Pan profesor podnosi argumenty prawne, którymi od dawna nikt się nie posługuje w tym sporze. Używany jest natomiast argument formalny – orzeczenie zapadło w nieprawidłowym składzie, bo zasiadało w nim trzech sędziów dublerów i dlatego jest nieważne. Czy to prawda?
Sąd może to ocenić w każdej indywidualnej sprawie. Politycy oczywiście mogą powiedzieć, że wyrok został wydany w nieprawidłowym składzie, ale jego wyłączenie z systemu prawnego, usunięcie go z Dziennika Ustaw ot tak nie jest możliwe. To jest droga do odrzucenia reguł konstytucyjnych.
To co można zrobić?
Można tego orzeczenia nie stosować w przypadku konkretnego sporu prawnego albo uchwalić ustawę, która ureguluje tę kwestię. Ale to oznaczałoby uchylanie wyroków sądów ustawami. Ryzykowna ścieżka, bo oznacza ni mniej, ni więcej, że większość parlamentarna może niewygodny dla siebie wyrok Trybunału skasować ustawą. Jeżeli wszystko jest w rękach większości parlamentarnej, to nie ma ani wolności, ani państwa prawnego. Większość może przecież uchwalić, że ci, którzy występowali przeciwko państwu prawnemu, nie mają praw. A kto występował przeciwko państwu prawnemu? „To już my ustalimy”. I to będzie realizacja zasady z czasów rewolucji francuskiej i wielkiego terroru: „nie ma wolności dla wrogów wolności”.
A co z Sądem Najwyższym? Czy Izba Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego jest sądem, czy nie jest?
Bez wątpienia jest sądem w sprawach polskich. Mamy orzecznictwo krajowe i europejskie w tej materii. Ostatnio mieliśmy werdykt Strasburga, że skoro orzeczenie ma zapaść w postępowaniu krajowym, to TSUE nie będzie dawało do tego wykładni, skoro wykładnia prawa Unii „nie jest obiektywnie niezbędna dla celów wydania orzeczenia przez sąd” krajowy. Sprawy niedotyczące elementu prawa europejskiego mogą być rozstrzygane przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej. Jedynie dla spraw z komponentem europejskim ta izba nie jest sądem, ponieważ według TSUE nie może zapewnić skutecznej ochrony prawnej w dziedzinach objętych prawem Unii.
Skoro zatem ta izba uznała, że wygaszenie mandatu Wąsika i Kamińskiego przez marszałka Hołownię było niewłaściwe, to czy oni są posłami czy nie?
Są posłami jak najbardziej. Konstytucja stanowi, że do Sejmu nie może być wybrana osoba skazana prawomocnym wyrokiem za przestępstwo umyślne. Ale musimy brać pod uwagę art. 45 ust. 1, który traktuje o prawie do rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez sąd – właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły – a więc ustanowiony ustawą, a nie wolą marszałka Sejmu. Pozbawienie mandatu skazanego prawomocnie posła wymaga postanowienia marszałka Sejmu stwierdzającego wygaśnięcie mandatu. Co prawda to jest automat – marszałek Sejmu nie może tego nie stwierdzić – jednak samo zaistnienie przesłanki wygaśnięcia mandatu nie wywołuje jeszcze skutku prawnego w postaci wygaśnięcia. Poseł może się odwołać do Sądu Najwyższego w terminie trzech dni za pośrednictwem marszałka Sejmu. Odwołanie wnosi się do SN, a z ustawy o SN wynika, że powinno ono trafić do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. To znaczy, że marszałek nie może w takim odwołaniu zmienić adresata. Naruszył zatem prawo do sądu obu polityków. Być może marszałek chciał poddać w ten sposób Izbę Pracy testowi wiarygodności i niezależności.
To Izba Pracy chyba ten test oblała?
(śmiech) Nie. Jeden sędzia przeszedł test pomyślnie, bo on przekazał sprawę izbie właściwej. Natomiast prezes i drugi sędzia nie przeszli tego testu, bo zdecydowali o rozstrzygnięciu sprawy przez Izbę Pracy. Rozstrzygnięcie zostało dokonane przez organ niewłaściwy, zatem jest bezprzedmiotowe. Mimo to marszałek opublikował postanowienie o wygaszeniu mandatu posła Kamińskiego, ale jest ono dotknięte wadą prawną.
Marszałek mówi: Izby Kontroli Nadzwyczajnej nie ma.
Niestety jest, bo to jest sprawa krajowa. W tej sprawie zresztą stanowisko Izby Kontroli Nadzwyczajnej w przedmiocie ułaskawienia nie było moim zdaniem zgodne z dopuszczalną drogą wzruszania prawomocnego orzeczenia sądu, ale to nie podlega ocenie. W myśl kodeksu wyborczego postanowienie sądu doręcza się posłowi i marszałkowi Sejmu, który ma je wykonać, a nie ocenić. W rezultacie sprawa została niezwykle zaplątana – Maciej Wąsik ciągle jest posłem w świetle postanowienia sądu, a Mariuszowi Kamińskiemu marszałek wygasił mandat na podstawie postanowienia, którego sąd w myśl ustawy nie mógł wydać, bo Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych nie jest właściwa.
Czyli pana zdaniem pana marszałek nie miał prawa tego robić.
Moje zdanie nie jest wiążącą wykładnią prawną, choć może się zdarzyć, że jakiś sąd weźmie je pod uwagę... Zatem moim zdaniem oni obaj mają mandat, tylko go nie wykonują, bo są pozbawieni wolności. Ale ciągle są posłami.
Dlaczego Wąsik i Kamiński siedzą w więzieniu?
Bo PiS przegrało wybory. Gdyby PiS miało 276 mandatów, to obaj ci politycy pewnie byliby w rządzie, bo zgodnie z konstytucją Sejm może zażądać, by postępowanie karne wszczęte przed dniem wyborów zostało zawieszone do czasu wygaśnięcia mandatu. Czyli porażka wyborcza przekłada się na to, że obaj znaleźli się tam, gdzie się znaleźli. Chcę przez to powiedzieć, że sprawa jest względna – prawo i polityka są tu przemieszane.
Czym się to wszystko skończy?
Możliwe scenariusze są mało optymistyczne. Kiedyś prezes PAN podjął próbę zorganizowania okrągłego stołu w sprawach impasu prawnego i konstytucyjnego. Nadzieje były wielkie, odbyły się dwa spotkania, ale to nic nie dało, bo strona wówczas rządząca nie zamierzała ustąpić, upierając się, że jej reformy są słuszne. Gdyby wszystkie strony konfliktu zgodziły się, że trzeba z niego wyjść z możliwie najmniejszym kosztem społecznym – to znaczy, żeby nie przepędzać wszystkich sędziów nieprawidłowo wybranych, nie kasować wyroków, przyjrzeć się kontrowersyjnym orzeczeniem TK, szczególnie tym dotyczącym sprzeczności prawa europejskiego z polską konstytucją – byłby to punkt wyjścia do porozumienia. Ale podjęcie takiego kompromisu oznacza, że nie możemy prowadzić dialogu z prezydentem przy pomocy policji.
Zatem dziś najbardziej prawdopodobny jest scenariusz zaostrzenia konfliktu. Poprzedni rządzący dążyli do przejęcia kontroli nad całym państwem i obecna władza dąży do tego samego. Zaś konflikt między większością a opozycją, w którym dochodzi do ignorowania i naruszania prawa przez większość, wywołuje napięcia społeczne. Ponadto podważa przekonanie, że prawo ma sens nie dlatego, że po jednej stronie jest siła, a po drugiej słabość, tylko z tego powodu, że prawo wyraża konkretne wartości. Bez tego będziemy zmierzali w kierunku zanarchizowania społeczeństwa.
Już została podważona wiarygodność polityków i prawników. W odbiorze społecznym nie ma konstytucji dla wszystkich – każdy ma swoją. Nie ma prawa dla wszystkich – każdy ma swoje. A rację ma ten, kto jest silniejszy. Ci, którzy konstytucję niszczyli, ogłaszają teraz, że ona nie istnieje, skoro jest wobec nich naruszana. Ci, którzy konstytucji bronili, teraz twierdzą, że ona nie obowiązuje, ponieważ była naruszana. Prawnicy zastanawiają się, jak nie przestrzegać prawa, niczym ów senat w Utyce z wiersza Herberta „Pan Cogito o postawie wyprostowanej”, który obradował „nad tym, jak nie być senatem”. To jest niezwykle deprymujące.