Przypomina to scenę w jednym z opowiadań Andrzeja Sapkowskiego, w której bohater miał stoczyć z królewskim faworytem „uczciwy pojedynek" – ale pod okiem uzbrojonych osiłków mających rozkaz go zabić, jeśli odważy się uderzyć przeciwnika...
Tak zwany dyskurs publiczny III RP to festiwal obelg, złorzeczeń i lamentów nad upadkiem poziomu debaty. Przy czym lamentują ci, którzy najchętniej i najbardziej dosadnie ubliżają. Nie jest to przypadek, ale strategia wojny – tak jak w konflikcie zbrojnym główną troską agresora jest przypisać winę za wybuch wojny rzekomym prowokacjom strony napadniętej, tak w naszej zimnej wojnie domowej ci, którzy uważają się za wyłącznie uprawnionych do decydowania, starają się narzucić interpretację zdarzeń jako walki oświeconych elit o utrzymanie pod kontrolą i ucywilizowanie rodzimego motłochu.
Cham prosto z dżungli
Stąd w lamentach nad brutalnością polskiego sporu politycznego, z jakimi spotkać się możemy w salonowych mediach, przykłady czerpane są zawsze tylko z jednej strony. Potępianymi chamami zatruwającymi język debaty publicznej nienawiścią są wyłącznie przeciwnicy establishmentu, „prawdziwi Polacy", „patrioci" (w mowie salonu III RP te słowa pełnią funkcję jadowitych, ironicznych obelg).
A ponieważ trudno w obozie antysalonowym wskazać chamów odgrywających w nim role równie prominentne jak w przeciwnym obozie Stefan Niesiołowski (były wicemarszałek, obecnie przewodniczący ważnej komisji sejmowej) czy Janusz Palikot (bodaj najczęściej zapraszany autorytet TVN 24, i zwłaszcza przez Monikę Olejnik, faworyt „Gazety Wyborczej" i „Polityki"), medialni żołnierze salonu upajają się regularnie anonimowymi wpisami z forów internetowych.
To oczywiście propagandowy samograj. Internet jak dzieła Lenina służy dowolną liczbą przykładów na wszystko, co tylko chcemy akurat zegzemplifikować. Szczególnie zaś polskojęzyczny internet służy dowolną liczbą przykładów prostactwa i chamstwa.
Tyle że z wydobywania ze wspomnianych wpisów soczystych obelg pod adresem władzy oraz wspierających ją autorytetów i lamentowania nad niegodziwością cytowanych złorzeczeń (w ostateczności można je przecież dla skompromitowania „wroga" wpisywać samemu) nie wynika nic, poza dostarczaniem sobie i swoim stronnikom usprawiedliwienia dla zachowań najbardziej nawet odrażających.