Dojrzewanie kobiety
Większość przytaczanych przez autora cytatów, jeżeli nie wszystkie, pochodzi z książki Wandy Półtawskiej „Beskidzkie rekolekcje”. Książkę czytałam dawno temu, zaraz po tym, jak ukazała się na rynku, dla odświeżenia jej treści sięgnęłam po nią teraz. Dla mnie jest zapisem rozwoju duchowego kobiety, która od pewnego lęku przed życiem (które, jak dobrze wiemy, nie szczędziło jej trosk), a w niemałym stopniu także przed Bogiem: „Bóg robi ze mną, co chce […], jest we mnie coś jak sprzeciw, chcę zachować coś swojego”, rozwija się, dojrzewa, by w Bogu, w którym widzi przede wszystkim sprawiedliwość, dostrzec kochającego ojca, który obdarza miłością za darmo. W drodze tej pomaga jej właśnie ks. Wojtyła. I to on pomaga jej odnaleźć Boga miłości, Boga wcielonego, a nie na odwrót.
Zupełnie niepotrzebne są insynuacje nasuwające się po przytoczeniu fragmentów: „Jestem tą najbliższą Tobie osobą, jesteśmy i temu nie da się zaprzeczyć… i zresztą nie chcesz temu zaprzeczyć” czy te dotyczące miłości, czy tęsknoty. Cóż, takie wybiórcze, wyrwane z kontekstu fragmenty korespondencji między przyjaciółmi od razu kierują czytelnika w stronę podejrzliwości i być może niezamierzonej przez autora interpretacji, jakoby relacja ta nie była do końca czysta, co zresztą możemy przeczytać w licznych komentarzach internautów pod postem: „wg mnie szczęśliwa i spełniona kobieta, a także takowa żona i matka, nigdy nie pisałaby takich tekstów do innego niż własnego mężczyzny. Jakoś mi się to wszystko nie skleja w coś, co mogłoby być wzorem do naśladowania dla katolików”. Albo: „niestety czuć odrazę, nie uzdrowioną seksualność, nie uzdrowione serce… złe ziarno nie może wydać dobrego plonu… dorabianie teologii pod własne doświadczenia… fundamentem prawdy jest Słowo Boże! a nie własne doświadczenia – stąd rodzi się błędna teologia ciała”.
Stawia to panią Półtawską w negatywnym świetle, według mnie niesłusznie i niesprawiedliwie. Podobnie fakt, że nie poinformowała męża o swojej chorobie, a co wyjawiła Karolowi, jest dla Terlikowskiego dowodem „szczególnej bliskości” między nią a ks. Wojtyłą. No nie wiem, czyż nie jest bowiem tak, że tych, których najmocniej kochamy, i tych, którzy są nam szczególnie bliscy, chcemy chronić przed cierpieniem i złymi informacjami? Dla mnie to właśnie dowód miłości. Dlaczego autor nie wspomina na przykład, że prawie każdy list Karola Wojtyły zaczyna się nagłówkiem: „Kochana Dusiu, Drogi Andrzeju” albo: „Drodzy moi: Dusiu i Andrzeju”, albo o tym, że często w wędrówkach z ks. Wojtyłą brał udział tylko właśnie jej mąż, podczas gdy ona zajmowała się dziećmi.
Inne przesłanki
Zarzut zaś czy delikatniej – pytanie, „czy przeżywanie kobiecości Wandy Półtawskiej jest typowe i czy można je uznać za doświadczanie wspólne dla większości kobiet, gdyż jest naznaczone szczególnym doświadczeniem traumy”, jest nie tylko nie na miejscu, ale świadczy o całkowitym niezrozumieniu przeżywania kobiecości przez kobiety w ogóle, gdyż, zapewniam pana redaktora, każde jest inne i każde jest „nie-dość-uniwersalne”. Przytaczanie cytatów o rzekomej nienawiści pani Półtawskiej do wszystkiego, co cielesne, seksualne, intymne („Boże, jakiego wstrętu nabrałam wtedy do ludzkiego ciała”) wydaje mi się głębokim niezrozumieniem zarówno samej pani doktor, jak i drogi przemiany jej myślenia w tej kwestii.
Redaktor dostrzega, że Wojtyła swoją teologię ciała/płci buduje na radykalnie innych założeniach, wszak ciało w jego nauczaniu jest bardzo ważne, jest „tworzywem do budowania miłości”, a samo „życie seksualne małżonków jest obrazem wewnętrznego życia Boga”. U przeciętnego czytelnika, który nie zna teologii ciała, utrwali się jednak błędny obraz źródła tego nauczania, co już w powyższych cytatach internautów wykazałam.
Trudno mi także zgodzić się ze sformułowaniem, że Wojtyła „ korygował antropologiczny doketyzm Półtawskiej, a jednocześnie mu ulegał”. Natomiast zupełnie nie do przyjęcia jest stwierdzenie, że „jego teologia pod pewnymi względami jest angeliczna”. Tego typu zarzuty może stawiać tylko ignorant teologii ciała, kim, jak mi się zdaje, redaktor Terlikowski nie jest, a przynajmniej być nie powinien. Dlaczego więc taka narracja? Nie ma bowiem bardziej afirmującej i gloryfikującej ludzkie ciało nauki Kościoła katolickiego jak właśnie nauczanie papieża Jana Pawła II. Wskazuje on, że człowiek – osoba, która wyraża się poprzez ciało, a w pewnym momencie nawet stwierdza, że nim jest, a nie tylko je ma – właśnie poprzez to ciało odkrywa także drugą osobę. Wystarczy wspomnieć moment zachwytu Adama nad Ewą: „ta jest kością z mojej kości i ciałem z mojego ciała” (Rdz 2, 22), a nie „intelekt z mojego intelektu czy jaźń z mojej jaźni”. I na nic tu nie pomoże argumentacja, że mężczyźni są wzrokowcami.