Łukasz Pawłowski: Wyborcy bali się polexitu

Ani afera wizowa, ani inne afery nie zaszkodziły PiS-owi, tylko próba narzucania swojej wizji świata obywatelom o innych poglądach. Dlatego mieliśmy rekordową frekwencję. Sprzeciw wobec tego okazał się ważniejszy od 500+ czy dodatkowych emerytur - mówi Łukasz Pawłowski, szef Ogólnopolskiej Grupy Badawczej.

Publikacja: 17.11.2023 10:00

Łukasz Pawłowski: Wyborcy bali się polexitu

Foto: PAP

Plus Minus: Porwał się pan na badania exit poll podczas tegorocznych wyborów parlamentarnych, ale coś chyba poszło nie tak, skoro małe portale, które podpisały z wami umowę na dostarczenie lokalnych wyników exit poll, straszą was pozwami?

Nie zgodzę się z tym stwierdzeniem, nasz wynik exit poll okazał się nawet delikatnie bliższy wynikowi wyborów niż wynik IPSOS. Badania exit poll robiliśmy po raz pierwszy, w odróżnieniu od IPSOS, który ma w tym kilkunastoletnie doświadczenie. Przy czym mieliśmy trzy razy mniej ankieterów oraz punktów i pewnie z dziesięć razy mniej pieniędzy. Chcieliśmy oprócz wyniku ogólnopolskiego opublikować też wyniki w każdym okręgu wyborczym, coś, czego w Polsce jeszcze nikt nie zrobił. Tymczasem na debiut trafiły nam się wybory, jakich w Polsce nie było, z wyjątkowo wysoką frekwencją i sporym chaosem organizacyjnym PKW. Gdyby to były tradycyjne wybory z frekwencją na poziomie 60 proc., a ludzie nie musieliby czekać w kolejkach do urn długo po godzinie zakończenia wyborów, to udałoby się nam przygotować regionalne wyniki. Mieliśmy po prostu pecha. Jestem przekonany, że zrobimy to następnym razem, mamy już doświadczenie, jak sobie radzić w takich sytuacjach.

A jakie informacje uzyskaliście podczas tego badania?

Pytaliśmy o to, jakie tematy były ważne w tej kampanii, dlaczego ludzie zmobilizowali się, żeby pójść do urn, czego oczekują od nowej władzy itd. Dzięki naszym badaniom możemy obalać różne mity, które teraz są podsuwane społeczeństwu przez polityków.

Jakie to mity?

Pierwszy mit zaserwował nam zaraz po wyborach szef Kancelarii Prezydenta, który w mediach przekonywał, że PiS przegrało wybory przez aferę wizową. Tymczasem to jest nieprawda.

Nie?

Pytaliśmy ludzi, jakie tematy były dla nich najważniejsze przy podejmowaniu decyzji wyborczej, i okazało się, że temat wiz nie pojawił się ani wśród wyborców PiS, co jeszcze mógłbym zrozumieć, ale też nie pojawił się wśród wyborców opozycji.

Dlaczego lansowano tę narrację? Dlatego, że to prezydent zablokował KPO, kierując do Trybunału Konstytucyjnego nową ustawę o Sądzie Najwyższym?

Moim zdaniem tak. Prezydent po prostu przyłożył rękę do zablokowania tych pieniędzy. Gdyby KPO zostało przed wyborami odblokowane, to być może frekwencja nie byłaby tak duża, bo wyborcy opozycji nie byliby tak bardzo zmotywowani, żeby iść na wybory.

A teraz ludzie prezydenta odsuwają odpowiedzialność od głowy państwa?

Tak uważam. Bo to jest teza niewygodna dla obozu prezydenta. Rzecz w tym, że na potwierdzenie opowieści, jakoby z powodu afery wizowej PiS przegrało wybory, nie ma żadnych badań. A my przeprowadziliśmy badania i wiemy, że wizy nikogo nie interesowały. Po to się m.in. robi badania exit poll na Zachodzie – żeby demaskować takie spiny.

Podobno młodzież odsunęła PiS od władzy. Prawda czy nieprawda?

Prawda, choć gdy przyjrzymy się sprawie bliżej, to młodzi mężczyźni chętniej głosowali na Konfederację, a młode kobiety na lewicę. Ale jedni i drudzy nie zagłosowali na PiS. Znacznie ciekawsze od pytania o młodzież są wyniki badań pokazujące, z jakiego powodu wyborcy głosowali na poszczególne partie. Zapytaliśmy przykładowo wyborców Trzeciej Drogi, czy gdyby tej koalicji nie było, to na jaką partię by zagłosowali.

Dlaczego akurat o to pytaliście?

Z dwóch powodów, po pierwsze, by sprawdzić, ile w Trzeciej Drodze jest wyborców partii Hołowni, a ile PSL, a po drugie, Lewica i Koalicja Obywatelska lansowały tezę, iż ludzie zagłosują na Trzecią Drogę, żeby ta formacja nie spadła pod próg. Dlatego Koalicja Obywatelska nie zrobiła superwyniku, a i lewica dostała o jedną trzecią niższe poparcie niż w 2019 roku. Spin po wyborach był taki, że wyborcy tych partii ratowali Trzecia Drogę. Otóż jest to nieprawda. Nasi ankietowani, którzy poparli Trzecią Drogę, na pytanie, na którą partię by zagłosowali, gdyby ta koalicja nie powstała, odpowiedzieli: na PSL – 15,5 proc., na Polskę 2050 – ok. 73 proc., na inną partię opozycyjną – ok. 7 proc. Zatem słaby wynik Lewicy ani nie tak dobry wynik Koalicji Obywatelskiej nie wziął się w ogóle z tego, że ludzie zagłosowali na Trzecią Drogę, tych wyborców było maksymalnie 1 pkt proc. To jest kolejny mit, który został obalony.

Czyli PSL wygrało na tej koalicji?

Bardzo. Spośród 14,5 proc. wyborców Trzeciej Drogi ok. 2,5 proc. to byli wyborcy PSL. Reszta to zwolennicy Szymona Hołowni i ten 1 proc. innych partii. Tymczasem obie partie mandaty podzieliły pół na pół, pieniądze pół na pół. Kosiniak-Kamysz zrobił fantastyczny interes, bo utrzymał PSL nad progiem i wprowadził dużą reprezentację do Sejmu, a mógł w ogóle do niego nie wejść.

Ale on ryzykował więcej niż Hołownia. Gdy Trzecie Droga tygodniami siedziała na progu i od czasu do czasu pod niego spadała, Kosiniak ryzykował istnienie partii z ponad 100-letnią tradycją, a Hołownia tylko własne ambicje.

Zgoda, jeszcze przed debatą liderów partyjnych w TVP, czyli na tydzień, dwa przed wyborami, Trzecia Droga była na granicy progu. Debata dużo zmieniła. Wcześniej było dużo wahających się, kogo poprzeć: Trzecią Drogę czy KO. Po debacie ludzie podjęli decyzję. Popatrzyli na Donalda Tuska, zakleszczonego w sporze z Mateuszem Morawieckim, popatrzyli na Szymona Hołownię, który dobrze wypadł, i wybrali Hołownię. Tak czy inaczej upieram się, że PSL zrobiło fantastyczny interes na zawiązaniu koalicji Trzecia Droga.

Co jeszcze wynika z waszych badań?

Pytaliśmy ludzi, jaki temat był dla nich najważniejszy przy podejmowaniu decyzji wyborczej, i nasi ankietowani na pierwszym miejscu wskazali sytuację gospodarczą. Czyli zagłosowali portfelami. Ale na drugim miejscu znalazły się aborcja i prawa kobiet. Wśród wyborców Trzeciej Drogi aborcja i prawa kobiet też były na drugim miejscu jako czynnik, który skłonił ich do głosowania. Ale co ważne, dla wyborców Polska 2050 to był temat nr 1, dla wyborców PSL dopiero 5.

W takim razie, dlaczego liberalni wyborcy poparli konserwatywną Trzecią Drogę, a nie lewicę lub KO, które w sprawach światopoglądowych są bardziej progresywne?

Wyborcy Polski 2050 rzeczywiście nie są zbyt konserwatywni, 74 proc. z nich deklaruje, że w sprawach światopoglądowych ma poglądy raczej i zdecydowanie liberalne. Na decyzję wyborczą składa się też wiele czynników, np. pewna świeżość i nowość Trzeciej Drogi. Wyborcy po prostu założyli, że wszystkie partie opozycyjne i tak muszą się dogadać, również w sprawie aborcji. Pytanie brzmi, jak się zachowają wyborcy Trzeciej Drogi, jeżeli nie otrzymają tego, co chcą? I co zrobią w wyborach samorządowych?

Co zrobią?

Jeżeli zapowiedzi dotyczące aborcji, która była tematem nr 2 dla wyborców opozycji, a dla wyborców lewicy w ogóle numerem 1, nie zostaną zrealizowane w zadowalającej formie, to trudno będzie powtórzyć frekwencję z 15 października. A jeżeli nie uda się jej powtórzyć, to wynik opozycji też może być gorszy. Uważam, że opozycja ma trochę pecha, jeżeli chodzi o kalendarz polityczny, bo weryfikacja wyborów parlamentarnych nadejdzie bardzo szybko, czyli już w kwietniu przyszłego roku. Nie jest wcale powiedziane, że wynik PiS będzie gorszy od tego z 15 października. Po pół roku rządów opozycji, kiedy kluczowe tematy takie jak aborcja trzeba będzie odłożyć na bok, bardzo trudno będzie zmobilizować wyborców, żeby znowu poszli do urn i zagłosowali na partie rządzące.

Co było na trzecim miejscu, jeżeli chodzi o najważniejsze tematy dla wyborców?

Na trzecim miejscu był temat lansowany przez PiS, czyli bezpieczeństwo państwa. Przy czym dla wyborców PiS to był temat najważniejszy. Inne tematy PiS, które partia lansowała w kampanii – migracja, wyprzedaż majątku państwowego, wiek emerytalny – nie przekonały wyborców.

Migranci nie budzili emocji?

Ten temat był na szarym końcu, jeżeli chodzi o uwagę wyborców, tuż przed rolą Kościoła w państwie. I tu mamy obalony kolejny mit, że partie potrafią swoją propagandą skutecznie namącić ludziom w głowach i przekonać do spraw, które wcale ich nie interesują. Okazało się, że wyborcy wcale nie patrzą tak bardzo na to, co mówią politycy. O KPO w tej kampanii niewiele mówiono, a mimo to ludzie postawili ten temat na pierwszym miejscu, ponieważ patrzą racjonalnie na kwestie gospodarki i finansów oraz stosunków z Unią Europejską.

Po wyborach usłyszeliśmy, że 15 października szczególnie zmobilizowały się młode kobiety. Czy to jest prawda?

Na pewno w tych wyborach więcej młodych kobiet poszło do urn niż zazwyczaj. Przy czym mówiąc o wyborczyniach, zazwyczaj myślimy o mieszkankach dużych miast. Tymczasem większość wyborców mieszka w małych miastach i to ich mieszkanki bardzo się zmobilizowały. Przy okazji widać tu zagrożenie dla opozycji, bo ci wyborcy są bardzo wymagający, dużo rzeczy im się nie podoba. Poszli do wyborów, żeby zmienić PiS u władzy, ale też często chcieliby zmienić prezydenta swojego miasta. Zatem gdyby poszli do wyborów samorządowych, to doszłoby do dużej zmiany w samorządach.

Suwerenna Polska twierdzi, że przegrana Zjednoczonej Prawicy w wyborach jest winą Mateusza Morawieckiego, bo był zbyt uległy wobec Unii Europejskiej. Prawda czy fałsz?

Fałsz. Zapytaliśmy wyborców, czy oczekują od rządu więcej współpracy z Unią Europejską, czy więcej asertywności. I 58 proc. odpowiedziało, że chce większej współpracy. Zatem Morawieckiemu można co najwyżej zarzucić, że był zbyt konfrontacyjny wobec UE, co irytowało prounijną część społeczeństwa, a nawet część wyborców PiS, gdzie większej współpracy chciało 32 proc. wyborców tej partii. A jeżeli chodzi o ziobrystów, to właśnie oni odpowiadają za dużą część mobilizacji wyborców opozycji. Wyborcy po prostu bali się polexitu.

Czy Polski Ład, czyli zmiany w podatkach, który w pierwszych miesiącach obowiązywania spowodował potężny chaos, miał wpływ na decyzje wyborcze?

Nie pytaliśmy wprost o podatki, ale pytaliśmy, czy powinno być więcej państwa w gospodarce czy więcej wolnego rynku. 65 proc. powiedziało, że więcej wolnego rynku.

Polacy nie chcą państwa opiekuńczego, które wspomoże w razie kryzysu, ale też będzie zaglądało pod kołdrę?

To zaglądanie pod kołdrę jest moim zdaniem kluczowe. Zadaliśmy takie pytanie – czy żyje ci się lepiej, czy gorzej niż osiem lat temu. I większość Polaków odpowiedziała, że żyje im się gorzej. Mimo że Polska się rozwija, a ludzie zarabiają więcej. Przy czym najwięcej takich odpowiedzi było w dużych miastach na zachodzie Polski. W trzech województwach przeważała odpowiedź, że żyje się lepiej – to były województwa: podkarpackie, lubelskie i świętokrzyskie, czyli mateczniki PiS.

Jaki z tego wniosek?

Że to zaglądanie pod kołdrę tak bardzo zraziło Polaków do PiS, iż przysłoniło wszystkie inne kwestie. Nawet jeżeli ktoś lepiej zarabia i lepiej mu się żyje materialnie, ale w Polsce PiS czuje się gorzej. Jest coś takiego, co nazywamy kolonizowaniem kraju przez partie rządzące. Bo ewidentnie mamy dwie Polski, które się od siebie różnią: tę dużych miast, w których mieszka jedna trzecia Polaków, i tę powiatową zamieszkałą przez dwie trzecie obywateli. W zależności od tego, kto wygrywa wybory parlamentarne – próbuje skolonizować tę Polskę, która na niego nie głosowała. Decyzja Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji jest modelowym przykładem tej kolonizacji. Tak dalece ingerowała w poczucie bezpieczeństwa dużej części wyborców, że przesądziła o wyniku tegorocznych wyborów. Tak samo walka PiS z in vitro. Większość ludzi popiera tę metodę. Krótko mówiąc, w 2015 roku nastała władza, która uzurpowała sobie prawo do narzucania swojego światopoglądu obywatelom o zupełnie innych poglądach. I sprzeciw przeciwko temu okazał się ważniejszy od 500+, dodatkowych emerytur, obniżenia wieku emerytalnego. Opozycja też ma swoją historię narzucania światopoglądu części wyborców. Mam tu na myśli propozycję związków partnerskich czy małżeństw jednopłciowych.

Dlaczego akurat to pan wymienił?

Bo w mniejszych miastach czy na wsi małżeństwa osób tej samej płci są przekroczeniem pewnym norm, do których te osoby są przyzwyczajone. Jeżeli opozycja zechce narzucić takie rozwiązania w całej Polsce, to zmobilizuje wyborców PiS, bo to by była kolonizacja ich wartości. A ci wyborcy przecież nie zniknęli wraz z przegraną PiS. To jest siedem i pół miliona ludzi, którzy mieszkają obok nas. Opozycja powinna sobie zdawać sprawę, czym grozi próba narzucenia własnych wartości tym wyborcom. Powtarzam – żadne afery nie zaszkodziły PiS, żadne kwestie podatkowe, tylko próba kolonizacji tej drugiej Polski, dlatego mieliśmy rekordową frekwencję.

Czytaj więcej

Jolanta Banach: Mamy problem kulturowego przyzwolenia na stosowanie przemocy

A pod jakim jeszcze względem różnią się te dwie Polski?

Największa różnica, poza samymi poglądami prawicowymi lub lewicowymi, dotyczy praktyk religijnych. Wśród wyborców PiS niewierzących jest 1 proc., wśród wyborców KO 25 proc. Za to deklaracje, że regularnie uczestniczą w praktykach religijnych wśród PiS to 63 proc., a wśród KO 13 proc. To jest największy rozjazd między tymi dwiema Polskami. Zatem jeżeli opozycja wpadnie np. na pomysł, by wypowiedzieć konkordat albo w jakiś inny sposób obniżyć rangę i pozycję Kościoła katolickiego, to znowu będzie to groziło mobilizacją Polski powiatowej. Ci ludzie z dnia na dzień nie zmienią swoich poglądów tylko dlatego, że Tusk zostanie premierem.

Czyli wojna cywilizacyjna jest ważniejsza od wszystkiego innego?

Oczywiście. Dlatego że w Polsce w sprawach światopoglądowych nikt nikogo nie stara się przekonać albo szukać kompromisu, tylko narzuca swoją wolę, bo ma większość.

W takim razie, jak pan widzi ewentualne referendum w sprawie aborcji? Czy do niego w ogóle dojdzie i jaki może być jego wynik?

Nie wierzę, że to referendum zostanie rozpisane. Co więcej, nie wierzę, że nowa koalicja rządząca będzie w stanie cokolwiek z tą aborcją zrobić. Wewnętrznie będzie im z tym bardzo trudno, bo jeżeli ten temat ruszą, to będą mobilizować wyborców PiS, a jeżeli nie ruszą, to ich wyborcy powiedzą – „poszliśmy, zagłosowaliśmy na was i co?”.

To jest jedyne niebezpieczeństwo, które czyha na nową koalicję niedługo rządzącą?

Jest taka opinia, że koalicja będzie bardzo trudna głównie z tego powodu, iż elektoraty partii koalicyjnych są bardzo zbliżone. Jeżeli te partie będą razem rządzić, a wyborca będzie mógł się bez problemu przerzucać z KO na Trzecią Drogą albo na Lewicę, to rywalizacja o tego wyborcę będzie dużo trudniejsza. I dużo zależy od lidera.

Co pan ma na myśli?

Zadaliśmy wyborcom Nowej Lewicy następujące pytanie: „gdyby szefem KO był Rafał Trzaskowski, to czy zgodziłbyś się na to, żeby Nowa Lewica stała się częścią Koalicji Obywatelskiej”? I 30 proc. wyborców Lewicy odpowiedziało zdecydowanie tak, kolejne 45 proc. raczej tak. Zatem Koalicja Obywatelska jest śmiertelnym zagrożeniem dla Nowej Lewicy. Wystarczy, że zmieni lidera. Dlatego Włodzimierz Czarzasty, lider Nowej Lewicy, już teraz mówi, że trzeba w wyborach samorządowych startować w ramach koalicji rządzącej, zamiast konkurować. Bo gdyby lewica wystartowała sama, to mogłaby sromotnie przepaść. Wtedy zaczęłoby się szukanie winnych, pojawiłyby się pytania o sens istnienia lewicy itd. Zagrożenia są też na styku Koalicji Obywatelskiej i Trzeciej Drogi. Wyborcy Trzeciej Drogi postawili Hołownię ponad Tuska. Zatem KO, mając obok siebie młodszego brata, który jest do niej bardzo podobny, ale ma atut świeżości, może czuć się zagrożona. Rywalizacja o tego samego wyborcę zacznie się lada miesiąc i potrwa przynajmniej pół roku, bo w kwietniu przyszłego roku mają się odbyć wybory samorządowe, a dwa miesiące później – europejskie. Już teraz partie opozycyjne powinny się zastanowić, jak ułożyć współpracę, żeby tej rywalizacji było jak najmniej.

A jak w takim razi widzi pan wybory prezydenckie?

Gdyby odbyły się 15 października, to bez dwóch zdań wygrałby je kandydat opozycji. Wiemy, że Szymon Hołownia, zostając marszałkiem Sejmu, przygotowuje się do walki o prezydenturę. Pytaliśmy, kto powinien być kandydatem KO na prezydenta, i zdecydowanie wygrał Trzaskowski. Na Tuska postawiło jakieś 20 proc. ankietowanych. Z kolei wśród wyborców PiS największą sympatią cieszy się Morawiecki. Ale co będzie za półtora roku? Czy opozycji uda się znowu wyciągnąć ludzi na wybory? Władza zużywa. Na dodatek PiS, znając głównego rywala, będzie się mogło przygotować do wyborów prezydenckich. Poszuka takiego kandydata, który będzie w stanie nawiązać z Trzaskowskim równorzędną walkę. Zatem nie może to być polityk, który ma na koncie uczestniczenie we władzy. Morawiecki ma tu bardzo dużo za uszami.

Wyobraża pan sobie rywalizację między Rafałem Trzaskowskim a Szymonem Hołownią o wejście do drugiej tury wyborów prezydenckich?

Hołownia będzie się budował przez półtora roku na stanowisku marszałka Sejmu, a Trzaskowski nie. Zatem rywalizacja o to, kto wejdzie do drugiej tury z kandydatem PiS, będzie bardzo ostra. Hołownia jest trochę świeższy, trochę młodszy, trochę mniej zużyty politycznie niż Trzaskowski, który na dodatek będzie się zajmował dziurami w jezdni, bo taka jest specyfika urzędu prezydenta miasta. Myślę, że rywalizacja między Trzaskowskim a Hołownią zacznie się już niedługo.

Czytaj więcej

Piotr Skwieciński: Rosja powinna być postrachem dla wszystkich dookoła

Czy z waszych badań widać, jak się zmieniła Polska przez ostatnie cztery lata?

Przede wszystkim zmienił się stosunek do aborcji. Kiedyś poparcie dla legalizacji przerywania ciąży do 12. tygodnia deklarowało ok. 30 proc. społeczeństwa, a dzisiaj – ponad 50 proc. Aborcja została wpisana w spór polityczny i politykom opozycyjnym nawet nie wypada mówić, że to nie jest ważna sprawa. Odpowiedź na pytanie, czy jest się za, czy przeciw aborcji, jest odpowiedzią na pytanie, czy jesteś za PiS, czy za opozycją. Nie widzimy takiej zmiany w poglądach na małżeństwa osób tej samej płci lub na prawo do związków partnerskich. Społeczeństwo się liberalizuje, ale w wolnym tempie. Poza tym wyborca opozycyjny jest dużo bardziej laicki niż kiedyś. Pamiętam PO, która całym klubem parlamentarnym jeździła na rekolekcje. Dzisiaj jest inaczej. PiS wciągnęło Kościół do sporu politycznego i w rezultacie dzisiaj dla wyborcy opozycyjnego jest w złym guście identyfikować się z Kościołem. Ale najważniejsze jest to, że politycy mogą się prześcigać w obietnicach socjalnych i gospodarczych, a na koniec dla wyborców i tak najważniejsze jest, że but partii przeciwnej za bardzo ich depcze.

Plus Minus: Porwał się pan na badania exit poll podczas tegorocznych wyborów parlamentarnych, ale coś chyba poszło nie tak, skoro małe portale, które podpisały z wami umowę na dostarczenie lokalnych wyników exit poll, straszą was pozwami?

Nie zgodzę się z tym stwierdzeniem, nasz wynik exit poll okazał się nawet delikatnie bliższy wynikowi wyborów niż wynik IPSOS. Badania exit poll robiliśmy po raz pierwszy, w odróżnieniu od IPSOS, który ma w tym kilkunastoletnie doświadczenie. Przy czym mieliśmy trzy razy mniej ankieterów oraz punktów i pewnie z dziesięć razy mniej pieniędzy. Chcieliśmy oprócz wyniku ogólnopolskiego opublikować też wyniki w każdym okręgu wyborczym, coś, czego w Polsce jeszcze nikt nie zrobił. Tymczasem na debiut trafiły nam się wybory, jakich w Polsce nie było, z wyjątkowo wysoką frekwencją i sporym chaosem organizacyjnym PKW. Gdyby to były tradycyjne wybory z frekwencją na poziomie 60 proc., a ludzie nie musieliby czekać w kolejkach do urn długo po godzinie zakończenia wyborów, to udałoby się nam przygotować regionalne wyniki. Mieliśmy po prostu pecha. Jestem przekonany, że zrobimy to następnym razem, mamy już doświadczenie, jak sobie radzić w takich sytuacjach.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich