrywcy wytyczali szlaki swoich podróży na mapach obejmujących znane terytoria. I tym razem dopiero końcówka XVIII wieku przyniosła zmianę, zaszczepiając w wyobraźni Zachodu tęsknotę za nieznanym. W drugiej połowie XVIII wieku Europa nabrała ochoty na nowe krainy, na nowe terytoria, odmienne smaki i doznania – na porządki doświadczenia, które nazwalibyśmy egzotycznymi, co dosłownie znaczy „będący na zewnątrz". Krótko mówiąc, na odkrycia. To coraz wyraźniejsze pragnienie odkrywania było odzwierciedleniem najróżniejszych frustracji. Do największych można zaliczyć coraz powszechniejsze zmęczenie konserwatyzmem i stagnacją miejskiego burżuazyjnego życia. Ludzie zaczęli stawiać opór temu, co znane i przewidywalne, i odczuwali coraz większy pociąg do miejsc, w których należało się spodziewać niespodziewanego. Nieznane miało posłużyć za wrota prowadzące do alternatywnych porządków doświadczenia. Kilka dekad później trafnie ujął to Charles Baudelaire: Au fond de l'Inconnu pour trouver du nouveau. Byle znaleźć w Nieznanym coś, co będzie nowe!
Podróżnicy jak gwiazdy ekranu
Od lat 70. XVIII wieku to dojmujące intelektualne pragnienie nieznanego zostało w dramatyczny sposób przekute w działanie. Na sześć dekad siedzących okrakiem na przełomie XVIII i XIX stulecia przypada złoty wiek wypraw odkrywczych. Badacze przemierzali w poszukiwaniu bogactwa i piękna skute lodem wody arktycznej północy, okolice wysp na Pacyfiku i pustynie Afryki. Do działania popychało ich nade wszystko pragnienie nowości. Za podstawowy cel uważali zgłębianie niezgłębionego, oglądanie nieujawnionego. Odkrywanie stało się celem samym w sobie, a ten etos współgrał z intelektualną fascynacją oryginalnością we wszelkich jej przejawach. Idealna oświeceniowa istota, zauważał eseista William Duff w 1767 roku, powinna zajmować się „przemierzaniem nieprzedeptanych szlaków i dokonywaniem odkryć". W 1764 roku, niedługo po wstąpieniu na tron, król Jerzy III rozpoczął kampanię odkryć morskich. Swoim badaczom wydał proste polecenie: „dokonywać odkryć na półkuli południowej". Pewnego młodego Szkota, niejakiego Jamesa Bruce'a, ogarnęła taka ekscytacja na myśl, że może zostać pierwszym człowiekiem, który „dokona odkrycia" za panowania Jerzego III, iż wyruszył, aby zbadać góry i rzeki Abisynii.
Podróżnicy odwiedzający dzikie obszary byli gwiazdami filmowymi swoich czasów: otaczał ich prestiż, a zarazem zła sława. Po powrocie – jeśli w ogóle wracali – spisywali swoje przygody, ilustrowali je rozkładanymi mapkami, na których liniami, kropkami i kreskami oznaczali przebieg wypraw w nieznane. W 1822 roku brytyjski badacz Arktyki, John Franklin, wrócił do Londynu po spędzeniu trzech lat w arktycznej tundrze. Krążyły pogłoski, że on i jego głodująca załoga przetrwali, zjadając skórę z butów, porosty, a na koniec swoich towarzyszy. Sporządzony przez Franklina opis podróży stał się bestsellerem, a „zaczytane" egzemplarze przechodziły z rąk do rąk o wiele częściej niż nowe. Porucznik William Edward Parry, prowadzący z nieustającą żarliwością badania Arktyki, zdobył taką sławę za sprawą kolejnych wypraw na północ, że miłośnicy dosłownie obstępowali go na ulicy.
Nawet kiedy ten rzekomo złoty wiek wypraw badawczych zakończył się w latach 30. XIX stulecia, istnienie nieznanych obszarów na mapie nadal napędzało XIX-wieczną politykę zagraniczną. Wielka Brytania, Francja, Rosja, Hiszpania i Belgia, największe prowadzące ekspansjonistyczną politykę potęgi tego stulecia, zajęły się wypełnianiem białych plam na mapach własnymi kolorami – zielenią dla Francji, pomarańczowym dla Rosji i różowym dla Wielkiej Brytanii. (W Ameryce trwały oczywiście zmagania innego rodzaju: przesuwanie granicy tak zwanej cywilizacji na zachód ku Pacyfikowi, niwelowanie obszarów nieznanego przy Zachodnim Wybrzeżu w imię Objawionego Przeznaczenia). Imperialistycznie nastawione państwa wystrzeliwały kolejne salwy wypraw badawczych, aby zajmować, przywłaszczać i rzekomo cywilizować nieznane obszary świata.