O czym myśli prawica

W konserwatywnych think tankach nie przejęto się specjalnie wyborczą porażką partii Jarosława Kaczyńskiego. PiS i tak ich nie słuchał. A najważniejsze jest przecież wykuwanie idei, które przetrwają polityczne zawieruchy.

Publikacja: 17.11.2023 10:00

O czym myśli prawica

Foto: Mirosław Owczarek

Prawicowe think tanki nie cieszą się dobrą prasą. Nie oszukujmy się, również prawicowa myśl tylko nielicznym kojarzy się z wytrawnymi intelektualnymi rozważaniami. Dla pozostałych jest synonimem zamordyzmu oraz topornego konserwatyzmu.

Cóż, ciężko ciosane zdania polityków, z których tak chętnie dworuje sobie internet, formułowali najczęściej przedstawiciele obozu rządzącego. PiS przez osiem lat ciężko pracował na taki, a nie inny wizerunek prawicy. W pierwszym po wyborach wydaniu „Plusa Minusa” prof. Antoni Dudek za jedną z głównych przyczyn porażek dotychczasowego obozu władzy uznał niewypracowanie spójnego światopoglądu, który byłby w stanie przyciągnąć masy. Prawicowa rewolucja poniosła klęskę, a PiS stał się synonimem tępego autorytaryzmu, chętnie sięgającego po twarde narzędzia sprawowania władzy (większość sejmową, podstawowe instytucje państwa), lecz nieradzącego sobie z miękkimi środkami oddziaływania (np. tworzeniem bądź wspieraniem ośrodków wykuwających i interpretujących idee, umacniających posunięcia rządu).

Ostatecznie partia Jarosława Kaczyńskiego potrafiła prężnie działać, lecz nie zawsze kryła się za tym pozytywna treść będąca czymś więcej od doraźnego reagowania na dany problem. Dodajmy do tego jeszcze brak poparcia ze strony autorytetów, ludzi nauki i kultury, a przyjdzie nam łatwo zrozumieć fakt, że wykształceni Polacy w większości prawicy ani nie popierają, ani na nią nie głosują. Z prawicą nie dyskutuje się na poważnie, z nią można tylko walczyć. Sama nie dbała o idee (naród, państwo, rodzina, wspólnota, Kościół), które uważała za ważne, i doprowadziła do tego, że ludzie nie tylko przestali się o nie troszczyć, lecz nawet zaczęli spoglądać na nie ze wstrętem.

Czytaj więcej

Magia, tarot, horoskopy. Nowa feministyczna religia

Co zostawia po sobie PiS

Prawdziwa, prawicowa rewolucja może jest jednak dopiero przed nami? Ostatecznie niekiedy myśl kształtuje się najlepiej wtedy, gdy jest zmuszona ścierać się z przeciwstawnymi jej prądami, a zatem klęska PiS może być dobrą okazją do przewartościowania niektórych założeń prawicowej myśli.

– Nie było i nie ma żadnej prawicowej rewolucji. W różnych miejscach świata wizje bardziej konserwatywne zmagają się z bardziej progresywnymi, tak jest i tak będzie zarówno w Polsce, jak i w innych krajach. Jeśli za pięć czy dziesięć lat w Polsce zorganizuje się silny i sprawny ruch prawicowy, to znów może dojść do władzy. Zresztą pojęcia prawicy i lewicy nie służą dobrze opisywaniu obecnej rzeczywistości politycznej. PiS, jak to trafnie kiedyś ujął Bartłomiej Radziejewski, jest partią prawicowo-lewicową, trudno też jednoznacznie umieścić na tym kontinuum PO, choć jest bardziej progresywna obyczajowo od PiS – mówi w rozmowie z „Plusem Minusem” Jarema Piekutowski, socjolog, członek Rady Programowej think tanku Nowa Konfederacja.

Podobnego zdania jest Kacper Kita z Nowego Ładu. – Jeśli PiS prowadził „prawicową rewolucję”, miało to miejsce bardziej w warstwie retorycznej niż faktycznej. Nie zbudował demokracji nieliberalnej na wzór węgierski czy turecki. Nie zostawia po sobie dużych prawicowych mediów, prawicowego wielkiego biznesu, prawicowych uczelni, prawicowych szkół (czy publicznych, czy prywatnych), prawicowego sądownictwa – przeciwnie, we wszystkich tych kluczowych obszarach nadal przewagę mają raczej środowiska liberalno-lewicowe, a przewagę bardzo zdecydowaną będą miały, gdy zmieni się rząd i będzie stopniowo przejmował kolejne instytucje. Czołowe prawicowe media po 2023 r. w zdecydowanej większości istniały już przed 2015 r. Zasadniczym błędem PiS było stawianie wyłącznie na bezpośrednią państwową, polityczną kontrolę. To będzie osłabiać prawicę i ich samych pod rządami Platformy Obywatelskiej, ale mogło też negatywnie wpłynąć na kształt niedawnej kampanii wyborczej i jej ostateczny wynik.

Niezależnie od szczegółowych rozstrzygnięć, wyłania się z tego dość klarowny obraz – problematyczna jest zarówno sama prawicowa rewolucja, jak i prawicowość samego PiS. Okazuje się, że nie jest on jedynym depozytariuszem prawicowej myśli. Konstatacja ta może wydawać się banalna, ale w obecnym klimacie intelektualnym okazuje się mieć niebagatelne znaczenie. W końcu potwierdza, że i na prawicy ma miejsce jakiś światopoglądowy ferment. I nie chodzi wcale o postępującą polaryzację, lecz poważne spory, których celem jest analiza bieżących oraz bardziej ogólnych zagadnień społecznych.

Tak np. do PiS-owskiej prawicowej rewolucji podchodzi Piotr Kaszczyszyn, redaktor naczelny portalu opinii Klubu Jagiellońskiego: – Jeśli ta „prawicowa rewolucja” oznacza wprowadzenie po raz pierwszy w historii III RP polityki socjalno-społecznej z prawdziwego zdarzenia i likwidację wynagrodzenia ochroniarzy i sprzątaczek 3 zł/godzinę, to od tak rozumianej rewolucji odwrotu w dużej mierze nie będzie. Na całe szczęście. Jeśli myśleć o tej rewolucji przez pryzmat pasków w TVP lub podręczniku do HiT-u, to tak, pewnie ten etap mamy już za sobą. Znów: na całe szczęście. Oczywiście, fundamentalne pytanie brzmi teraz: ile ze złych rozwiązań politycznych wdrożonych przez PiS przejmie teraz opozycja, ile instytucji zlikwiduje, a ile obsadzi po prostu swoimi ludźmi.

Łatka intelektualnie przaśnych

Ważne jest jeszcze to, że prawicowe think tanki, choć może łączyć je konserwatyzm, przywiązanie do wartości republikańskich lub społecznej nauki Kościoła, nie powielają nawzajem swoich opinii, lecz starają się wypracować autonomiczną refleksję w ramach prawicowej myśli. Co więcej, zdarzają się spory wewnętrzne w ramach konkretnego ośrodka. To znów może wydawać się czymś oczywistym, jednak ile razy słyszeliśmy o tym, że niezależnie od nazwy think tanki te stanowią wyłącznie forpocztę PiS?

Niemniej nie mają łatwego zadania, gdy starają się przebić ze swoją myślą do mainstreamu. Młodzi ludzie rozpoczynający studia w dużych miejskich ośrodkach szukają raczej takich miejsc, które podążałyby za popularnym na Zachodzie trendem progresywnym. Myśl liberalna bądź lewicowa kojarzy im się nie tylko z ważnymi postulatami społecznymi, lecz także z możliwością rozwoju intelektualnego. Sądzą, że to właśnie tam będą mieli okazji porozmawiać o ważnych tekstach, trudnych książkach oraz nauczą się, jak kształtować swoje myślenie zgodnie z powszechnie akceptowaną formą.

– Duża część liberalno-lewicowych mediów czy polityków zawsze będzie przedstawiać prawicowców jako ograniczonych, głupich, zakompleksionych. Jeśli ktoś wierzy, że przywiązanie do własnego narodu, religii czy rodziny wynika z resentymentów, uprzedzeń czy „przemocowości”, to jest to poniekąd logiczne, że uważa prawicowość za rodzaj ułomności. Tym nie ma sensu się zbytnio przejmować – stwierdza Kita.

– Od przyprawiania prawicy i konserwatyzmowi gęby obskurantów i ciemnogrodzian nie uciekniemy, bez względu na to, jak mocno sami podkreślalibyśmy swoje intelektualne wysublimowanie. Taki mamy po prostu duch czasu, dzisiaj łatka konserwatysty to często łatka człowieka intelektualnie przaśnego. Co nie oznacza, że należy ją dodatkowo wzmacniać, choćby w tak karykaturalny sposób, jak czynił to Jacek Kurski i jego pseudoludowa TVP. Intelektualne zasoby pozwalające modyfikować wizerunek prawicy jak najbardziej istnieją – dodaje Kaszczyszyn.

Trudno się z tym nie zgodzić. Dopiero od niedawna w mediach zaczynają wybrzmiewać głosy autorytetów i polityków, że postrzeganie swoich światopoglądowych przeciwników jako niewykształconych kołtunów powinno raczej budzić w nas niesmak, a nie aprobatę. Jednakże taka strategia walki z oponentem ma również swoje plusy. Po pierwsze, nie trzeba wtedy brać na serio stawianych przez niego tez. Po drugie, pozwala go zawstydzić i zmusić do milczenia.

Paternalizm nie stanowi, oczywiście, rozwiązania, a zmuszanie kogoś do milczenia nigdy nie spowodowało tego, że ten ktoś przestał mówić. Ponadto zamykanie się w swojej ideologicznej bańce jedynie sprawia, że myśl ubożeje. Chyba więc lepiej przyznać, że i w prawicowej refleksji znajdzie się coś wartego uwagi.

To jednak nie wydarzy się nigdy, jeśli zamiast treści będziemy spoglądać jedynie na światopoglądowe plakietki. Prawicowe ośrodki większości kojarzą się głównie albo z popieraniem niedawnego obozu władzy, albo z czymś na kształt oazy.

– Często śmiejemy się, że naszym podstawowym wyznacznikiem „dobrej roboty” jest publikacja w danym tygodniu serii materiałów, po których będziemy wyzywani na zmianę od „PiS-owców” i „piątej kolumny Tuska”. Przez ostatnie lata przypinano nam już różnorakie łatki partyjne: od „gowinowców” po „pipi-prawicę”. A tymczasem prawda jest prozaiczna: nasza działalność i nasza agenda nigdy nie były, nie są i nigdy nie będą zależne od aktualnie rządzącej partii – mówi wprost Kaszczyszyn.

Wydaje się więc, że dla części think tanków dotychczasowa działalność PiS stanowi raczej brzemię niż wiążący punkt odniesienia. Oczywiście, w tej kwestii zdania są podzielone i każdy ośrodek podchodzi do dziedzictwa partii Jarosława Kaczyńskiego trochę inaczej. Pojawia się przy tym pytanie o aktualność idei stojących za PiS oraz przekładanie się ich na rzeczywistość.

– Czołowi intelektualiści tego obozu to panowie w okolicach siedemdziesiątki, którzy swoje poglądy zazwyczaj uformowali wiele dekad temu i z tej perspektywy komentują bieżące wydarzenia. Poza tym wypada zadać sobie pytanie o wpływ często zacnych, bliskich PiS, intelektualistów na decyzje polityczne. Przykładowo czołową postacią tego obozu, naprawdę zorientowaną również w kluczowych procesach zachodzących dziś, choćby w dziedzinie nowych technologii, jest prof. Andrzej Zybertowicz. Czy jego cenne książki i liczne publikacje wpłynęły na jakieś konkretne decyzje rządu, kierunki polityki publicznej? – zastanawia się Kita.

Twórczy ewenement

I w tym właśnie miejscu otwiera się pole dla konserwatywnych think tanków. Nie chodzi o samo oderwanie prawicowej myśli od PiS. O wiele ważniejsze jest wykuwanie jej najważniejszych idei, takich, które przetrwają polityczne zawieruchy. Bo nawet najlepsze idee nie przetrwają, jeśli nie będą miały okazji sprawdzić się w działaniu. Albo przynajmniej nie okrzepną, nie staną się przedmiotem debaty bądź rozważnej krytyki.

Podejmowane przez think tanki tematy nadal są ważne dla wielu Polaków. Prawdopodobnie nie da się usunąć pojęć takich jak choćby suwerenność. Owszem, można udawać, że nie istnieją. Jednak wtedy polska refleksja znów znajdzie się w odwrocie. I ponownie pozwolimy innym definiować to, co przesądza o naszej tożsamości. Tak było chociażby z zakwalifikowaniem Polski do dziwnego tworu pod nazwą „Europa Wschodnia”, o czym z taką swadą pisał Larry Wolff w „Wynalezieniu Europy Wschodniej”.

Na polityków nie można tu liczyć. – Ani PiS, ani PO nie potrafiły stworzyć naprawdę silnego think tanku. Think tanki potrzebne są, kiedy robi się prawdziwą politykę, w takim znaczeniu, jak angielskie słowo „policy”, czyli sprawne zarządzanie państwem i jego rozwijanie. Współcześni polscy politycy są skoncentrowani na politics, czyli rozgrywkach partyjnych i osobistych, oraz na marketingu politycznym. Nie dają sobie rady z zarządzaniem informacją, wizerunkiem, na reformowanie państwa nie mają czasu ani sił. To samo dotyczy idei. Po co nowe idee, skoro stare już są, i przynajmniej według opinii polityków wystarczają do tego, by zatkać gębę ludowi? Specjaliści od idei zostali odsunięci na plan dalszy albo zajęli się praktyczną polityką i nawalankami z opozycją – mówi Piekutowski.

Prawdopodobnie w tym tkwi największa bolączka partii Jarosława Kaczyńskiego. PiS, obejmując władzę osiem lat temu, w swoich szeregach miał ludzi, którzy zjedli zęby na pracy przy ideach. Jednakże ich działalności nie uznawano w partii za coś szczególnie istotnego.

– Przed dojściem do władzy w 2015 r. PiS zdolny był stworzyć inspirujący intelektualnie Kongres„Polska Wielki Projekt”, który wraz z serią późniejszych kongresów programowych tworzył realny ferment intelektualny. W ostatnich latach ten kongres zamienił się w dużej mierze w przewidywalną imprezę dla utwierdzania samych siebie w tym, co już myślimy – sądzi Kaszczyszyn.

A w Polsce na ideowym fundamencie wznosi się całe formacje, a także wyborczą wierność. Nawet jeśli to przywiązanie objawia się raczej przez popieranie kilku niepowiązanych za sobą tez światopoglądowych niż poprzez wyznawanie konkretnych wartości. Liczą się konkretne, porywające slogany – czy jest się prozachodnim, czy też staje się na straży narodowej suwerenności; czy jest się za aborcją, czy przeciw niej, czy przywiązuje się wagę do praworządności. Co ciekawe, prawie nigdy nie chodzi o udzielenie konkretnej odpowiedzi, liczy się sama deklaracja. Hasło, pod którym można się podpisać lub wykaligrafować na kartonie i wyjść na ulicę.

– Zaplecza intelektualnego brak we wszystkich większych obozach politycznych. Na prawicy było to szczególnie widoczne przez ostatnie lata. Nie powoduje to jednak cierpienia polityków, inaczej interesowaliby się swoim zapleczem intelektualnym. Dlaczego się nie interesują? Symptomatyczne są legendarne już słowa Radosława Fogla, wicerzecznika PiS, który powiedział w RMF FM: „Z podobnym problemem mierzyliśmy się, kiedy sprawowaliśmy władzę w latach 2005–2007. Wtedy poszliśmy w kierunku bardzo eksperckim (…). Trafiali tam eksperci z rynku, trafiały osoby z tytułami naukowymi, z SGH, z innych uczelni. No i problem okazał się taki, że ich sposób myślenia o gospodarce, o zarządzaniu był zupełnie sprzeczny z tym, co Prawo i Sprawiedliwość ma w swoim programie” – przypomina Piekutowski. I dodaje: – W dobie postpolityki i ciągłego gaszenia pożarów wizerunkowych władza potrzebuje – albo tak jej się zdaje – posłusznych wykonawców i klakierów, a nie ekspertów. A tak się nieszczęśliwie składa, że prawdziwy ekspert nigdy klakierem nie będzie, bo do wyznaczników eksperckości należy samodzielne i krytyczne myślenie. Oczywiście, że jest mnóstwo inteligentnych ludzi, zarówno o poglądach prawicowych, jak i lewicowych czy liberalnych, ale tak się składa, że nigdy nie są oni zapraszani na „pierwszą linię”, bo obawa, że nie będą służalczo wierni partii, jest zbyt duża.

Owi inteligentni ludzie muszą szukać sobie innego miejsca, aby przekazać to, co mają do powiedzenia. Niezależnie od opcji, którą reprezentują, zawsze jest to tytaniczna praca. Przede wszystkim walka o to, żeby w ogóle zostać usłyszanym. Widmo danej partii krąży praktycznie nad każdym think tankiem. A odbiorcy bywają wyjątkowo nieufni, zwłaszcza gdy stykają się z poglądami, których nie popierają.

Wystarczy zerknąć do internetu. Artykuły są raczej komentowane, a nie czytane. Gra idzie o to, aby dany światopogląd wygrał, a sama refleksja jest drugorzędna wobec ideologicznych przepychanek. Niekiedy wystarczy wypowiedzieć samą nazwę danego ośrodka, aby wiedzieć, jakie pojawią się komentarze internautów.

Z tym problemem zmagają się również lewicowa Krytyka Polityczna czy Kultura Liberalna. Ostatecznie wielu publicystów niezwiązanych z mediami głównego nurtu pozostaje znanych jedynie wąskiemu gronu odbiorców. Nie ma co się dziwić, że i politycy nie traktują serio idei, które oni kształtują.

– Polska prawica intelektualna jest ewenementem pod względem wykuwania twórczych idei politycznych. Problemem jest częściej ich przełożenie na rzeczywistość, pod tym względem następstwa lat 2005 i 2015 są do siebie podobne – mówi Jakub Dudek z Magazynu Kontra.

– Po konserwatywnej stronie znajdziemy cały szereg środowisk, które przez lata nie popadły w intelektualną gnuśność i z których dorobku prawica może korzystać: od Klubu Jagiellońskiego, przez Nową Konfederację, po Teologię Polityczną. Mamy tu różnorodność podejmowanej tematyki, stawianych diagnoz, proponowanych rozwiązań. Tylko te środowiska niekoniecznie przebijają się do głównego nurtu dyskusji – dodaje Kaszczyszyn.

A gdzie walka z szurią?

Niemniej nieobecność w głównym nurcie debaty to niejedyny problem. Prawicowy dyskurs, zdominowany przez polityków, cierpi na wiele bolączek przekładających się na jakość tworzonego przekazu. Złe zdanie większości o polskiej prawicowej myśli nie pojawiło się wczoraj. Konserwatywni myśliciele nierzadko koncentrowali się albo na zagadnieniach specjalistycznych, niezbyt interesujących dla zwykłego odbiorcy, albo w swych analizach poruszali się na tak ogólnym poziomie, że trudno było cokolwiek z tego przyłożyć do bieżących problemów.

Kita rozszerza listę wad prawicowego dyskursu. – Partyjniactwo, sekciarstwo, toporność, mitomania, skupienie wyłącznie na (oczywiście generalnie potrzebnej) walce ze złem zamiast przedstawiania dobra – np. definiowania „po naszemu” i w sposób przystępny dla szerokiego odbiorcy pojęć, takich jak wolność, sprawiedliwość, miłość – wylicza.

Piekutowski idzie jeszcze dalej: – Największą jego wadą jest to, że go nie ma, a raczej – że ogranicza się on do powtarzania kilku tych samych haseł o wojnie kulturowej. Brakuje mi we współczesnym, polskim, prawicowym dyskursie nowych i śmiałych idei – na przykład konserwatywnych libertarian gospodarczych zapytałbym, jak mądrze dbać o wolność w czasach quasi-monopoli tworzonych przez gigantów technologicznych. A tych, którzy biadolą dziś nad „woke”, nad lewicowością młodzieży i jej rzekomą słabością psychiczną (dyskurs „płatków śniegu”), zapytałbym o głębszą diagnozę i o to, jaką w takim razie mają propozycję dla młodych.

Podobnie patrzy na to Kaszczyszyn. – Prawica lubi utyskiwać na zachodnią kulturę „woke” z jej ideologicznym zacietrzewieniem, wyolbrzymianiem różnych problemów i łatwością w „gumkowaniu” ideowych przeciwników z debaty publicznej – zauważa. – Tymczasem ryzyko „wokeizacji” polskiej prawicy uważam za realne. Ciągłe szukanie zewnętrznych wrogów, specyficzne cierpiętnictwo, robienie z siebie ofiary „lewackiego Zachodu”, zamykanie się w wygodnej tożsamościowej, oblężonej twierdzy, to wszystko są cechy prawicowego dyskursu, które możemy dostrzec już teraz. Taka ideowa wsobność to ślepa uliczka – przekonuje.

I tłumaczy: – Nie zapominajmy o tym, że think tanki skupione wokół pracy na ideach, starające się prowadzić prawicową refleksję na odpowiednim poziomie, to tylko jedna strona medalu. Nadal powstają ośrodki, grupy na Facebooku skoncentrowane jedynie na tym, aby prowadzić wielką wojnę ojczyźnianą, dla których idee są tylko hasełkami do wykorzystania w politycznej walce. Prawicowa myśl jest niezwykle podatna na takie tendencje. I one też bywają najgłośniej komentowane w debacie publicznej. A ich przedstawiciele dzięki tak zdobytej sławie mogą budować własny kapitał polityczny, nie zważając na konsekwencje. Zwraca na to uwagę Dudek: – Niekiedy brakuje nawet przestrzegania elementarnych reguł prowadzenia dyskusji. Polska prawica zbyt często zapomina, że pokonanie ideowego oponenta polega na wykazaniu błędów w jego rozumowaniu wraz z przekonaniem go do pewnych racji, a nie upokorzeniu go dla sportu.

W poważnych think tankach nikt nie traktuje takich „myślicieli” poważnie, ale może brakuje trochę walki z tymi, którzy głoszą absurdalne tezy. Walka z szurią, prawicą zamordystyczną i krzykliwą, musi być też zadaniem intelektualistów.

Największe zaniedbanie Zjednoczonej Prawicy

Czy samo tworzenie dobrej jakościowo treści jest wystarczające w tej materii? Albo czy możliwe jest przynajmniej choć drobne przeobrażenie mainstreamowej prawicy?

Dobrej myśli jest Kita. – Tak, prawica w Polsce może być bardziej intelektualna, a mniej łopatologiczna. Mamy ogromny dorobek poprzednich pokoleń Polaków i Europejczyków, który może nam w tym pomóc. Prawda jest też jednak taka, że potrzebne są zarówno środowiska intelektualne, jak przekaz dla szerokiego odbiorcy. Przy wszystkich wadach, o których już mówiłem, trzeba unikać utopizmu i oderwanych od rzeczywistości wizji polityki, w której partie i interesy nie odgrywają istotnej roli, a intelektualiści w drodze kulturalnej dyskusji ustalają, jak należy zorganizować ład publiczny, żeby było dobrze i pięknie.

Nie wszyscy podzielają jego optymizm. – Nawet inteligentni ludzie są sprowadzani do roli propagandzistów i wykonawców partyjnych poleceń. Cała polityka musiałaby się stać mniej łopatologiczna i przaśna. W czasach postpolityki twitterowej i infotainmentu nie widzę zbyt wielkich perspektyw, by tak się stało. Bo komu się ta większa intelektualność opłaca? Na pewno nie tym, którzy dysponują pieniędzmi. Jedyne, co pozostało, to cierpliwa praca u podstaw. Staramy się to robić w Nowej Konfederacji, robi to kilka innych środowisk. Kropla drąży skałę – twierdzi Piekutowski.

– Polska prawica stanie się bardziej intelektualna, a mniej przaśna, gdy przeniesie wektor polaryzacji partyjno-personalnej w kierunku polaryzacji ideowej, nie zapominając przy tym, że Polska jest w ostateczności jedną wspólnotą – podsumowuje Dudek.

Wyglądałoby zatem na to, że wciąż istnieje szansa na nowe otwarcie dla polskiej prawicy. Zwłaszcza dla tej, której leży na sercu jej intelektualny kształt. W końcu nie będzie tak, że konserwatyści nagle wyparują bądź z pewnym ociąganiem przyjmą wszystkie progresywne postulaty. Byłoby to też bardzo szkodliwe, gdyż idee najlepiej wykuwają się w trakcie rozważań i sporów.

Jednakże bez wsparcia instytucjonalnego żadne wielkie debaty nie będą mieć miejsca. – Brak budowy silnych instytucji to być może największe zaniedbanie ośmiu lat rządów Zjednoczonej Prawicy. Doraźna polityka zbyt często dominowała nad konserwatywnym myśleniem o ciągłości. Choć kolizje świata idei i politycznej fabryki kiełbasy są naturalne, to zbyt często w ogóle rezygnowano z próby ich syntezy, mimo licznych ofert ze strony prawicowego trzeciego sektora. Szczególnie widoczne było to w drugiej kadencji rządów PiS – dodaje Dudek.

Trochę łagodniej minione rządy ocenia Kita: – Szerzej patrząc, trzeba jednak odnotować, że rząd PiS wspierał sporo instytucji czy organizacji, które próbowały być kuźniami idei. Pomysłów na wielkie idee trochę było. Pytanie, ilu polityków było nimi zainteresowanych. Często widoczny był też słynny zdiagnozowany przez prezesa Kaczyńskiego „imposybilizm” – politycy wzajemnie blokowali swoje potencjalnie dobre dla państwa działania. A przy okazji zajmowali się wzajemnymi wojenkami zamiast strategicznymi wizjami.

Robić swoje

W najbliższej przyszłości prawicowe think tanki nie zamierzają składać broni. Choć nie sprzyja im ani społeczny odbiór, ani zmiana politycznego wektora. Zgodnie z zasadą, że praca zawsze musi zaczynać się od podstaw, koncentrują się zarówno na swojej dotychczasowej działalności, jak i szukają nowych form tworzenia prawicowej refleksji. – Naszym celem jest budowanie intelektualnego dorobku wszystkich Polaków, którym leży na sercu dobro państwa. Robimy to i będziemy robić – przez publikacje, debaty, przez to, że jesteśmy miejscem rozmów ludzi o bardzo różnych poglądach, przez działania eksperckie i tworzenie nowych idei – tak aktywność Nowej Konfederacji opisuje Jarema Piekutowski.

Kacper Kita z Nowego Ładu deklaruje: – Budowa ideowego ośrodka na poziomie merytorycznym to nasz cel od samego początku. Jesteśmy zespołem młodych ludzi podzielających podobne wartości i chcemy wprowadzać do intelektualnego obiegu nowych autorów, ale jednocześnie współpracujemy z wieloma uznanymi ekspertami i komentatorami. Przez pierwsze trzy lata opublikowało u nas teksty 111 różnych autorów. W każdym miesiącu publikujemy kilkadziesiąt artykułów i nagrań, jedne i drugie dostępne są także jako podcasty. Organizujemy debaty i spotkania. Jesteśmy otwarci na różne środowiska i budujemy z nimi więzi. Członkowie naszego zespołu publikują książki, występują w mediach. Będziemy to wszystko robić dalej – myślimy raczej kategoriami stopniowej pracy organicznej niż nagłych przełomów związanych z taką czy inną władzą. Mamy nadzieję stopniowo budować swoją pozycję jako ważny ośrodek prawicy, która jednocześnie nie wstydzi się swoich wartości, unika szurii i partyjnej propagandy, odpowiada na realne wyzwania XXI wieku, a nie buja w obłokach.

Cele Magazynu Kontra krótko ujmuje Jakub Dudek: – Kontynuujemy pracę Magazynu i organizowanie debat, chcąc reprezentować różne odcienie konserwatyzmu i dostarczać czytelnikom oraz gościom debat siłę argumentu w dyskursie publicznym.

A Klub Jagielloński? Piotr Kaszczyszyn zapewnia, że po prostu robi swoje: – Publikujemy artykuły i wywiady na łamach naszego portalu opinii, wydajemy kolejne raporty, dwa razy do roku wychodzi nasze czasopismo idei „Pressje”. Na naszym kanale na YouTubie znajdziecie podcast kulturalno-społeczny „Kultura poświęcona”, wróciliśmy także do stałego cotygodniowego formatu politycznego. Na początku nowego roku planujemy wydanie kolejnego numeru „Pressji”, tym razem poświęconego pokoleniu Z i temu, jak prawica powinna się ustosunkować do problemów młodej generacji. Tak żeby nie wyszło z tego stereotypowe, prawicowe jojczenie „że kiedyś to było”.

Można nawet wejść w polemikę

Think tanki starają się wychodzić poza swe ideologiczne bańki, a nawet rozwiązywać bieżące problemy ponad politycznymi podziałami. Istnieje projekt „Spięcie”, gdzie daną kwestię lub aktualny problem społeczny rozważają przedstawiciele różnych ośrodków, zarówno tych konserwatywnych, jak i progresywnych. Pojawiają się wspólne debaty (np. Klubu Jagiellońskiego i Magazynu Kontra), podcasty, analizy, publikacje.

Czy cokolwiek z tej pracy będzie w stanie zmienić naszą rzeczywistość? Krokiem w dobrym kierunku jest zapoznanie się z danym materiałem zamiast wysmarować emocjonalny, stereotypowy komentarz. Można nawet wejść w polemikę. Zdania być może nie zmienimy, ale przynajmniej nauczymy się lepiej wyrażać własne myśli.

Prawicowe think tanki nie cieszą się dobrą prasą. Nie oszukujmy się, również prawicowa myśl tylko nielicznym kojarzy się z wytrawnymi intelektualnymi rozważaniami. Dla pozostałych jest synonimem zamordyzmu oraz topornego konserwatyzmu.

Cóż, ciężko ciosane zdania polityków, z których tak chętnie dworuje sobie internet, formułowali najczęściej przedstawiciele obozu rządzącego. PiS przez osiem lat ciężko pracował na taki, a nie inny wizerunek prawicy. W pierwszym po wyborach wydaniu „Plusa Minusa” prof. Antoni Dudek za jedną z głównych przyczyn porażek dotychczasowego obozu władzy uznał niewypracowanie spójnego światopoglądu, który byłby w stanie przyciągnąć masy. Prawicowa rewolucja poniosła klęskę, a PiS stał się synonimem tępego autorytaryzmu, chętnie sięgającego po twarde narzędzia sprawowania władzy (większość sejmową, podstawowe instytucje państwa), lecz nieradzącego sobie z miękkimi środkami oddziaływania (np. tworzeniem bądź wspieraniem ośrodków wykuwających i interpretujących idee, umacniających posunięcia rządu).

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi