Monster trucki to auta na gigantycznych kołach mierzących nawet 170 cm wysokości. Tak olbrzymie „gumy” umożliwiają pojazdom pokonywanie przeszkód terenowych, wąwozów, kałuż, rzeczek, a także zapór zrobionych z wraków innych wozów. Wygląda to imponująco, choć przydatność takiego pojazdu w mieście jest zerowa. Problemy ze zmieszczeniem się na wąskich uliczkach, nie mówiąc o parkowaniu, czynią z nich atrakcję stricte sportową.
I gra „Monster Jam: Showdown” właśnie na sporcie się koncentruje. A raczej na kilku różnych dyscyplinach, bo są tu chociażby klasyczne wyścigi i tzw. freestyle, czyli popisy kaskaderskie w stylu wolnym. W zależności od poziomu trudności pojazdy prowadzą się niemal same lub też stają się szalenie czułe i co chwila wypadają z trasy. Na szczęście są też tryby pośrednie, pozwalające na emocjonującą rywalizację zarówno z komputerem, jak i żywymi graczami przez sieć.
Czytaj więcej
„Kruk” jest jak wizyta w gotyckim barze. „Jeszcze raz to samo, proszę!”
Twórcom gry nie chodziło o realizm, lecz o dobrą zabawę. Stąd w „Monster Jam: Showdown” łatwo jest wpaść wielotonowym wozem w poślizg lub zacząć kręcić bączki, a przy odrobinie wyczucia pojazd grzecznie słucha się kierowcy i trzyma trasy. Wrażenie robią również lokacje rozrzucone po całym świecie. Ścigać można się w Kolorado, na Alasce czy w Dolinie Śmierci, gdzie zawodnikom grożą efektowne burze piaskowe. Również deszcz czy śnieżyca stanowią sporą atrakcję.
Przy „Monster Jam: Showdown” miłośnicy motoryzacji powinni się dobrze bawić. To przyjemna gra i, co najważniejsze, całkowicie bezpieczna dla postronnych.