Dokładnie. Demonstracje się rozeszły, ale ludzie nie zapomnieli i poszli 15 października na wybory głosować na opozycję.
Z badań wynika też, że wojna z Unią Europejską i brak pieniędzy z KPO to była ważna przyczyna klęski PiS.
Nie sądzę, aby tak było, bo tych pieniędzy europejskich specjalnie nie widać – ani wtedy, gdy ich nie ma, ani wtedy, gdy są. Tylko część funduszy unijnych może być wydana na to, co według ludzi jest potrzebne i przez nich widoczne. Poza tym nawet ludzie, którzy bardzo chcą być w Unii, wiedzą, że zaczyna ona wprowadzać przepisy, które uderzają w ich prawo wyboru, wygodę życia, bezpieczeństwo itd. Zatem spory z UE nie miały aż takiego znaczenia.
Łukasz Pawłowski: Wyborcy bali się polexitu
Ani afera wizowa, ani inne afery nie zaszkodziły PiS-owi, tylko próba narzucania swojej wizji świata obywatelom o innych poglądach. Dlatego mieliśmy rekordową frekwencję. Sprzeciw wobec tego okazał się ważniejszy od 500+ czy dodatkowych emerytur - mówi Łukasz Pawłowski, szef Ogólnopolskiej Grupy Badawczej.
To co jeszcze mogło wywrzeć wpływ na wynik wyborów?
Antysamorządowy wizerunek PiS. Jak się ma partię scentralizowaną, zhierarchizowaną, rządzoną z Warszawy, to się nie lubi samorządów. Nie lubiło ich Porozumienie Centrum, pierwsza partia Jarosława Kaczyńskiego, i nie lubi PiS. W tej sprawie miałem spór z kierownictwem PC od samego początku. PiS nie widzi samorządu jako fundamentu państwa. Większość wszystkich usług publicznych dla mieszkańców i firm świadczą samorządy powiatowe i gminne. Rząd PiS próbował rządzić za samorządy i to nie mogło się udać, za to wywołało niepotrzebną wojnę. W rezultacie większość samorządów średnich miast – a w dużych wszystkie bez wyjątku – jest antypisowska. Przy okazji doszło do dalszego upartyjnienia samorządów. Będzie to teraz miało reperkusje w wyborach samorządowych. Jeżeli PiS nie uczyni jakiegoś cudu wizerunkowego, przegra te wybory i straci władzę w prawie wszystkich sejmikach wojewódzkich.
Media prawicowe narzekają, że PiS nie chciało ich rozwijać, bo miało media publiczne. Teraz je utraciło i nie ma nic, bo w te komercyjne nie inwestowało.
Nie do końca. Ministrowie i spółki Skarbu Państwa (poprzez reklamy) szczodrą ręką dawali pieniądze „Gazecie Polskiej” i TV Republika, mediom braci Karnowskich i ojca Tadeusza Rydzyka. Rzecz w tym, że trzeba było zbudować duży portal internetowy (taki jak Onet i WP) i tego nie zrobiono. A chętnych do rozwijania takiego medium nie brakowało. Trzeba też było budować telewizję internetową i rozwijać think tanki. Ale PiS w to nie poszło, bo tego nie lubi i wydaje mu się, że tego nie potrzebuje. Wolało upaństwawiać media. Kierownictwo PiS nie chce mieć zewnętrznego lustra, bo wszystko wie najlepiej.
A zawsze to zarzucało Platformie Obywatelskiej.
Gdy w kraju rządzą naprzemiennie dwa bloki, to nie mogą się od siebie zbytnio różnić, jeżeli chodzi o obyczaje i mechanizmy rządzenia. Platforma jest równie dyktatorska jak PiS. Widać to teraz po sposobie przejęcia mediów publicznych przez PO.
Platforma robi to samo, co robiło PiS?
Robi więcej, bo PiS nie miałoby odwagi postawić na niektóre rozwiązania. Prawo i Sprawiedliwość mimo swojej retoryki jest mniej rewolucyjne w działaniach niż PO. Ten zapał rewolucyjny odbije się na Platformie, bo już doszła do punktu, w którym, żeby zrobić następny krok, musi przekroczyć prawo. A teraz zostaje jej już tylko ucieczka do przodu, bo „czego byśmy nie zrobili i tak nas rozliczą”.
Czy agresywna retoryka była jedną z przyczyn przegranej PiS? Donald Tusk, lider PO, w pewnym momencie kampanii przeszedł na „język miłości”, a PiS tego nie potrafiło.
Tusk zrobił dużo więcej, pokochał swoich koalicjantów. Powiedział 1 października, na dwa tygodnie przed wyborami, o nieobecnej na Marszu Miliona Serc Trzeciej Drodze, że to są sojusznicy, którzy wykonują wspólną pracę opozycji gdzie indziej. Zatem Tusk, który najpierw niszczył Trzecią Drogę, przed samymi wyborami się zreflektował. Tymczasem PiS do końca szło szlakiem wojny dwóch czołgów ostrzeliwujących się przed kamerami. Na dodatek wypuściło w TVP taśmy Mariana Banasia, na których prezes NIK opowiada, jak to zamierza wykorzystać Konfederację do walki z PiS. Politycy od Kaczyńskiego liczyli na to, że odbiorą głosy Konfederacji. Konfederację rzeczywiście udało im się osłabić, ale jej wyborcy przerzucili się na Trzecią Drogę. PiS zawsze miało skłonności do agresywnej dwublokowej retoryki w kampaniach wyborczych, ale gdy to nie przynosiło efektów w sondażach, PiS zaczynało dodatkową narrację dla umiarkowanego, miękkiego elektoratu. Tym razem kierownictwo PiS postanowiło być twarde do końca.
Nikt się nie sprzeciwiał?
Ludzi, którzy mówili, że to jest błąd, było całkiem sporo. Docierały do kierownictwa rozmaite raporty i analizy, że trzeba zauważyć miękki elektorat. Ale kierownictwo nie posłuchało. Wśród ludzi, którzy nie głosują, jest taka grupa, która uważa, iż wszyscy politycy to złodzieje, i dlatego nie chodzą na wybory. Po 2015 roku część tych wyborców mówiła, że wszyscy politycy kradną, ale PiS przynajmniej się z Polakami dzieli. Ale jak PiS waliło po oczach tym Tuskiem, to część miękkiego elektoratu stwierdziła, iż nie da się tego wytrzymać. I znowu nie poszła do urn. Do tego doszli ci emeryci, którzy uwierzyli opozycji, że po dojściu do władzy nie zlikwiduje polityki społecznej PiS, i też nie poszli na wybory. Wśród wyborców 65+ głosowało o 20 proc. mniej ludzi niż w 2019 roku. Za to młodzi się zmobilizowali i sprawę przesądzili. Na dodatek PKW dopuściła do nadużycia prawa – pozwoliła, by ludzie stali w kolejkach do urn poza lokalem wyborczym po godz. 21. Nikt nie mógł upilnować, by nikt już nie dochodził do kolejki. Poza tym było około 1,5 mln zaświadczeń o możliwości głosowania poza miejscem zamieszkania. Rzecz w tym, że część komisji nie odbierała tych kart po głosowaniu. Zatem ci ludzie mogli pojechać i zagłosować w innym lokalu wyborczym po raz kolejny. Dobrze byłoby sprawdzić, czy nie doszło w tej sprawie do nadużyć.
A nie sądzi pan, że głównym problemem PiS jest osoba lidera, który ma już swoje lata? Może Jarosław Kaczyński nie rozumie już współczesnego świata?
Jarosław Kaczyński, który zbudował partię i doprowadził ją do wielu zwycięstw, ma autorytet niepodważalny. I nie on jest problemem, ale fakt, że PiS jako partia hierarchiczna, centralistyczna, nienastawiona na ruch z dołu do góry nie może się już rozwijać. Teraz, po przegranej, jest ostatnia chwila na zmianę programu, wizerunku i sposobu działania, na otwarcie się na aktywistów społecznych, samorządowców, działaczy kościelnych, czyli ludzi, którzy chcą coś zrobić dla kraju. PO potrafiła zagarnąć do koalicji kilka partii, ruchów społecznych, przyciągnąć uczestników demonstracji ulicznych. Tylko dzięki temu wygrała.
To co teraz będzie z PiS-em?
Jeżeli się nie zmieni, przegra wybory samorządowe oraz europejskie i długo nie będzie zdolne do powrotu do władzy. Proces erozji dotyka też PO. Administracja Tuska idzie tak bardzo po bandzie, że wkrótce PO będzie w tej samej sytuacji, w jakiej znalazło się PiS. Skorzystają na tym koalicjanci PO, a nie PiS. Marszałek Szymon Hołownia na konferencji prasowej mówił, że musi postępować zgodnie z prawem, wątpliwości co do opanowania mediów publicznych miał jeden z posłów partii Razem. PiS i PO walczą ze sobą coraz ostrzej i sądzę, że dlatego poparcie dla nich zacznie spadać, a urośnie koalicjantom PO.
Robert Gwiazdowski: Coś czuję, że Amerykanie wspierają CPK
Trzeba kontynuować zakupy zbrojeniowe i inwestycję CPK, bo coś tak czuję, że to lotnisko może nam się przydać, a poza tym mam wrażenie, że Amerykanie wspierają politycznie ten projekt - mówi Robert Gwiazdowski, ekspert podatkowy z centrum im. Adama Smitha.
Nie odpowiedział mi pan na pytanie: co z Jarosławem Kaczyńskim? Czy jest dla PiS bezalternatywny?
Jeżeli człowiek zbudował partię i był jej gwarantem przez ponad 20 lat, to jest nim nadal. Jarosław Kaczyński, i tylko on, musi przeprowadzić konieczną zmianę PiS. Nie może mówić o następcy, bo reszta liderów PiS takiego kandydata do sukcesji po prostu zje. Prezes musi doprowadzić do takiej demokratyzacji partii, że walki frakcyjne nie przeszkodzą w zmianie przywództwa, że wybiorą najlepszego.
Z sygnałów dochodzących z PiS można wywnioskować, że co sprytniejsi politycy zaczęli traktować Kaczyńskiego w myśl zasady „po co babcię denerwować, niech się babcia cieszy”. Babci się podsuwa wyłącznie pozytywne informacje. To zaś oznacza, że decyzje Kaczyńskiego mogą być oparte na fałszywych przesłankach.
Kiedyś proponowałem powołanie przy partii szeregu sekretariatów, w których zajmowano by się każdym ministerstwem i raportowano kierownictwu partii codziennie, co to ministerstwo zrobiło. Na to usłyszałem, że to jest ciekawy pomysł, ale nierealny politycznie. A w KPRM to zrobiono... Sądzę, że już w styczniu zobaczymy, czy zasadnicza zmiana w PiS jest możliwa. PiS chce szybko powołać niezależny ruch obrony suwerenności państwa (przed centralizacją UE), ale jeśli tym „niezależnym” ruchem będzie kierować PiS, to nic z tego nie wyjdzie i PiS znajdzie się na drodze do seryjnego przegrywania wyborów. A wtedy suwerenności Polski nie obroni.