Bez wątpienia najpiękniejszą książką ostatnich tygodni jest „Rzeka dzieciństwa” Andrzeja Stasiuka. Właściwie po kilku stronach znajdujemy się w świecie opisywanym przez autora, czujemy zapach rzeki, promienie słońca i chłód zmierzchu. To umiejętność wielka, tak przedstawić świat, by zdawał się w pełni istniejący, a nie był tylko zbiorem pięknych zdań. A potem jest coraz ciekawiej. I współcześnie, i „historycznie”. Są w tej książce akapity, które chce się czytać znów i znów, i takie, od których chciałoby się uciec, ale nie z powodu ich niezgrabności, ale ciężaru opisywanych zdarzeń i przeżyć.
Druga książka towarzyszy mi od kilkudziesięciu miesięcy. To „Pejzaż gnojnej góry” Stanisława Swena Czachorowskiego. Absolutne objawienie, bo przed ostatnim PIW-owskim wydaniem tej książki z 2019 r. znałem Swena tylko jako poetę, a tu dostaliśmy prozę, zapomnianą i przemilczaną przed laty, najwyższej próby. Gdzieś między Brunonem Schulzem a Julianem Stryjkowskim jest Czachorowski i uwodzi każdym kolejnym zdaniem czytelnika, zabiera go w podróż do nieistniejących miasteczek, przedmieść, na bal cmentarnych dziadów, obu przed wojną dominujących w Polsce, religii. Wspaniała rzecz, szkoda przeoczyć.
Czytaj więcej
Oglądając wiszący w krakowskim Muzeum Narodowym obraz Matejki „Wyjście żaków z Krakowa”, warto pamiętać, że cała sprawa zaczęła się od tego, że grupy studentów nie było stać na dwie prostytutki.
Warto pójść, póki jeszcze jest w kinach, na „Perfect Days” Wima Wendersa. Choć mam wrażenie, że odczytanie tego filmu przez krytykę i moje rozmijają się pięknie. Warto zobaczyć ten film dla samego Kojiego Yakusho, wielka, niejednoznaczna, rola, jakiej już dawno nie widziałem.
Jeśli chodzi o muzykę, to jest gorzej, bo jestem słuchaczem raczej rzeczy nienowych, staram się nadrabiać zaległości, których oczywiście w pełni nadrobić się nie da. Moje słuchania w ostatnich tygodniach to przede wszystkim „Droga za widnokres” Marka Grechuty z 1972 r. Płyta z fantastycznymi muzykami: Pawłem Ścierańskim, Józefem Gawrychem, Pawłem Jarzębskim i Bogdanem Kulikiem. Dla kogoś, kto zna tylko dwa, trzy „przeboje” pana Marka, te nagrania będą zupełnym zaskoczeniem. Progresywna, „hipisowska” muzyka i wspaniałe wiersze: Ewy Lipskiej, Ryszarda Krynickiego, Tadeusza Nowaka. Gdyby to było wydane po angielsku w owym czasie, dziś byłby to evergreen muzyki światowej.