Meczet Hagia Sophia. Wielka gra Erdogana

Hagia Sophia znalazła się w centrum kulturowego i politycznego sporu. Prezydent Erdogan, zapowiadając, że przemianuje tę niegdyś najważniejszą świątynię chrześcijaństwa na meczet, stara się zwiększyć swoje wpływy w kraju i za granicą.

Aktualizacja: 11.07.2020 11:08 Publikacja: 10.07.2020 00:01

Meczet Hagia Sophia. Wielka gra Erdogana

Foto: Rzeczpospolita, Robert Wittek

W piątek najwyższy turecki sąd administracyjny unieważnił decyzję z 1934 roku o przekształceniu Hagii Sophii w muzeum. Niedługo później prezydent podpisał dekret, formalnie ustanawiając tam meczet. Tekst do magazynu „Plus Minus” powstał przed tymi decyzjami.

Pod koniec maja w nawie głównej Hagii Sophii ustawiono ogromny telebim, na którym pojawił się Recep Tayyip Erdogan. Tuż obok na niewielkim podeście uklęknął imam, który na specjalnym stojaku umieścił Koran. Operatorzy państwowej telewizji TRT ostatni raz sprawdzili kamery i rozpoczęli transmisję. Duchowny, na wpół śpiewając, na wpół recytując, odczytał surę Al-Fath, nazywaną także surą zwycięstwa, która miała zostać objawiona Mahometowi w Medynie w szóstym roku jego ucieczki. Gdy słowa niosły się po skrytej w półmroku starożytnej budowli, turecki prezydent zamknął oczy i wysunął ręce do modlitwy. Podobnie zrobił obecny w nawie minister turystyki i kultury Mehmet Ersoy sprawujący pieczę nad Hagią Sophią. Śpiewu imama wzmocnionego przez głośniki słuchał także tłum zebrany na zewnątrz.

Modlitwa była częścią obchodów 567. rocznicy zdobycia Konstantynopola przez wojska osmańskie pod wodzą sułtana Mehmeda II. To, że odbyła się akurat w tym miejscu, mimo że oficjalnie od 85 lat jest ono muzeum, przez wielu zostało odczytane jako ostateczny dowód na to, że Turcja przekształci Hagię Sophię w meczet. Przez ostatnie 18 lat swoich rządów prezydent Erdogan nie wyraził takiego zamiaru tak otwarcie jak w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Wszystko przez coraz trudniejszą sytuację gospodarczą i epidemiologiczną oraz narastający spór z Grecją.

Wielki błąd

Hagię Sophię odwiedza co roku ponad 3,5 miliona osób z całego świata, co czyni ją jedną z najbardziej popularnych atrakcji turystycznych w Turcji. Turyści chętnie fotografują m.in. Drzwi Imperialne. Według legendy zostały wykonane z drewna dębowego pochodzącego wprost z arki Noego. W okresie bizantyjskim były przeznaczone wyłącznie dla cesarzy, którzy chcieli się pomodlić w nawie głównej świątyni. Jej fundator cesarz Justynian I Wielki chciał podobno, by kościół noszący imię Mądrości Bożej swoją sławą i rozmiarem przyćmił jerozolimską Świątynię Salomona. Powstała w VI wieku n.e. potężna budowla z charakterystyczną kopułą, nazywana czasami ósmym cudem świata, przez stulecia była jednym z najważniejszych miejsc kultu chrześcijan obrządku wschodniego.

Po upadku Konstantynopola w 1453 roku Hagia Sophia została przekształcona w meczet. Wówczas dobudowano do niej minarety. Kolejny raz świątynia znalazła się w centrum historycznych przemian w latach 30. XX wieku, gdy Mustafa Kemal Atatürk rozpoczął gruntowną przebudowę państwa. W jej ramach wypowiedział wojnę islamowi, który jego zdaniem prowadził do zacofania Turcji. – Przemianowanie Hagii Sophii na muzeum miało podkreślić charakter reform prezydenta, który chciał, aby Turcja dołączyła do najbardziej cywilizowanych państw świata. Gest przekazania historycznego budynku na użytek całego społeczeństwa wpisywał się w tę narrację – zauważa w rozmowie z „Plusem Minusem" dr Karol Wasilewski, ekspert ds. tureckich z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM).

Gdy w 2002 roku Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) zdobyła władzę jako pierwsze w historii republiki ugrupowanie otwarcie odwołujące się do islamu, przed muzeum zebrały się tysiące ludzi skandujących: „Oddajcie nasz meczet!". Wówczas Erdogan, któremu zależało na dobrych relacjach z Zachodem, nie podjął tematu. Sytuacja uległa zmianie po 2013 roku i antyrządowych protestach w obronie parku Gezi. Ponieważ przeciwko jego władzy buntowała się głównie świecka, proeuropejska i lewicowa część społeczeństwa, Erdogan postanowił szukać poparcia wśród konserwatywnych muzułmanów i grać na polaryzacji. W swojej retoryce coraz bardziej otwarcie odwoływał się do islamu i imperialnej przeszłości Turcji. Trzy lata później Urząd ds. Religijnych stworzył etat dla imama, który miał się opiekować niewielką salą modlitewną przylegającą do Hagii Sophii. Duchowny zrobił furorę, gdy islamski dziennik „Dani Heberler" umieścił jego zdjęcie w rękawicach bokserskich z podpisem: „Przeciwko chrześcijańskim krzyżowcom mamy teraz imama boksera".

W marcu ubiegłego roku, tuż przed wyborami samorządowymi, podczas telewizyjnego wywiadu prezydent wprost przyznał, że przekształcenie meczetu w muzeum „było wielkim błędem", który wkrótce może zostać naprawiony. Debata nad statusem dawnej świątyni nabrała rumieńców w czerwcu tego roku. Najpierw rzecznik Erdogana opublikował w internecie zdjęcie Hagii Sophii opatrzone opisem: „Tęsknimy za tobą. Bądź cierpliwa". Później jego pryncypał na antenie państwowej telewizji stwierdził, że muzeum ponownie mogłoby służyć muzułmanom i nosić nazwę meczetu Ayasofya.

Swoje trzy grosze dołożył minister sprawiedliwości Abdulhamit Gül. W rozmowie z rządową agencją Anadolu polityk zapewnił, że przekształcenie Hagii Sophii w meczet to „marzenie wszystkich Turków". Jak donosi dziennik „Hürriyet", prezydent miał wydać polecenie, by jego doradcy znaleźli podstawy prawne zmiany statusu dawnej świątyni. Zwieńczeniem tego procesu miała być decyzja Rady Stanu, czyli najwyższego sądu administracyjnego w Turcji. Na początku lipca po 17 minutach rozprawy sędziowie zapowiedzieli, że wyrok zapadnie w ciągu dwóch tygodni. – Nawet jeśli sąd administracyjny nie wyda zgody, to ten temat i tak będzie regularnie powracał – przewiduje prof. Edhem Eldem, historyk z Uniwersytet Bogaziçi. Dla Erdogana jest po prostu zbyt cenny.

Mobilizacja „czarnych Turków"

Przeciwko pomysłom przekształcenia Hagii Sophii zdecydowanie zaprotestował patriarcha Konstantynopola Bartłomiej. Jeden z najważniejszych duchownych w świecie prawosławia uznał, że zabytek należy do całej ludzkości. Sprzeciw wyraził także metropolita Hilarion, odpowiedzialny za kontakty rosyjskiej Cerkwi z innymi Kościołami prawosławnymi, który stwierdził, że plany Ankary „stanowią zagrożenie dla pokojowego współistnienia religii i ludów". Głos w sprawie kilkakrotnie zabrał rząd Grecji, która czuje się spadkobiercą kultury bizantyjskiej. Tamtejsze Ministerstwo Spraw Zagranicznych przypomniało, że Hagia Sophia została uznana przez UNESCO za część światowego dziedzictwa ludzkości, dlatego jakakolwiek zmiana jej statusu „to obraza dla społeczności międzynarodowej".

Prezydent Erdogan nie przejmuje się tymi głosami. Są mu na rękę, bo pomagają uczynić ze świątyni symbol, który wykorzystuje, by zyskać poparcie elektoratu. – Od lat 50. XX wieku status Hagii Sophii jest sprawą polityczną poruszaną zarówno przez islamistów, jak i nacjonalistów – przypomina prof. Eldem. Obiecując, że świątynia „wróci do korzeni", prezydent mobilizuje tzw. czarnych Turków – konserwatywną i religijną część społeczeństwa, od lat bazę wyborczą AKP.

– Sprawa Hagii Sophii ma ogromne znaczenie dla religijnych Turków. To zrozumiałe, ponieważ świątynia została zamieniona w meczet przez zdobywcę Konstantynopola sułtana Mehmeda i dlatego jest symbolem dominacji islamu w Stambule – mówi „Plusowi Minusowi" dr Kerem Öktem, ekspert ds. tureckich z amerykańskiego Uniwersytetu Northwestern.

W warstwie symbolicznej jest to odbierane niemal jak drugi podbój Konstantynopola. – Erdoganowi kończą się tematy, które podgrzewają emocje, dlatego z jednej strony atakuje ruch LGBT, a z drugiej obiecuje przekształcenie Hagii Sophii w meczet – zauważa Soner Cagaptay, analityk ds. tureckich z think tanku Washington Institute for Near East Policy.

Z kolei na zarzuty Greków prezydent odpowiada buńczucznie, że to nie oni rządzą Turcją, a przyszłość meczetu jest suwerenną sprawą Ankary. – Erdogan gra na nucie niepodległościowej, twierdząc, że dopóki Turcja będzie się oglądała na inne państwa, dopóty nie będzie w pełni niepodległa – mówi dr Wasilewski. Dzięki temu demonizuje także opozycję. Kiedy Republikańska Partia Ludowa stanowczo sprzeciwiła się zmianie muzeum w meczet, rzecznik AKP stwierdził, że ugrupowanie to zachowuje się jak „państwa wrogo nastawione do Turcji". To retoryka na użytek nacjonalistów.

Zdaniem ekspertów granie tematem Hagii Sophii to dla prezydenta ostatnia szansa, by powstrzymać spadające poparcie związane z kryzysem gospodarczym i sytuacją epidemiologiczną. Według sondaży z czerwca partię Erdogana popiera 31 proc. wyborców. Jeszcze niedawno było ich 50 proc. – Po 18 latach u władzy AKP traci głosy, co było widać chociażby w wyborach lokalnych w 2019 roku. Niewłaściwa odpowiedź na pandemię Covid-19 i pogłębiające się problemy ekonomiczne zmniejszają szansę Erdogana na reelekcję – mówi dr Aykan Erdemir, analityk waszyngtońskiego think tanku Foundation for Defense of Democracies oraz były turecki parlamentarzysta.

Następne wybory zaplanowane są dopiero na 2023 rok, ale coraz częściej słychać głosy, że prezydent zdecyduje się je przyspieszyć. W takim przypadku rola Hagii Sophii jako symbolu jednoczącego wyborców jest nie do przecenienia. – Erdogan obawia się, że w ciągu tych trzech lat opozycja mogłaby go dogonić. Na jego niekorzyść działa także to, że burmistrzowie Ankary czy Stambułu świetnie radzą sobie w czasach pandemii, czym zaskarbili sobie wdzięczność Turków – mówi dr Wasilewski. Co więcej, jak piszą dziennikarze portalu Al-Monitor, do 2023 roku prawo głosu mogą zyskać nawet cztery miliony nowych wyborców. Dla Erdogana to problem, bo od dawna nie jest w stanie przyciągać do siebie młodych przedstawicieli klasy średniej. Stąd część ekspertów uważa, że jak tylko uda mu się przekształcić muzeum w meczet, prezydent rozpisze przyspieszone wybory.

Spór wokół Hagii Sophii idealnie wpisuje się w turecką politykę zagraniczną, która instrumentalnie wykorzystuje kwestię religii. Mniej więcej od 2011 roku Turcja uprawia tzw. dyplomację meczetową. Ankara buduje albo odnawia muzułmańskie świątynie na całym świecie. Pięć lat temu Erdogan był gotowy postawić meczet nawet na Kubie, ale władze w Hawanie nie podzielały jego entuzjazmu. Udało się za to gdzie indziej. W stolicy Albanii Tiranie Turcy sponsorują budowę największego meczetu na całych Bałkanach. W Ghanie Ankara zbudowała najpotężniejszą świątynię w Afryce Zachodniej. Inne powstały m.in. w Kirgistanie, Japonii oraz amerykańskim stanie Maryland. Łącznie Turcy ufundowali ponad 2 tys. meczetów. Ankara, starając się coraz silniej zaakcentować swoją rolę w świecie islamu, finansuje również szkoły religijne oraz renowacje zabytków z czasów otomańskich.

Reorientację w stronę społeczności muzułmańskiej widać także na przykładzie relacji handlowych. O ile w 2002 roku wymiana handlowa Turcji z państwami muzułmańskimi wynosiła 8,4 mld dolarów, o tyle w 2018 roku już 69 mld. Erdogan kreuje się także na obrońcę wyznawców islamu na arenie międzynarodowej. Kilkakrotnie utyskiwał, że w Radzie Bezpieczeństwa ONZ brakuje państwa reprezentującego świat islamski. – Turecki prezydent wyczuł, że w świecie muzułmańskim brakuje lidera. Dlatego propaguje nostalgiczną formę „neoosmanizmu", by zyskać jak największe poparcie wśród muzułmanów. Myśli, że poruszanie tematu Hagii Sophii mu w tym pomoże – tłumaczy dr Aziz Alghashian, specjalista ds. Bliskiego Wschodu z Uniwersytetu Essex.

Z kolei Karol Wasilewski zwraca uwagę na aspekt godnościowy. – W 2014 roku Erdogan powiedział, że to muzułmanie odkryli Amerykę. Na Zachodzie się z tego śmiano, ale w świecie islamu komentowano, że turecki prezydent jest tym liderem, który zwraca mu podmiotowość. Takie gesty mogą być odbierane jako pokazanie, że nie tylko Zachód jest mocny, my też mamy swoje dziedzictwo i się tego nie wstydzimy. I w tym sensie zamiana Hagii Sophii w meczet mogłaby się w świecie muzułmańskim bardzo spodobać – mówi ekspert PISM.

Zapowiedzi Erdogana dotyczące przyszłości Hagii Sophii należy oceniać również przez pryzmat pogarszających się relacji z Grecją. – Turcja prowadzi coraz agresywniejszą politykę zagraniczną. Równolegle z tym jak pogarszają się jej relacje z Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi, Ankara stara się zwiększać swoje wpływy na Bliskim Wschodzie oraz w regionie Morza Śródziemnego – mówi Nezih Onur Kuru, politolog z Uniwersytetu Koç.

Między Atenami a Ankarą narasta spór o prawo do eksploatacji złóż gazu ziemnego we wschodnim rejonie Morza Śródziemnego. W styczniu turecki statek badawczy wpłynął na teren wyłącznej strefy ekonomicznej Grecji, co wywołało oburzenie rządu w Atenach. W tym samym czasie Erdogan zapowiedział, że jego kraj będzie szukał złóż na południe od Krety. Turcja jest także oskarżana o prowadzenie nielegalnych odwiertów u wybrzeży Cypru. Napięcie sięgnęło zenitu w marcu, gdy Ankara otworzyła swoje granice dla uchodźców z Syrii starających się przedostać do Europy. Tysiące ludzi próbowały wówczas forsować granicę lądową między Grecją a Turcją. Tureckie myśliwce notorycznie naruszają także grecką przestrzeń powietrzną. W ubiegłym roku uczyniły to 4627 razy – wynika z informacji rządu w Atenach. Tylko jednego dnia lutego tego roku Grecy musieli podrywać swoje samoloty aż 30 razy. Mając na uwadze ten kontekst, widać, że grając statusem Hagii Sophii, Erdogan w sferze symbolicznej próbuje dopiec Grekom, wywierając na nich nacisk.

Strach przed klątwą

Zdaniem większości obserwatorów tureckiej sceny politycznej decyzja o przekształceniu Hagii Sophii w meczet może przynieść Erdoganowi więcej szkody niż pożytku i to na wielu różnych płaszczyznach. Burmistrz Stambułu Ekrem Imamoglu zwraca uwagę, że w czasie pogłębiającego się kryzysu gospodarczego i pandemii koronawirusa, gdy liczba turystów spadła niemal do zera, likwidowanie muzeum, które rocznie przyciąga miliony ludzi, jest pozbawione sensu. Swoje obawy wyrażają również archeolodzy, historycy i konserwatorzy zabytków. W liście otwartym do Erdogana kilkudziesięciu przedstawicieli świata naukowego ostrzega przed „nieostrożnym obchodzeniem się" z byłą bizantyjską katedrą, która „jest zbyt pięknym i cennym zabytkiem, by służyć za pionek w politycznych rozgrywkach".

Zmiana statusu Hagii Sophii może także pogorszyć i tak już napięte relacje ze Stanami Zjednoczonymi. Sekretarz stanu Mike Pompeo zdecydowanie wezwał Turcję do dalszego utrzymania byłej świątyni jako muzeum dostępnego dla wszystkich. „Nalegamy, by Turcja pozostawiła Hagię Sophię jako muzeum, a przez to uszanowała tradycję wiary i historycznej różnorodności, które przyczyniły się do powstania Republiki Turcji" – stwierdził Pompeo.

– Przypomnijmy sobie, jak żywiołowo Donald Trump zareagował na sprawę amerykańskiego pastora, który był więziony przez Turków. Zagroził wówczas, że zniszczy turecką gospodarkę, i rzeczywiście wprowadził sankcje. Teraz Turcy muszą brać pod uwagę to, co w sprawie Hagii Sophii zrobi Trump, który jest nieprzewidywalnym graczem – zauważa dr Wasilewski.

W tym miejscu warto przypomnieć, że z prośbą o uratowanie dawnej katedry do amerykańskiego prezydenta napisała jedna z grup zrzeszająca prawosławnych wiernych w USA. By uniknąć tych problemów, a przy okazji zachować twarz przed wyborcami, Recep Tayyip Erdogan mógłby się zdecydować na rozwiązanie zaproponowane przez ormiańskiego patriarchę Konstantynopola. Zdaniem Sahaki II Hagia Sophia powinna zostać otwarta jako świątynia zarówno dla chrześcijan, jak i muzułmanów, stając się tym samym symbolem dialogu oraz pokoju między religiami. – Taka decyzja mogłaby nawiązywać do kosmopolityzmu imperium osmańskiego, do którego lubi się odwoływać AKP. Wiele osób uważa, że byłoby to najsensowniejsze wyjście – mówi Wasilewski.

Nie wygląda jednak na to, by Erdogan miał zamiar zejść z wojennej ścieżki. – Prezydent już dawno stracił możliwość prowadzenia wielokulturowego dyskursu i tolerancyjnego podejścia do mniejszości. Od kilku lat współpracuje z ultranacjonalistami z partii MHP, którzy wszystkie mniejszości postrzegają jako agentów Zachodu – przypomina Nezih Onur Kuru. Spełnienie postulatu Sahaki II pokrzyżowałoby też prezydenckie plany, by pierwsze modlitwy w meczecie Ayasofya odbyły się już 15 lipca. Wówczas przypada czwarta rocznica nieudanego puczu wojskowego, który miał go obalić. Trudno o bardziej symboliczne wydarzenie, które miałoby pomóc Erdoganowi wzmocnić jego pozycję wewnątrz państwa. Możliwe też, że prezydent po prostu obawia się klątwy rzuconej przez Mehmeda II. Według legendy w 1453 roku po modlitwie w meczecie sułtan zapowiedział, że na każdego, kto zmieni przeznaczenie świątyni, spadnie gniew Allaha, a nieszczęśnik trafi na wieki do piekła.

W piątek najwyższy turecki sąd administracyjny unieważnił decyzję z 1934 roku o przekształceniu Hagii Sophii w muzeum. Niedługo później prezydent podpisał dekret, formalnie ustanawiając tam meczet. Tekst do magazynu „Plus Minus” powstał przed tymi decyzjami.

Pod koniec maja w nawie głównej Hagii Sophii ustawiono ogromny telebim, na którym pojawił się Recep Tayyip Erdogan. Tuż obok na niewielkim podeście uklęknął imam, który na specjalnym stojaku umieścił Koran. Operatorzy państwowej telewizji TRT ostatni raz sprawdzili kamery i rozpoczęli transmisję. Duchowny, na wpół śpiewając, na wpół recytując, odczytał surę Al-Fath, nazywaną także surą zwycięstwa, która miała zostać objawiona Mahometowi w Medynie w szóstym roku jego ucieczki. Gdy słowa niosły się po skrytej w półmroku starożytnej budowli, turecki prezydent zamknął oczy i wysunął ręce do modlitwy. Podobnie zrobił obecny w nawie minister turystyki i kultury Mehmet Ersoy sprawujący pieczę nad Hagią Sophią. Śpiewu imama wzmocnionego przez głośniki słuchał także tłum zebrany na zewnątrz.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi