Nie jest to przesada. Gdy tylko Ukraińcom udało się przełamać złą passę i dominację Federacji Rosyjskiej, zadać mocny cios narracji Putina, przenosząc działania wojenne na teren obwodu kurskiego (co jest ważnym wydarzeniem symbolicznym – po raz pierwszy od II wojny światowej działania militarne toczą się w samej Rosji), od razu zaniepokojenie wyraził sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej.
W rozmowie z dziennikarzami kard. Pietro Parolin, który niedługo wcześniej, w lipcu, był z misją w Ukrainie, odwiedzając Kijów, Odessę i Lwów, skomentował najazd armii ukraińskiej na zachodnią granicę rosyjską w Kursku, wyrażając obawy, że ofensywa może jeszcze bardziej zaostrzyć sytuację. „To bardzo niepokojące wydarzenia, ponieważ oznaczają one otwarcie nowych frontów” – stwierdził kardynał. „W tym sensie szanse na pokój mogą stawać się coraz bardziej odległe” – dodał.
Nieustanne ostrzeganie przed eskalacją to działanie w rytm propagandy kremlowskiej
Problem z tą wypowiedzią jest taki, że wcale nie sprzyja ona rozmowom pokojowym czy sprawiedliwemu pokojowi. Nieustanne ostrzeganie przed eskalacją to działanie w rytm propagandy kremlowskiej. To Putinowi zależy na tym, żeby świat był przekonany, że każde działanie Ukraińców, każda nowa forma ich obrony, każde przełamanie frontu mogą być zagrożeniem dla światowego pokoju. Tymczasem to wcale nie działania Ukrainy zagrażają pokojowi. Nikt nie atakowałby Kurska, nikt nie wkraczałby na teren Federacji Rosyjskiej, gdyby nie to, że Rosja wcześniej zaatakowała suwerenne państwo. Jeśli więc ktoś jest odpowiedzialny za zagrożenie dla pokoju, to wcale nie Ukraina wkraczająca do Rosji, ale Rosja rozpoczynająca wojnę z Ukrainą. I albo Watykan tego nie rozumie, co nie najlepiej świadczy o jego zdolnościach analitycznych, albo wręcz przeciwnie – rozumie, a to nie najlepiej świadczy o jego wyczuciu moralnym.
Pokój, który miał się rzekomo przybliżać i został oddalony – zdaniem kard. Parolina – za sprawą działań ukraińskich, też niewiele miałby wspólnego ze sprawiedliwym pokojem, który powinien być celem działań Kościoła
Pokój, który miał się rzekomo przybliżać i został oddalony – zdaniem kard. Parolina – za sprawą działań ukraińskich, też niewiele miałby wspólnego ze sprawiedliwym pokojem, który powinien być celem działań Kościoła. Tak się bowiem składa, że gdyby jakiekolwiek porozumienia podpisano przed atakiem na obwód kurski, to byłyby one dyktowane przez Rosję, oznaczałyby jej ogromne wzmocnienie, a pośrednio realizację przynajmniej części jej celów. W takiej sytuacji Rosja nie miałaby żadnych powodów, by nie przystąpić do realizacji celów kolejnych, a te obejmują (to jest jasno komunikowane przez przywódców tego kraju) odebranie suwerenności Litwie, Łotwie i Estonii, a być może także znaczące osłabienie Polski. Zwycięski agresor nie ma powodów, by zaprzestać swojego działania. Jednym słowem: przyjęcie wizji działania, jaką proponuje Parolin, wcale nie oznacza przybliżania pokoju, ale wręcz przeciwnie – oznacza pogłębianie zagrożenia kolejnymi wojnami wywoływanymi przez Rosję. Więc niezależnie od intencji Watykan prowadzi politykę nie tyle pokojową, ile prorosyjską.