30 lat temu ukazał się pierwszy „Tekken”. Najpierw trafił na automaty w salonach gier, a po roku został przeniesiony na debiutującą wówczas konsolę Sony PlayStation. Z dzisiejszej perspektywy wyglądał niepozornie, ale wówczas gracze go pokochali. Nie bez powodu uchodził za jedną z najlepszych trójwymiarowych bijatyk na rynku, zaraz obok „Street Fightera”, „Mortal Kombat” czy „Dead or Alive”.

Dzięki kolejnym odsłonom utrzymał tę opinię, a „Tekken 8” tylko ją potwierdza. Proponuje graczom udział w turnieju z 32 wojownikami. Większość z nich jest znana z poprzednich odsłon, choćby Jin Kazama, Bryan Fury czy Panda, ale przygotowano też pięć nowych postaci. To m.in. Angel Jin (anielska wersja Jina, pozbawiona jego mrocznej części), mechaniczny Jack-8 czy japońska nastolatka Reina.

Czytaj więcej

„Bukmacher”: Dwóch i pół buka

Ciężar walki przesunięto nieco z działań defensywnych, bloków i osłon, na te ofensywne, zaczepne. W „Tekken 8” już nie chodzi o to, by wyczekać przeciwnika i w odpowiedniej chwili rozpocząć zabójczą kontrę. Heat System pozwala raz na rundę zadawać ciosy mocniejsze, ale też specjalne, pozwalające przełamać ochronę przeciwnika. Nowością jest też system ułatwiający sterowanie, dający pewne fory początkującym graczom. Twórcom gry zależało też na „kinowym” doświadczeniu, czyli uczynieniu walk jeszcze bardziej efektownymi niż dotychczas. Po części się to udało, chociażby za sprawą widowiskowego niszczenia aren. O końcowym sukcesie „Tekken 8” zadecyduje jej popularność na wszelkiej maści turniejach. Zresztą czemu gracze nie mieliby jej pokochać? To brutalny, agresywny tytuł, kolejna udana odsłona sędziwej serii.