Tomasz P. Terlikowski: Aborcja nie tylko polaryzuje, lecz także niszczy praworządność

Koalicja, choć zjednoczona w kwestii walki z PiS-em, nie jest zgodna w kwestiach obyczajowych. Było jasne, że PSL i część Trzeciej Drogi nie przyłożą ręki do zmian proponowanych przez lewe skrzydło rządu. Donald Tusk, nie mogąc zmienić prawa, postanowił je ominąć. A to uderza w praworządność.

Publikacja: 06.09.2024 10:00

Tomasz P. Terlikowski: Aborcja nie tylko polaryzuje, lecz także niszczy praworządność

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Donald Tusk jasno przyznał, że nie jest w stanie zmienić prawa aborcyjnego, a naciski, także medialne, na PSL nie przynoszą skutków. Wielokrotnie pisałem, dlaczego PSL nie ma żadnego interesu, by ulegać koalicyjnym partnerom, ale i koalicja nie ma też wielu powodów, by za bardzo naciskać na konserwatywną część swojego składu. I dlatego w sprawie aborcji – a wiele wskazuje, że i związków partnerskich – zmian legislacyjnych nie należy się spodziewać. Tyle że elektorat Koalicji Obywatelskiej i Nowej Lewicy nie jest w stanie zaakceptować obiektywnej sytuacji, a premier musi się liczyć z jego emocjami, dlatego postanowił coś zrobić. Problem polega na tym, że zrobił coś, co jest nieakceptowalne z przyczyn moralnych, niezgodne z polską konstytucją, ale także sprzeczne z zasadami praworządności. Wytyczne Ministerstwa Zdrowia są bowiem próbą faktycznej zmiany prawa, bez formalnych zmian prawnych, a za pomocą politycznych wytycznych i szantażu finansowego.

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: W Watykanie bez zmian

Dokument Ministerstwa Zdrowia podważa konstytucje

Dokument zaprezentowany przez Ministerstwo Zdrowia kompletnie pomija gwarantowane konstytucyjnie oraz przez wyroki trybunałów europejskich prawo do życia nienarodzonego człowieka, umożliwia aborcję do samego końca trwania ciąży, osłabia klauzulę sumienia lekarzy, odmawia możliwości weryfikacji zaświadczenia przez innego lekarza i de facto wprowadza aborcję – jeśli znajdzie się odpowiedniego lekarza – na życzenie. Nie jest to tylko moja opinia, bo podobną formułował chociażby prof. Andrzej Zoll. I wcale nie chodzi tu tylko o przekonania moralne, ale także o to, jak interpretowana dotychczas była polska konstytucja. Ta bowiem zakłada ochronę nie tylko wartości związanych ze zdrowiem i życiem kobiety, ale także tych związanych z prawem do życia nienarodzonego.

Tyle że elektorat Koalicji Obywatelskiej i Nowej Lewicy nie jest w stanie zaakceptować obiektywnej sytuacji, a premier musi się liczyć z jego emocjami, dlatego postanowił coś zrobić.

Obie te wartości mogą i powinny być „ważone”. Stąd nie każda kwestia zdrowotna, zarówno psychiczna, jak i fizyczna, może być prawną przesłanką do aborcji. I to powinno być doprecyzowane, a nie pozostawione tylko rozeznaniu jednego lekarza. Dlaczego? Bo tak się składa, że lekarz ma nie tylko aktualną wiedzę medyczną, do której odwołują się wytyczne, ale też możliwość jej interpretacji oraz własny światopogląd, a także osobiste poglądy etyczne. One nie wchodzą w zakres procedur medycznych, a mogą mieć znaczenie dla rozpoznania danego przypadku. I właśnie dlatego nie ma powodu, by takie decyzje podejmował samodzielnie jeden lekarz.

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: Pseudodebata nad realnymi problemami

Aborcja to już nie tylko element politycznej gry, lecz także narzędzie nacisku

Istotny jest także brak procedury odwoławczej. Co ma bowiem zrobić lekarz położnik, który odkrywa, że przychodzi do niego kobieta, która według jego najlepszej wiedzy nie ma wskazań do aborcji, ale otrzymała zaświadczenie od lekarza, który seryjnie takie zaświadczenia wystawia? W rozporządzeniu sugeruje się, że nie ma on prawa odmówić wykonania aborcji, nawet jeśli jest przekonany, że zostało ono wydane bezpodstawnie, bardziej w efekcie przekonań moralnych lekarza niż jego najlepszej wiedzy medycznej. Jeśli zaś tenże położnik aborcji nie przeprowadzi, to grozi się szpitalowi ogromnymi karami i odebraniem funduszy. Trudno tego nie uznać za nacisk, aby nic nie sprawdzać, niczego nie kontrolować, tylko bezwzględnie wykonywać aborcje.

Te zapisy są więc nie tylko z mojego punktu widzenia niedopuszczalne moralnie, ale także nieprecyzyjne. Umożliwiają interpretacje rozszerzające i odrzucają część z konstytucyjnie chronionych wartości. Na dodatek wywołują ideologiczny nacisk na placówki medyczne, by te bały się odmawiać przeprowadzenia aborcji i to nawet w sytuacji, gdy istnieją prawne i medyczne przesłanki do takiej odmowy.

Donald Tusk jasno przyznał, że nie jest w stanie zmienić prawa aborcyjnego, a naciski, także medialne, na PSL nie przynoszą skutków. Wielokrotnie pisałem, dlaczego PSL nie ma żadnego interesu, by ulegać koalicyjnym partnerom, ale i koalicja nie ma też wielu powodów, by za bardzo naciskać na konserwatywną część swojego składu. I dlatego w sprawie aborcji – a wiele wskazuje, że i związków partnerskich – zmian legislacyjnych nie należy się spodziewać. Tyle że elektorat Koalicji Obywatelskiej i Nowej Lewicy nie jest w stanie zaakceptować obiektywnej sytuacji, a premier musi się liczyć z jego emocjami, dlatego postanowił coś zrobić. Problem polega na tym, że zrobił coś, co jest nieakceptowalne z przyczyn moralnych, niezgodne z polską konstytucją, ale także sprzeczne z zasadami praworządności. Wytyczne Ministerstwa Zdrowia są bowiem próbą faktycznej zmiany prawa, bez formalnych zmian prawnych, a za pomocą politycznych wytycznych i szantażu finansowego.

Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi