W następstwie trzęsienia ziemi u brzegów Islandii powstaje uskok tektoniczny. Jego wpływ na klimat będzie katastrofalny, dlatego naukowcy z całego świata rozpoczynają prace nad załataniem pęknięcia. Zafascynowany tym tematem student oceanografii Elias poznaje tymczasem piosenkarkę Annę i zakochuje się z wzajemnością. W chwili gdy dziewczyna zachodzi w ciążę, chłopak musi podjąć decyzję. Zostać bądź wyjechać na stypendium do USA i poświęcić się pasji, a kto wie, może nawet uratować planetę.

Czytaj więcej

„Monster Jam: Showdown”: Bestie na kółkach

Opowieść ta traci swój młodzieńczy urok, gdy przeskakujemy kilkanaście lat naprzód. Zgorzkniały Elias wraca do kraju jako dowódca batyskafu mającego usunąć uskok. Dotąd nie ułożył sobie życia, dlatego zamiast skupić się na robocie, zaczyna rozważać, co by było, gdyby w przeszłości wybrał inaczej. Tym samym „Eternal” staje się melancholijną opowieścią o wyborach i ich konsekwencjach, jak również o tym, że nie wszystkie błędy da się naprawić. O ile rzeczywiście są to błędy, bo przecież nie wiemy, jak by potoczyły się losy Eliasa, gdyby zadecydował inaczej.

Wątek ratowania Ziemi jest oczywiście metaforą, spektakularną i zajmującą sporo miejsca, ale też taką, którą bez szkody dla filmu można by zastąpić czymś dużo bardziej banalnym. Reżyserowi zamarzył się jednak europejski, bardziej poetycki „Interstellar”. Szkoda, że w jego wykonaniu alternatywne wymiary nie przekonują. Pozostają projekcją rozważań bohatera, formą odrzucenia dokonań nauki w zestawieniu z tradycyjną, żeby nie powiedzieć konserwatywną rodziną i krytyką aborcji. Jak to mawiają Anglicy, „trawa zawsze jest zieleńsza po drugiej stronie płotu”.