Magia, tarot, horoskopy. Nowa feministyczna religia

W myśleniu nowoczesnej czarownicy odnajdziemy trochę buntu, szczyptę czegoś niezwykłego, radość z przełamywania codziennej szarzyzny. Wszystko w imię budowania więzi z innymi kobietami. Tylko na takich fundamentach może narodzić się prawdziwe siostrzeństwo.

Publikacja: 13.10.2023 10:00

Mirosław Owczarek

Mirosław Owczarek

Foto: Plus Minus

Pamiętam jak lata temu moja nauczycielka zachwycała się wymyśloną (bo i naukowcy wciąż się na ten temat spierają, a i dowodów zbyt wielu nie ma) etymologią słowa wiedźma, czyli ta, która „wiedzę ma”, różna od niewiasty wiedzy nieposiadającej. Z jakąż ekscytacją opowiadała o tym, że kobiety to zawsze są bliżej natury, ile to prawdy i znajomości rzeczy kryje się w dawnych rytuałach naszych prababek. Mnie akurat babcia nie zdradziła ani tego, jak dotrzeć do kwiatu paproci, ani nie wyjawiła, jak sproszkować zioła na mikstury. Część koleżanek była jednak zachwycona. Od razu poczuły się lepsze od chłopaków, którzy nadają się tylko do rozwiązywania zadań z matematyki, a o prawdziwej wiedzy pojęcia nie mają. Reszta była raczej zniesmaczona tym, że nauczycielka chciała podbudować ich poczucie własnej wartości, wychwalając bieganie po lesie i nagie harce przy ognisku ku czci wielkiej Matki Natury.

Coś, co kiedyś było anegdotką, którą mogłam opowiedzieć znajomych, dziś staje się ponurą normalnością. Magia wraca do łask, zaczyna kształtować postawy społeczne, a to wszystko przy okrzykach radujących się feministek. W tej walce z rozumem największą ofiarę poniosły kobiety, ponieważ to do nich głównie kieruje się ezoteryczny przekaz. W jego ramach jawią się jako istotki, które na tradycyjną wiedzę powinny patrzeć ze wstrętem, bo los przeznaczył je do odprawiania uroków. Horoskopy, astrologia, tarot oraz reszta zaliczana do tego nurtu zjawisk – tym właśnie mają się zajmować wyemancypowane, nowoczesne kobiety. Ku uciesze zarabiających na nich korporacji oraz „zodiakar”, które w internecie za parę złociszy wyznaczą ascendent ich znaku zodiaku.

Czytaj więcej

„365 dni”, „Sex Education” i kobiety za Konfederacją. Feminizm pod rękę z konserwatyzmem

Naukowy sprzymierzeniec

Magia towarzyszyła człowiekowi od zarania dziejów, była jednym z pierwszych narzędzi objaśniających świat. Jednak im więcej nabieraliśmy rozumu, tym po bardziej racjonalne sięgaliśmy środki. Niemniej tajemna wiedza, dziwne artefakty, czary i zaklęcia wcale nie zniknęły z naszego życia. Zwykli ludzi posiłkowali się zabobonami w trudnych chwilach, gdyż pozwalały im zmagać się z przeciwnościami losu. Ślady takiego postępowania są jeszcze obecne, np. gdy świeżo upieczona matka przywiązuje do dziecięcego wózka czerwoną wstążeczkę, aby uchronić je przed złym urokiem. Zresztą, kto choć raz w życiu nie zmienił drogi ze względu na czarnego kota albo rozstawioną drabinę z obawy przed nieszczęściem?

Poza wymiarem codziennym istniał także bardziej wyszukany poziom magicznych zainteresowań. W zależności od epoki inne było również jego znaczenie. W średniowieczu mądre głowy szukały w nim skrywanych przez Boga tajemnic na temat natury wszechświata. A przy okazji chciano wynieść człowieka ponad inne dzieła stworzenia. I wyposażyć go w broń do walki z diabłem, demonami oraz wszelkim innym plugastwem. Takie zainteresowania bywały śmiertelnie niebezpieczne, ale kusiły możliwością odkrycia niesłychanych tajemnic Stwórcy.

Gdy autorytet religii zaczął słabnąć, magia zyskała innego sprzymierzeńca – naukę. Paradoksalnie im więcej w kulturze poszanowania dla wiedzy, tym jednocześnie więcej uznania dla magii. To w renesansie bez skrupułów sięgano do zapomnianych starożytnych ksiąg z zaklęciami, a także spalono najwięcej czarownic, wierząc w ich nadnaturalne zdolności. W nowożytności, gdy nauka powoli stawała się prawdziwą potęgą, alchemiczne schematy miały zniszczyć wszelkie granice poznania.

Pełnej racjonalizacji magii dokonano jednak dopiero w XIX w. Wtedy właśnie seanse spirytystyczne, przepowiadanie przyszłości, telepatia, telekineza, wywoływanie duchów przeobraziły się w przedmiot nauki. Zanim jednak odsądzimy naszych przodków od czci i wiary, musimy dobrze zrozumieć sytuację, w jakiej się znaleźli.

XIX w. to nie tylko okres wzmożonej industrializacji i kształtowania się podstawowych dla współczesności pojęć, lecz także czas niesamowitego skoku technologicznego. Niesłychane wynalazki pojawiały się niemal codziennie, a człowiek zdawał się po raz pierwszy wygrywać z naturą. Dopiero co dzięki pociągom mógł przemieszczać się na ogromne odległości, a już za moment pojawił się kolejny cud – telefon. Gdy zastanowić się nad tym, czym właściwie było to urządzenie, to czy nie okazuje się ono przedmiotem, który pozwala przekazywać myśli na odległość? W takiej perspektywie łatwiej dostrzec, że w tych czasach nawet telepatia mogła wydawać się czymś, co zaraz zostanie wyjaśnione przez naukę. I wykorzystane do ulepszenia ludzkiej egzystencji.

Tak właśnie rozumiano magię, ezoterykę i alchemię – jako przejawy zagadnień, których nauka jeszcze nie zdołała rozstrzygnąć, ale zaraz to zrobi, trzeba tylko troszeczkę poczekać. W badaniu takich kwestii, które obecnie zaliczylibyśmy do pseudonauki, przodowała, ustalająca swoją dziedzinę, psychologia, gdy starała się wytłumaczyć istotę zjawisk psychicznych. Wizja tego, że człowiek mógłby materializować swoje myśli przedstawiała się jako niezwykle inspirująca. A gdy dodamy do tego sposobność komunikowania się ze zmarłymi czy kształtowania świata w zgodzie ze swoją indywidualną wolą... Nic dziwnego, że wielu statecznych naukowców dało się uwieść tej wierze w nieograniczoną potęgę ludzkiego ducha.

Jedyny prawdziwy rodzaj wiedzy

Powtórzmy, magia zasadniczo nie miała przeczyć rozumowi, lecz wspomagać jego naturalne siły, wyposażając go w zupełnie nowe umiejętności, ułatwiające mu zarówno zdobywanie wiedzy, jak i panowanie nad światem przyrody. Gdy wiedza stawała się coraz bardziej powszechna i dostępna dla każdego, magia została zarezerwowana dla wybranych, o lotnym umyśle, którzy nie obawiali się sięgać tam, gdzie inni stawiali bastiony nie do przekroczenia. Naturalnie nie brakowało też głosów sprzeciwu, wskazujących na to, że zabobony do nauki wstępu mieć nie powinny.

Trzeba było jeszcze trochę czasu, aby ludzkość otrząsnęła się z przekonania, że będzie jej dane poznać wszelkie tajemnice świata. Nauka zaczęła rozważnie stawiać granice swoim przedmiotom oraz zawężać zakres swych zainteresowań. A magia wróciła do domu – pod strzechy niewykształconych, do szaleńców i hochsztaplerów, i do głupców przekonanych o swej mądrości. Niestety, do czasu.

Obecnie magia, horoskopy, zaklęcia, czarodziejskie przedmioty i podejrzane mikstury zdają się przeżywać swój kolejny renesans. I choć wszyscy już zdążyliśmy pośmiać się z wycieczki Kanału Sportowego na Life Balance Congress, gdzie można było wyleczyć bliską osobę na odległość, kupić oczyszczające aurę minerały oraz posłuchać samozwańczych guru, to ezoteryka wciąż trzyma się mocno. Nawet jeśli większość z nas uznaje leczenie raka za pomocą ziemniaka za coś, za co powinna grozić odpowiedzialność karna, to na mniej inwazyjne rodzaje magii przymykamy oko.

Zerknięcie do horoskopu? Oj tam, przecież w to nie wierzę, a sprawdzić nie zaszkodzi. Włożenie do torebki konkretnego minerału, aby odnieść sukces na egzaminie? Jestem racjonalna i nie wierzę w gusła, ale jeśli pomoże… Posążek przynoszący szczęście na półce? Może to jednak okaże się prawda... Nie ma w tym nic złego. Tyle że im więcej irracjonalności akceptujemy, tym łatwiej przychodzi nam wiara w coraz bardziej bzdurne rzeczy. A magia wynoszona na salony zaczyna odgrywać coraz większą rolę w życiu społecznym oraz politycznym. Zwłaszcza w odniesieniu do kobiet, stając się dla nich prymarną i powszechnie akceptowaną perspektywą ujmowania świata. Nie dlatego że z natury są mniej racjonalne niż mężczyźni. Zabobony cieszą się wśród kobiet większym uznaniem, ponieważ to one zazwyczaj dbają o sprawy dnia codziennego, martwiąc się o zdrowie dzieci czy pomyślność rodziny. I częściej w razie problemów sięgają po różne, nawet najbardziej dziwaczne, sposoby wyjścia z opresji. Jednak współczesne i z gruntu nowoczesne koncepcje, do których przyjmowania kobiety są zachęcane, wcale nie odnoszą się do tego rodzaju magii.

O ile wcześniej ezoteryka w jakiś sposób korespondowała z nauką, starała się ją uzupełniać, chociaż całkowicie błędnie i niepotrzebnie, o tyle dziś wyrasta na jedyny, prawdziwy rodzaj wiedzy. Zdecydowanie lepszy od racjonalnych teorii wykutych zgodnie z tradycyjnymi schematami. Bardziej adekwatny, bo przynależący do tych, którzy przez lata byli wykluczeni – do kobiet.

Czytaj więcej

Transrewolucja: nauka, fobia, ideologia

Te kościelne zabobony…

Magia odrodziła się w naszym życiu za sprawą romansów z kolejnymi falami feminizmu. Pozwoliła przetrwać przekonaniu o tym, że kobiecość jest czymś specyficznym, powiązanym z pradawną znajomością rzeczy. Później, oczywiście, zły męski świat zniszczył tę wspaniałą tradycję, gdyż wyrugował z przestrzeni myśli rzeczy wykraczające poza rozum. Na szczęście czarownice jakoś przetrwały i dziś mogą zaprawiać w boju młode adeptki. A my wszystkie możemy być pewne, że z natury, dzięki płci jesteśmy kimś niesamowitym oraz wyjątkowym.

Niezależnie od wieku, statusu społecznego, wykształcenia wciąż dajemy się na to złapać. Tak jakby wszystko to, co związane z kobiecością, musiało być z automatu dobre, bo inaczej będziemy czuć się poniżone. Owszem kobiety w przeszłości korzystały z porad szeptuch, znachorek i wróżek, bo innej opcji nie było. Dziś na szczęście możemy iść do lekarza lub innego specjalisty. Albo same zadbać o swój los. Rzeczywiście kiedyś na zbyt uczoną kobietę nie patrzono przychylnym okiem. Obecnie za zajmowanie się fizyką nie grozi jednak społeczny ostracyzm. Nie potrzebujemy już wywyższać się na podstawie tego, że jakaś pradawna siła ukształtowała nas do najbardziej szlachetnych zadań. Niemniej wygląda na to, że ta potrzeba bycia lepszym z natury wcale wśród kobiet nie ginie. A nowofalowy feminizm chętnie się nią karmi, prowadząc przy tym do upadku autorytetu rozumu.

Nowe ruchy feministyczne opierają się głównie na idei siostrzeństwa i odwiecznej łączności kobiet z matką naturą, co rzekomo pozwala zdobyć im umiejętności dostrzegania w świecie tego, co umyka racjonalnemu, męskiemu oku. Kobiety widzą szerzej, dzięki czemu wiedzą więcej od nauki skonstruowanej zgodnie z patriarchalnymi kategoriami. Beznamiętny opis posługujący się pojęciami, w których nie ma miejsca na szał emocji, nie zaspokaja potrzeb prawdziwych sióstr-wiedźm. Prawda kryje się w szemrzącym przy pełni księżyca strumieniu, w kartach tarotach i ascendentach znaków zodiaku.

Kiedyś czytanie horoskopów było niewinną zabawą. Aktualnie zodiakary narzekające na to, że na psychologii nie uczą nic o terapii tarotem, spotkasz już wszędzie. Podobnie interpretowanie run nie pojawia się wyłącznie na suto zakrapianych imprezach, gdy skończą się inne rozrywki, lecz organizuje się dla tego celu się poważne spotkania.

Przeglądając w internecie posty współczesnych feministek, dostajemy do czytania naprawdę przedziwny zestaw nieprzystających do siebie poglądów. Z jednej strony mamy utyskiwanie na to, że tyle osób wciąż wierzy w zabobony głoszone przez Kościół katolicki. Natomiast z drugiej strony umieszczają one ogłoszenia... o stawianiu tarota.

Wystarczy użyć wyszukiwarki Google’a, aby przekonać się, ile znanych feministek dorabia sobie właśnie w taki sposób. Sama byłam świadkiem tego, jak jedna z ich zagorzałych czytelniczek nie chciała się podzielić na wigilii opłatkiem, bo to przestarzałe gusła, ale pół godziny później pytała każdego przy stole o dokładną datę urodzenia, gdyż chciała nam ułożyć horoskop.

Cóż, walka ze sterylną, obiektywną męską nauką, wymaga poświęceń. Pierwszy na ołtarz ofiarny idzie rozum, bo w jego logicznych formułach nie ma niczego fascynującego. Wydają się jakieś takie płytkie, odsyłają do nudnych teorii, eksperymentów i skomplikowanych matematycznych zapisów. Brakuje im powabu, „wielkich idei” pociągających tłumy. Inaczej mówiąc: lepiej szaleć z horoskopami przy pełni księżyca, niż wczytywać się w nużące tabelki naukowców. Przecież ekstatyczna zabawa zawsze jest lepsza od mozolnego poznawania opartego na ścisłych regułach. No kto to widział w XXI w. wierzyć jakimś siwym facecikom ukrytym za pulpitem w uniwersyteckich murach.

Nic tu po przeciwniczce aborcji

Ile w tym stereotypów, tego nawet nie trzeba tłumaczyć. Dziwić może tylko to, że feminizm z takim powodzeniem sprzedaje tak antykobiecy przekaz. Pokazujący wprost, że kobietki są emocjonalne, uczuciowe, znają się wyłącznie na rzeczach prostych i nie dla nich opasłe tomiszcza czytane w akademiach. Dla nich jest wiedza lepsza, oparta na intuicji i przeczuciu, czyli taka, którą może pochwalić się nawet analfabeta.

Mimo wszystko ładnie się to roznosi, ponieważ zostało ubrane w piękne, modne szaty. Ezoteryka zaspokaja potrzebę uczestnictwa w czymś, co nie jest dostępne dla każdego, ale nadal jest przeżywane w pewnej grupie wtajemniczonych. Wielu z nas pragnie poczuć się kimś wyjątkowym, lecz ze świadomością, że nasze spojrzenie na rzeczywistość jest przez kogoś podzielane; w innym przypadku wytwarzane na tym gruncie samozadowolenie będzie niepełne.

Nauka z zasady nie zwraca uwagi na takie egzystencjalne ciągoty, dlatego w tym miejscu oddaje pole magii. Gdy równocześnie wybrzmiewają jeszcze peany na cześć pradawnej mistyki kobiecości, cała ta mieszanka okazuje się niezwykle niebezpieczna. Wtedy to już prawdy tylko ze świecą szukać, niekoniecznie przy pełni księżyca.

W myśleniu nowoczesnej czarownicy odnajdziemy trochę buntu, szczyptę czegoś niezwykłego, będzie też radość z uczestnictwa w działaniach przekraczających codzienną szarzyznę. Wszystko w imię budowania więzi z innymi kobietami. Tylko na takich fundamentach może narodzić się prawdziwe siostrzeństwo.

Nie ma w nim miejsca nie tylko dla przeciwniczek aborcji czy konserwatystek, lecz także dla tych przedstawicielek płci pięknej, które za bardzo chciały się dopasować do męskiego świata. Tak, tych, co swoim zachowaniem legitymizują męski świat uniwersytetów i korporacji. Teraz za swoje błędy zapłacą wykluczeniem. W końcu mogły zajmować się tym, co prawdziwe kobiety robić powinny. Jak widać, głupota ma wiele twarzy, ale ważniejsze jest to, kto przebije się do mainstreamu z jej definicją.

Czytaj więcej

"Królestwo: Exodus”: Nihilista w szpitalnej kaplicy

Emancypacja poszła na marne

I tak ezoteryka coraz mocniej wpływa na rzeczywistość, zmieniając to, w jaki sposób kobiety same siebie postrzegają. Magiczną wizję kobiecości wspiera przy tym popkultura. Być może stoją za tym przesłanki ideologiczne albo po prostu korporacje wyczuły szansę na zarobek. W księgarniach napotkamy mnóstwo książek dla małych i dużych dziewczynek, które mają pomóc im odnaleźć swą wewnętrzną wiedźmę. Na te tendencje głuchy nie pozostał przemysł filmowy, a tym bardziej serialowy. Wiadomo, nie działa to tak, że po obejrzeniu dwóch odcinków nagle pobiegniemy szukać kwiatu paproci. Niebezpiecznie robi się wtedy, gdy serialowa ezoteryka zaczyna wspierać nowomodne teorie na temat kobiecości i męskości. A w związku z tym zaczyna forsować nowy obraz relacji społecznych.

W serialach siostrzana siła uwidacznia się przede wszystkim podczas odprawiania mrocznych rytuałów, kiedy wspólnota budowana jest wokół tego, co niedostępne dla mężczyzn. Z facetami można współdzielić superbohaterskie umiejętności i rozwiązywać sprawy brutalnych morderstw, ale magia zarezerwowana jest dla kobiet.

Dodatkowo ezoteryka jest przedstawiana jako narzędzie stanowiące remedium na wszelkie problemy. Dzięki niej dziewczyny zawsze dadzą sobie radę, bo są na tyle silne, że nie potrzebują żadnej pomocy z zewnątrz. Trauma? Nieumiejętność poradzenia sobie ze śmiercią bliskiej osoby? Złe relacje rodzinne? Czary-mary, kilka koleżanek i już żadni psychologowie nie są potrzebni. A na deser podamy herbatkę z dziwnych ziół, aby nastrój i samoocena tych wszechwiedzących kobietek błyskawicznie się poprawiły.

Warto dodać, że w świecie powszechnej równości tylko kobiecość definiowana poprzez magię może być czymś wyjątkowym. Ezoteryka sprawia, że istnieje coś zarezerwowanego wyłącznie dla dziewczyn, wokół czego mogą budować swoją tożsamość. Niby nie wypada już mówić o typowo kobiecych cechach, ale… Ostatecznie, kiedy wszystko jest płynne oraz zależne od indywidualnych wyborów, stałości poszukujemy w horoskopie i zakazanych księgach z zaklęciami.

Szkoda tylko, że koniec końców taka wizja kobiecości ma dużo więcej wspólnego z fantazjami na temat „złotych” lat 50. niż silnymi i wyemancypowanymi babkami. A zapędzają nas tam postępowi ideolodzy, ku chwale nowoczesności oraz wolności samostanowienia o sobie. Naturalnie, aby nam pomóc, wcześniej pokażą paluszkiem, co zabobonem jest, a co zalicza się już do wiedzy rzetelnej.

Droga na skróty

Dlaczego jednak świat horoskopów, czarów i guseł jest aż tak pociągający? Czemu wiele młodych dziewczyn, zamiast szturmować politechniki, woli zostać wiedźmą i śledzić na Instagramie swoje ulubione zodiakary? Pewnie z tych samych powodów, dla których młodzi mężczyźni zamiast o karierze naukowej marzą o występach w Fame MMA. Nie ma w tym żadnej pseudobiologii predestynującej jedną płeć do naukowych odkryć, a drugą do parzenia ziół. Zodiakarstwo jest łatwą, prostą i przyjemną drogą na skróty. Bez wysiłku pozwala poczuć się wyjątkowo, a przy tym zaistnieć w mediach społecznościowych. Co więcej, dostarcza prostych i błyskawicznych odpowiedzi na trudne, wielowątkowe pytania. W przeciwieństwie do nauki, która w gruncie rzeczy jest niepewna i trudna.

Wnikliwe, racjonalne badanie danego przedmiotu nie zawsze daje nam jednoznaczne odpowiedzi, lecz prowadzi raczej do stawiania kolejnych pytań. Ponadto nauka rzadko mówi coś wprost do konkretnego człowieka, gdyż porusza się wśród ogółów, a nie szczegółów. Inaczej jest w przypadku magii. Postawienie tarota gwarantuje otrzymanie szybkiej i bezpośredniej odpowiedzi w najbardziej naglących dla danej zodiakary sprawach. Ten przekaz jest skierowany do niej, ona została wyróżniona przez siły natury.

Można to wszystko zbyć, mówiąc, że głupcy istnieli od zawsze. Lub zlekceważyć, bo „większość i tak nie traktuje magii serio”. Niemniej wielkie katastrofy zawsze zaczynają się od rzeczy, do których nie przywiązujemy wagi, nie wierząc, że kiedyś zdobędą powszechne uznanie.

Dziś przy milczącej zgodzie większości upada autorytet rozumu. Coraz więcej ludzi z nieufnością podchodzi do tego, co opiera się na zewnętrznym autorytecie, a wybiera to, co rzekomo nowe i niezwykłe, słuchając już tylko tych, którzy potwierdzają powszechne obowiązywanie ich indywidualnego osądu. Indywidualne „ja” wygrywa z naukowymi ogólnikami.

Historia już niejeden raz pouczała nas o tym, że człowiek nie ma takiej siły, aby przekształcić całą rzeczywistość zgodnie ze swoją wolą. Z takich pragnień wychodziła albo tragedia, albo rozczarowanie, albo terror. Niemniej ezoteryka wciąż łudzi niektórych, że jest to możliwe, a przy tym nie wymaga wielkiego wysiłku. Nie oszukujmy się – życie w zgodzie z rozumem bywa mozolne i nudne, nie ma takiego powabu jak czary. Ale bez niego wszyscy jesteśmy straceni.

Pamiętam jak lata temu moja nauczycielka zachwycała się wymyśloną (bo i naukowcy wciąż się na ten temat spierają, a i dowodów zbyt wielu nie ma) etymologią słowa wiedźma, czyli ta, która „wiedzę ma”, różna od niewiasty wiedzy nieposiadającej. Z jakąż ekscytacją opowiadała o tym, że kobiety to zawsze są bliżej natury, ile to prawdy i znajomości rzeczy kryje się w dawnych rytuałach naszych prababek. Mnie akurat babcia nie zdradziła ani tego, jak dotrzeć do kwiatu paproci, ani nie wyjawiła, jak sproszkować zioła na mikstury. Część koleżanek była jednak zachwycona. Od razu poczuły się lepsze od chłopaków, którzy nadają się tylko do rozwiązywania zadań z matematyki, a o prawdziwej wiedzy pojęcia nie mają. Reszta była raczej zniesmaczona tym, że nauczycielka chciała podbudować ich poczucie własnej wartości, wychwalając bieganie po lesie i nagie harce przy ognisku ku czci wielkiej Matki Natury.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi