Ałżir to po rosyjsku Algier. W nim tysiące kobiet, wiele z dziećmi przy piersi. Dookoła płot z drutem kolczastym, wieżyczki strażników, a za zasiekami głód, choroby, zimą w glinianych barakach mróz, latem – skwar i duchota. Bo wbrew nazwie nie było to śródziemnomorskie miasto, ale osada Akmoł na obrzeżach kazachskiej Astany, zwanej do 1961 r. Akmolińskiem. I tam właśnie ulokowano jedną z wysp archipelagu GUŁag – Akmoliński Łagier dla Żon Zdrajców Ojczyzny (po rosyjsku Izmiennikow Rodiny, stąd AŁŻIR).
W 1938 r. trafiła do niego Janina Klasztornaja z domu Germanowicz. Wyrok zasądzony już w dniu aresztu 28 listopada 1937 r. – osiem lat poprawczego obozu pracy. W Ałżirze kobieta co rano wychodziła na roboty i zostawiała córeczkę Maję pod opieką strażników. Dziewczynka słyszała cały czas „za zonę [czyli za płot z drutem kolczastym – uwaga aut.] nie chodź” i była przekonana, że miejsce, skąd przybyły, nazywa się „zazona”. Mimo to pierwsze pięć lat w Alżirze Maja zapamiętała jako czas szczęśliwy. Mieszkanki tej łagrowej wyspy robiły co mogły, żeby dać dzieciom choć odrobinę radości i gdy jednej z kobiet udało się wyjść na przerwę, od razu biegła do baraku i tuliła wszystkie z nich. Leningradzka primabalerina tańczyła, inna artystka śpiewała, kobiety zdobywały skądś słodycze, wszystko dla nich. „To były nasze mamy” – wspominała Maja.
A później cztero- i pięcioletnie dzieci zabierano i wysyłano do sierocińców. Maja trafiła do oddalonej 100 kilometrów na południe Osakarowki. Od personelu słyszała: „jesteś wyrodkiem, dzieckiem wrogów, którego nie ma co karmić”. „Zdychaj, nikt nie będzie ciebie żałować” – mówiono jej. Zapamiętała łóżka, na których spało się po dwoje. Rano szczypała leżącą obok dziewczynkę, żeby sprawdzić, czy ta żyje.
Wokół nich trwało konsekwentne, planowe znęcanie się oprawców, a mimo to wystarczyło kilka ciepłych słów, żeby ten świat wywrócić na nice. Około 1946 r. Maję odszukała nieznana kobieta. Przyniosła „gościniec” – pestki słonecznika i dwa jabłka, ale dziewczynka nie wiedziała, jak te owoce jeść. Jednak najważniejsze kobieta wsączyła jej do ucha: „Twoi rodzice to wspaniali ludzie, nic złego nie zrobili. Nikomu nie wierz i nikogo nie słuchaj! Musisz kochać rodziców i być z nich dumna. Twój ojciec to znany białoruski poeta. Twój tatuś i mamusia pochodzą z Białorusi. Zapamiętałaś? Bia-ło-rusi”.
Czytaj więcej
Jabłko z wieczora… – zaczyna się popularne powiedzenie, ale dokończmy je inaczej: to gest ambasadora. Skąd się wzięły na naszych ziemiach „złe grusze” i jak stworzyliśmy polskie odmiany jabłek, które podbijają dziś świat?