„Lepsze jutro”: Najlepsza z jarmarcznych rozrywek

Nestor włoskiego kina, 70-letni Nanni Moretti, kieruje kamerę na siebie samego. Tym razem po to, by spytać, po co właściwie kręci te wszystkie filmy?

Publikacja: 15.03.2024 17:00

„Lepsze jutro”: Najlepsza z jarmarcznych rozrywek

Foto: Mayfly

Nie można wierzyć publiczności festiwalowej. Komedia chłodno przyjęta w Cannes okazuje się całkiem zabawną produkcją i do tego niegłupim filmem. Takim, jakiego można by się spodziewać po twórcy równie doświadczonym co laureat Złotej Palmy za pamiętny „Pokój syna” z 2001 r.

Tym razem włoski reżyser – niczym Filip Mosz z „Amatora” Krzysztofa Kieślowskiego – kieruje kamerę na samego siebie. Przez ten pryzmat przygląda się kondycji współczesnego kina, pokpiwa z europejskich twórców i własnego wizerunku. Stąd włoscy dziennikarze doszukiwali się w „Lepszym jutrze” podsumowania życiowego dorobku cenionego twórcy. Spojrzenia na artystę niespełnionego, który nie rezygnuje z prób stworzenia kolejnego arcydzieła, choć życie rzuca mu kolejne kłody pod nogi.

Głównym bohaterem jest – tradycyjnie grany przez samego Morettiego – neurotyczny reżyser imieniem Giovanni. Facet żyje kinem i skupia się tylko na nim, zaniedbując przez to rodzinę. Córka w tajemnicy przed światem spotyka się z znacznie starszym mężczyzną, z kolei żona i zarazem współproducentka jego filmów regularnie odwiedza psychoanalityka. Z pozycji kozetki rozważa rozwód, na który nie decyduje się z obawy, że Giovanni sam sobie nie poradzi. Że nikt inny z nim nie wytrzyma.

Bo kiedy Giovanni kręci film, zamienia się w tyrana i terrorystę. Ma konkretną wizję i nie uznaje półśrodków niczym najwięksi artyści kina. Właśnie przygotowuje swoje ostateczne arcydzieło będące ukoronowaniem jego kariery. Ma to być opowieść o budapeszteńskim cyrku, który w 1956 roku przyjeżdża na występy do Rzymu. Ciepło przyjęty przez miejscowego sekretarza partii komunistycznej, przyciąga liczną publiczność. Jednak na Węgrzech wybucha rewolucja i wojska radzieckie wkraczają do stolicy. Pojawia się problem, jak ocenić tę ich decyzję. Jak powinni zachować się włoscy komuniści?

Czytaj więcej

„Przeklęta woda”: Basen z wadą ukrytą

Fragmenty filmu Giovanniego płynnie przeplatają się z opowieścią Morettiego o Giovannim, tworząc barwną mozaikę scen, problemów i poglądów. Stanowią też kolejny dowód na to, że włoski reżyser z przymrużeniem oka spogląda na swoje życie. Sam przecież uchodzi za twórcę komunizującego i niejednokrotnie opowiada o swojej fascynacji lewicowymi poglądami. A jednak otwarcie drwi z sekretarza, utożsamiając jego niezdecydowanie z zagubieniem w świecie, który nie oferuje łatwych rozwiązań.

Zagubiony jest też Giovanni, który nie potrafi się porozumieć ze swoimi aktorami i daje się wodzić za nos francuskiemu producentowi. Moretti zestawia swojego bohatera z młodym twórcą, który w tym samym czasie realizuje w Rzymie film sensacyjny. Z perspektywy bezkompromisowego Giovanniego stanowi on serię kiczowatych, postmodernistycznych scen, które niosą treściowy chaos. Sęk w tym, że Giovanni kompromisów nie uznaje tylko w kinie. Prywatnie tęskni za szlagierami muzyki popularnej, które raz po wraz powracają w „Lepszym jutrze”.

Rozmaitych tropów i cytatów jest w tym filmie więcej. Żartów z branży filmowej, procesu tworzenia dzieła, ale też z oderwanych od życia artystów, którzy chcą widzów pouczać, niewiele o świecie wiedząc. Charakterystyczny klimat włoskiego kina w połączeniu z nieśpiesznym tempem akcji powinien zadowolić fanów Morettiego. Rozczarowani mogą być ci widzowie, którzy wybiorą się do kina zwabieni nazwiskiem Jerzego Stuhra. Polski aktor pojawia się w zaledwie kilku scenach i wypowiada raptem parę zdań.

„Lepsze jutro” pewnie przemknie przez kina, a w telewizji pokazywany będzie nocą. To chyba najlepsze podsumowanie wysiłków Giovanniego-Morettiego. W dobie (pięknie obśmianych w filmie) algorytmów Netfliksa inteligentne, lecz kameralne kino europejskie to jednak wielka nisza.

Michał Zacharzewski, Zdalaodpolityki.pl

Nie można wierzyć publiczności festiwalowej. Komedia chłodno przyjęta w Cannes okazuje się całkiem zabawną produkcją i do tego niegłupim filmem. Takim, jakiego można by się spodziewać po twórcy równie doświadczonym co laureat Złotej Palmy za pamiętny „Pokój syna” z 2001 r.

Tym razem włoski reżyser – niczym Filip Mosz z „Amatora” Krzysztofa Kieślowskiego – kieruje kamerę na samego siebie. Przez ten pryzmat przygląda się kondycji współczesnego kina, pokpiwa z europejskich twórców i własnego wizerunku. Stąd włoscy dziennikarze doszukiwali się w „Lepszym jutrze” podsumowania życiowego dorobku cenionego twórcy. Spojrzenia na artystę niespełnionego, który nie rezygnuje z prób stworzenia kolejnego arcydzieła, choć życie rzuca mu kolejne kłody pod nogi.

Plus Minus
Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać
Plus Minus
Filmowy „Reagan” to lukrowana laurka, ale widzowie w USA go pokochali
Plus Minus
W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi
Plus Minus
Aleksander Hall: Polska jest nieustannie dzielona. Robi to Donald Tusk i robi to PiS
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Plus Minus
Prof. Marcin Matczak: PSL i Trzecia Droga w swym konserwatyzmie są bardziej szczere niż PiS