Laureatka nagrody literackiej Gdynia z 2018 roku pokazuje nam, jak krystalizują się myśli na wolnym powietrzu i człowiek pozbyć się może kolejnych cywilizacyjnych osadów, jeśli tylko fizycznie otworzy się na świat i w skupieniu będzie przebywać w naturze. Konsekwencją tego jest stosunek do śmierci – w tym poetyckim świecie jest na stałe zadomowiona i ma się dobrze.

Świat sacrum tych wierszy jest przeciwstawnością religijności małej wsi, która często zanurzona jest w plemienności i uobecnia się w rytuałach. Tymczasem w poezji Małgorzaty Lebdy obrzęd jawi się często jako bezrefleksyjny gest, a ofiara, choć zawsze jest słuszna, to nigdy nie przestaje być opresyjna. Zabobon miesza się tu z fascynacją, sprawianie zwierząt z rodzącym się podnieceniem. Dla życia poświęca się tu życie – krew to w końcu urodzaj, mięso to nasza codzienna hostia. Natomiast rezonujący w dorastającym ciele erotyzm znajduje ujście w micie. Oczywiście do czasu, zanim nie rozbije się w końcu o teraźniejszość.




Szorstki, porowaty świat tych wierszy jest jak wymyty w jeziorze, martwy czerep klaczy. Bo życie to – mówi Lebda – infekcja, którą krew przenosi dalej. I zawsze zostają w końcu zimne usta, zimne dłonie.

—Bartosz Suwiński